wtorek, 16 grudnia 2014

07. Straszny strych i tajemniczy dziennik.

DPOV

Fuknęłam niezadowolona zauważając, że w całym domu nie było ani jednej książki, której bym nie czytała. Ruszyłam więc w stronę schodów, aby wejść na strych, bo tam na pewno będzie coś do poczytania. Otworzyłam białe drzwi i od razu otulił mnie zapach płynu, którego mama używała do prania ubrań. Wszystkie mokre bluzki i spodnie wisiały na sznurku obok drzwi. Zostawiłam je otwarte. Może uznacie mnie za śmieszną i lekko dziecinną, ale bałam się strychu. To śmieszne. Zapaliłam światło i ruszyłam szybko w stronę popodpisywanych kartonów ze starego mieszkania. Jak najszybciej znaleźć coś i wrócić do pokoju. Misie Eddie'go, Płyty, Buty zimowe... Nic? Rozsunęłam pudełka próbując przedrzeć się gdzieś do tych na tyle. Rzeczy z piwnicy. A co mi szkodzi? Otworzyłam karton, a w środku zobaczyłam stare narzędzia taty, kilka słoików wypełnionych guzikami, starą klawiaturę od komputera i notatnik w czarnej okładce. Zaintrygowana chwyciłam do rąk zeszyt i zobaczyłam wyblakłe napisane korektorem moje imię na grzbiecie notatnika. Zmarszczyłam brwi. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek miała tą rzecz w dłoniach, ale ja nie pamiętam czternastu lat swojego życia, więc może czas to obejrzeć? Podniosłam się z podłogi i szybko wyszłam ze strychu kierując sie do swojego pokoju. Przeżyłam mały szok po otworzeniu notatnika. To był pamiętnik. Nie był pisany przeze mnie, ale przez chłopaka, który podpisywał się H.

?POV

27 Lipca 2007 rok.

-Nie chcę iść jeszcze do domu, jestem pewna, że mama pozwoli mi zostać dłużej na dworze. - Oświadczyła Darcy wyciągając z kieszeni swój nowy telefon z klapką. Dostała go wczoraj, no i był fajny, ale nie umieliśmy go używać, bo to był jej pierwszy telefon. Ja swój dostałem na urodziny, ale był inny niż  ten Darcy. Moim dało się zrobić zdjęcia. Miałem jedno na tapecie, była na nim ona. Gdyby nie to, że siedziałem z nogami na starej deskorolce, to pewnie zaraz spadłbym na ziemię, bo od ciągłego śmiechu zacząłem tracić równowagę. Ale i tak siedzieliśmy na krawężniku, więc krzywda raczej mi nie groziła. Podniosłem się wyciągając rękę do Darcy. Popatrzyła na mnie chwilę bawiąc się swoim pierścionkiem.
-Ja na prawdę nie chcę iść jeszcze do domu. - Powiedziała patrząc na mnie z dołu.
-Przecież ci nie każę. Robię to? - Pokręciła głową i podała mi dłoń. Pociągnąłem ją do siebie. - Stań tu. - Wskazałem na deskorolkę.
-Wiesz, że nie umiem jeździć. Po co?
-Nauczę cię. - Wzruszyła ramionami i stanęła na deskorolce. - Tylko się nie bój. - Powiedziałem łapiąc jej malutkie dłonie. Przewróciła oczami.
-Przecież nie będę. - Ale mimo wszystko wciągnęła głośno powietrze ustami, kiedy lekko pociągnąłem ją do przodu za ręce.
-Przecież nie będę. - Przedrzeźniłem wysokim głosem. Darcy się zaśmiała i uderzyła mnie lekko pięścią w ramię.
-Teddy! - Upomniała mnie.
-Co? Dlaczego Teddy?
-Bo jesteś jak misio. - Posłała mi jeden z jej najładniejszych uśmiechów powodując ten sam stan na mojej twarzy.
-Zaraz będzie padać. - Powiedziałem powoli ruszając do tyłu trzymając Darcy za ręce. Krople deszczu spadały coraz częściej na ulicę, po której sunęły koła deskorolki. - Może jednak pójdziemy do mnie?
-Jak chcesz. - Próbowała cały czas utrzymać równowagę, bo coraz szybciej szedłem do tyłu. Nagle w jednej sekundzie lekki deszczyk zmienił się w ulewę i momentalnie staliśmy się cali mokrzy. Darcy spojrzała w niebo mrużąc oczy przez gęsto spadające krople.
-To się nazywa zerwanie chmury. Czytałam kiedyś o tym. - Odgarnęła mokre włosy, które przyklejały się do jej policzków.
-Biegniemy. - Darcy zeszła z deskorolki, którą złapałem, a drugą dłoń splotłem z jej dłonią  i zacząłem biec w stronę domu. 
-Ja za tobą nie nadąrzam, jesteś za szybki, zwolnij! - Krzyknęła, ale ja zamiast biec wolniej, tylko kazałem jej wskoczyć mi na plecy i bieglem dalej. - Teddy, będzie ci za ciężko, zejdę.
-Nie jest mi ciężko, siedź. - Zachichotała słysząc mój rozkazujący ton, ale nie zeszła. Krople deszczu niemiłosiernie moczyły nasze ubrania i włosy ale mimo pogody uśmiechałem się, bo Darcy nazwała mnie Teddy.
Będąc już przed domem dziewczyna zeskoczyła z moich pleców, więc mogłem zdyszany otworzyć garaż, ponieważ drzwi wejściowe były zamknięte.
-Musisz być cicho. Dziewczyny są w domu. - Powiedziałem i możliwie jak najciszej zamknąłem drzwi garażu. - Chodź. - Zachęciłem Darcy do pójścia za mną.
-Już jest w domu! I jest Darcy! - krzyknęła Charlotte, powodując, że reszta mojego rodzeństwa otoczyła nas.
-Nananananna zakochana para! - Czułem się taki zawstydzony. Spojrzałem na Darcy. Ona tylko uśmiechnęła się i złapała moją dłoń.
-Stoją w przedpokoju, nie mają spokoju. - Dokończyła przytulając się do mnie.

Dzisiaj trochę krótszy, ale wzamian dodamy jutro kolejny :) xx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz