poniedziałek, 22 grudnia 2014

09. Każdy ma łaskotki.

DPOV
Irytujący dźwięk telefonu wyrwał mnie ze snu. Zdenerwowana odebrałam witając mamę głośnym westchnięciem.
-Tak mamo, boli. Proszę cię, nie umieram jeszcze. Nie musisz dzwonić co dziesięć minut. - Powiedziałam na jednym wdechu zmęczona już ciągłymi telefonami od rodzicielki. - Jestem pewna, że dam sobie radę, to nie tak, że zostaję w domu pierwszy raz z powodu bólu brzucha. Spokojnie. Idę spać dalej. - Rozłączyłam się i odrzuciłam telefon na szafkę, zagrzebując się z powrotem w mięciutkiej brązowej pościeli. Położyłam głowę na poduszcze wypchanej piórami i przymknęłam oczy z nadzieją, że jeszcze uda mi się zasnąć, jednak dotarło do mnie jak niemiła byłam dla mamy. Przecież ona się tylko martwi. Wysunęłam rękę spod kołdry i powoli napisałam krótki sms.
Do mama: przepraszam za krzyk, ale jestem zmęczona.
Kiedy dotarł do mnie raport dostarczenia, położyłam się z powrotem na łóżku już spokojna o to, że mama nie czuje się urażona. Moje powieki opadały co chwilę, kiedy czułam jak ciężkie się stają. Moje ciało już było w krainie snów, nie dałabym rady teraz nawet poruszyć palcem ,bo od snu całkowitego dzieliły mnie sekundy. W końcu całkiem zamknęłam oczy czując jak powoli odpływam w upragnione objęcia Morfeusza, a moje ciało staje się lekkie, więc uśmiechnęłam się do siebie w duchu. Nagle jednak zostałam zmuszona do otwarcia szeroko powiek, a moje serce przyspieszyło gwałtownie, kiedy przestraszyłam się dźwięku dochodzącego zza okna. Bardzo niechętnie wstałam, ale podeszłam do niego otwierając je na oścież, jednocześnie starając się ignorować ból w dole brzucha.
-Możesz przestać? Próbuję spać. - Warknęłam najgłośniej, jak to było możliwe, aby móc przekrzyczeć muzykę. Dzięki temu mój denerwujący sąsiad zatrzymał to swoje wycie i podszedł do swojego okna, które zresztą było otwarte. Jak? Jak można? Jest jakby zimno? Chłopak uśmiechnął się złośliwie i podjechał do okna na swoim krześle obrotowym. Jego zielone oczy wyraźnie wywiercały we mnie jakąś niewidzialną dziurę, może właśnie dlatego bolał mnie brzuch?
-A pani nie w szkole? Nie ładnie wagarować. - Powiedział splatając dłonie na nagim torsie. - Czy tego powodem jest przystojny sąsiad, który tylko w szkole nosi koszulkę, więc zostałaś w domu aby go podziwiać?
-Zamknij się i nie wracaj już więcej do tego tematu, bo przysięgam, że cię zajebię Styles. - Syknęłam. - I wyłącz.. to coś co nazywasz muzyką.
-Uuu, ostro. - Teatralnie odsunął się, możliwie jak najmocniej napierając ma oparcie krzesła. - Ktoś tu ma okres, zgadłem?
-Zamknij się, to na prawdę śmieszy tylko ciebie. - Kontynuowałam dyskusję. Poza tym zgadł.
-Być może, ale wcale nie mam obranego rozbawiania ciebie jako cel życiowy, więc mi to pasuje.
-Bo twoim celem życiowym jest rozbawianie siebie moim kosztem. Wiesz, to smutne, że doszło do tego, że musisz sam śmiać się z własnych żartów.
-Po prostu mam wyjątkowe poczucie humo... - urwał, widząc jak zginam się wpół pod wpływem nagłego silnego bólu w dole brzucha. Upadłam na podłogę, a łzy spływały bezwładnie po mojej twarzy. Jęknęłam z bólu zaciskając mocno zęby. Skuliłam się mocno łapiąc za brzuch i modląc się w duchu, aby ból ustał. Otworzyłam oczy słysząc przerażony głos wypowiadający moje imię. Jedyne co zobaczyłam przed ponownym zaciśnięciem powiek, to Harry wskakujący przez moje okno i zamykający je, a potem już tylko czułam jak bierze mnie na ręce i delikatnie kładzie na łóżku. Nienawidzę tych dni w miesiącu.
-Boże, Darcy wszystko w porządku? - Nawet jeśli cholernie bolał mnie brzuch, mogłam zauważyć, że Harry nazwał mnie zdrobniale i to był chyba pierwszy raz, kiedy to zrobił. Podobało mi się jak przestraszony patrzył mi w oczy głaszcząc mnie po włosach. - Poczekaj chwilę. - Wstał i ponownie otworzył moje okno. - GEMMA! - Wydarł się, aż się wzdrygnęłam. Rzucił mi szybkie spojrzenie upewniając się, że jeszcze żyję (tak mówię to poważnie.) i przeniósł je na siostrę, która stanęła w jego oknie.
-Czego się drzesz? - Miło.
-Zaparz proszę miętę dla Darlene. - Poprosił i znów spojrzał zaraz na mnie. - Brałaś jakieś leki? - Zaprzeczyłam. - I daj coś przeciwbólowego. - Znów zwrócił się do siostry. Gemma tylko kiwnęła głową i podeszła w stronę drzwi jego pokoju, przez co straciłam ją z oczu.
-Harry, czy ty skakałeś przez dwa okna dla dziewczyny? - Zapytała i byłam pewna, że posyła mu znaczące spojrzenie i chodź jego wzrok mówił, że zaraz rzuci tekstem typu "zamknij się", to jego twarz złagodniała, dłonie zostały splecione razem pod brzuchem, a on tylko kiwnął głową przygryzając lekko wargę. Jak taki mały słodki chłopczyk. Staph.
-Jestem z ciebie dumna braciszku. Zaraz wracam. - Powiedziała Gem i jak sądzę, wyszła z pokoju. Harry uśmiechnął się patrząc w swoje okno. Są takim uroczym rodzeństwem. Teraz zapanowała niezręczna cisza. Oboje milczeliśmy nie wiedząc co mamy do siebie powiedzieć, więc przez pewien czas po prostu patrzyliśmy się na siebie. Zauważyłam teraz, że Harry ubrany był w luźną szarą bluzkę bez rękawów, która odsłaniała jego wytatułowany obojczyk. Widniały na nim dwie jaskółki. Na jego głowie nie było bandany jak zazwyczaj, jego włosy spięte były w koczka i szczerze mówiąc podobał mi się w tym wydaniu. Jego idealne nogi, których swoją drogą niejedna dziewczyna napewno mu zazdrości zakrywały tylko spodenki do kolan, podobne do tych, które noszą koszykarze. Patrzył na mnie swoimi dużymi zielonymi oczami wyraźnie krytykując w głowie mój wygląd. Szczerze? Nie zdziwiłabym się, gdyby to co widział mu się nie podobało. To znaczy, nie mam kompleksów. Nie potrzebuję ich. Lepiej widzieć w sobie zalety niż wady, nawet jeśli jesteśmy ich całkowicie świadomi. Ale dzisiaj nie mogłam wyglądać dobrze. Siedziałam z pokulonymi pod brodę nogami, które oplotłam ramionami splatając swoje dłonie ciasno razem. Niewątpliwie wory pod moimi oczami były mocno widoczne, ponieważ nie spałam całą noc z powodu bólu brzucha. Moje włosy były rozczochrane od kręcenia się od wczoraj z boku na bok, w dodatku moją twarz co chwilę wykrzywiał grymas wywołany mocnym kłuciem w podbrzuszu.
-To... Ten... - Zaczął Styles bawiąc się swoimi palcami. Jego dłonie były splecione razem jak moje, z tą różnicą, że moje kciuki co chwilę delikatnie przejeżdżały po materiale mojej piżamy w krówki, a on robił z nich tak zwany "młynek". - Jak się czujesz?
-Umieram, Harry. - Odpowiedziałam i sama się zdziwiłam jak bardzo słaby jest mój głos.
-Uhm, a jadłaś cokolwiek?
-Brzmisz jak moja babcia. - Odpowiedział mi wyczekującym spojrzeniem, więc westchnęłam. - Nie.
-Ty sobie chyba jaja robisz. - Rozłączył dłonie rozkładając je w geście oburzenia. - Nie będziesz brała leków na czczo. - Podobała mi się jego postawa. Miał taki opiekuńczy wyraz twarzy, martwił się. Z drugiej strony to był jednak Styles i mimo wszystko zawsze zostanie tym chłopakiem z sąsiedniego domu, z którym uwielbiam sobie docinać. Mogłam stwierdzić, że w ostatnim czasie dokuczanie sobie nawzajem stało się naszym hobby i sprawiało nam przyjemność.
-Boże, Harry. - Zakryłam oczy dłonią, pokazując swoje zirytowanie. - Dopiero się obudziłam, czego ty oczekujesz?
-Chcę dobrze.
-Wiem, doceniam to, dziękuję. Ale robisz z tego nie wiadomo co, to tylko ból brzucha. - Stwierdziłam zdejmując dłoń z twarzy. - W każdym razie, to miłe. A właściwie dlaczego ty nie jesteś w szkole? - Zauważyłam.
-Zaspałem, więc nie opłacało się iść na drugą lekcję. I oto jestem.
-Moment. - Podniosłam palec do góry. - Czy my jesteśmy dla siebie mili?
-Uhm, tak. Tak sądzę.
-To takie do nas niepodobne. Ale jest... Dobrze. - Opuściłam rękę, delikatnie się uśmiechając.
-I tak długo nie wytrzymamy. - Styles posłał mi szeroki uśmiech, a ja zaśmiałam się na jego słowa. Wierzcie, lub nie, ale czułam, jakbym rozmawiała z kimś, kogo znam od zawsze, a jego uśmiech, był najpiękniejszym uśmiechem świata. W tamtym momencie po raz pierwszy pomyślałam o brunecie, jak o chłopaku. Nie jak o wkurzającym, gorącym sąsiedzie. Jak o chłopaku z sąsiedztwa, z którym mogłabym się umówić. Myślałam o nim, jak... O Harry'm.
-Tak, to prawda. - Nie wierzę, że jeden jego uśmiech zrobił na mnie tak duże wrażenie. Pierwszy raz wykonał wobec mnie tak szczery gest. Nie był to jeden z tych krzywych wymuszonych grymasów, albo złośliwych uśmieszków, jakie towarzyszyły naszym rozmowom zazwyczaj. Rozmowom? Raczej docinkom. Jego zęby lśniły nieskazitelną bielą okazane spod pełnych malinowych ust.
-Hazzio.. - Gemma wyciągnęła przez okno kubek z miętą i pudełko proszków.
-Nie mów do mnie Hazzio! - Styles mimo oburzenia wziął od siostry przyniesione lekarstwa i podziękował jej.
-Darcy wiedz, że cię wspieram. Wiem jak to jest. Biedactwo. - Uśmiechnęła się pocieszająco. - trzymaj się skarbie.
-Dzięki Gem. - Mrugnęła do mnie przyjaźnie i schowała się za oknem, po czym znikła całkowicie z mojego pola widzenia. Harry podszedł do mnie i usiadł przy moich nogach na łóżku. Podał mi kubek, a tabletki położył na komodzie.
-Dzięki. - Powiedziałam kolejny raz.
-Co to? - Wskazał na dziennik, który znalazłam wczoraj na strychu.
-Nic takiego. - Dmuchnęłam delikatnie na ciecz w kubeczku i upiłam łyk. Natychmiast się skrzywiłam. To jest takie mocne i.. fujcia.
-Mogę zobaczyć?
-NIE! - Krzyknęłam wyciągając rękę, aby powstrzymać go przed przechwyceniem książki. Zaśmiał się cicho, ale odsunął się.
-Tak myślałem. - Usiadł po turecku dosłownie naprzeciw mnie, więc zrobiłam podobnie. Nasze kolana się stykały. Oparłam się wygodnie o poduszki upijając kolejny łyk, kiedy byłam już pewna, że nie sięgnie po notatnik. - Zagramy w dwadzieścia pytań? - Zmarszczyłam brwi, ale zgodziłam się.
-Dlaczego tu jesteś? - Zaczęłam. Harry wydawał się być zdziwiony moim pytaniem, bo zmarszczył swoje brwi i lekko rozchylił wargi, aby coś odpowiedzieć, ale zaraz je zamknął.
HPOV
Jak to dlaczego tu jestem? Co mam jej powiedzieć? W moim umyśle rozpoczęła się głupia gra. Powiedzieć prawdę, skłamać? Prawda jest taka, że nie wiem. Może dlatego, że coś mnie do niej przyciąga? Cokolwiek. To brzmi źle. A jeśli zdecyduję się skłamać, to co powiem? "Hmm, no bo wiesz lubię skakać przez okna, każdy pretekst jest dobry, w ogóle to uciekam już bo chcę skoczyć jeszcze raz i wcale nie dlatego, bo dziwnie się przy tobie czuję, skąd..." Uspokój się Hershell to się robi psychiczne. Tak właściwie skoro jestem już przy "Hershell'u" to zawsze byłem ciekaw dlaczego sam siebie tak nazywam. Było to jakieś znajome. Wzięło się od tak, po prostu w pewnym momencie zacząłem mówić o sobie "Hershell" i mam wrażenie że wszyscy od zawsze mnie tak nazywali. Jakby tylko zaufane grono przyjaciół, ale potem Gemma i Louis też. Reszta rodziny... No nie ma ich przy mnie. Nie mogą być. Po prostu.
-Ja też potrafię być miły. - Odpowiedziałem w końcu, ale wiem, że ta odpowiedź nie zadowoliła dziewczyny.
-Nie wątpię, ale dlaczego mi pomagasz? - Upiła duży łyk mięty i skrzywiła się lekko.
-Nie wiem. Tak... Po prostu. - Uśmiechnąłem się delikatnie.
-Okej. Twoja kolej.
-Jaki jest twój typ chłopaka? - Zdziwiła się moim pytaniem i sięgnęła do szuflady komody, która stała obok łóżka. Wyjęła niebieski notatnik, z którego wyciągnęła pogiętą kartkę i odrzuciła zeszyt na mebel. Zastanawiało mnie czy na kartce narysowany jest jej ideał, czy może zdjęcie jej chłopaka? A ona ma w ogóle chłopaka? Dlaczego w ogóle zadałem to pytanie, to na prawdę mnie interesowało? Oh, tak. Jak najbardziej mnie to interesowało. Nie myślcie sobie, po prostu chcę wiedzieć jaki mam nie być. Tak właśnie. Tylko to. Darlene spojrzała na kartkę, a potem na mnie i zmieszana odwróciła wzrok, zgniatając ją w papierową kuleczkę i odrzuciła w bok, na podłogę.
-Taylor Lautner. - Odpowiedziała patrząc uparcie na papierek.
-Nie do końca ci wierzę, ale powiedzmy. Jesteś głodna?
-Nie mam apetytu. Poza tym teraz moja kolej. - Nadal nie patrzyła na mnie co całkowicie mnie irytowało. Co takiego jest na tej kartce?
-To pytanie nie podlegało grze. Chodź. - Chwyciłem jej dłoń i wstałem ciągnąc ją lekko do siebie. Zeszła z łóżka, przy okazji odstawiając kubek na komodę. Cofnąłem powoli rękę zdając sobie sprawę, że kroczymy przez pokój trzymając się za dłonie. Czułem się tak dziwnie. To nie było normalne, byłem dla niej miły, a to było zachowanie... Nie mnie. Otworzyłem drzwi pokoju i przepuściłem ją, wychodząc zaraz po niej na korytarz i kierujac kroki na dół. Dziewczyna dotrzymała mi kroku, ale szła dosyć powoli i była dziwnie schylona. Ukradkiem na nią patrzyłem. Jej twarz co chwilę wykrzywiała się w grymasie bólu. Kojarzyłem te rysy twarzy, ale za cholerę nie mogłem sobie przypomnieć skąd. Weszliśmy do kuchni.
-To na co masz ochotę? - Spojrzałem na Darlene (a właściwie przestałem ukrywać, że na nią patrzę), a ona w odpowiedzi wzruszyła ramionami i ruszyła w stronę lodówki, jednak w połowie drogi przystanęła i złapała się blatu, ratując się tym przed upadkiem. Syknęła z bólu, więc podbiegłem do niej i podtrzymałem, kiedy prowadziłem ją w stronę krzesła. Była taka niziutka dla mnie. Nie sięgała mi nawet do ramion.
-Pójdę na górę i przyniosę ci tabletki. Są bardzo silne, powinny ci pomóc. - Kiwnęła głową i podkuliła kolana pod brodę. Nie spuszczałem jej z oka dopóki nie wyszedłem z kuchni. Wbiegłem po schodach na piętro, próbując sobie przypomnieć, który pokój należy do Darlene. A my przypadkiem nie mamy pokoi w tym samym miejscu? Wzruszyłem ramionami i wszedłem do ostatniego pokoju po lewo. Bingo. Podszedłem do komody i zgarnąłem z niej pudełko. Moja stopa napotkała w drodze powrotnej jakiś przedmiot o dziwnym kształcie. Schyliłem się, aby podnieść - jak się okazało - zwiniętą w kulkę kartkę i rozwinąłem ją. O mało nie zadławiłem się powietrzem ze śmiechu i zdziwienia.
Jaki chłopak powinien być?
Według Darlene Nelson z pomocą Violet.
1.Wysoki (minimum 1.8 m.)
2.Loki
3.Brunet
4.Zielone oczy
5.Dobrze obdarzony przez matkę naturę.
6.Głęboki, zachrypnięty głos
7.Dołeczki w policzkach
8.Umiejętność gry na instrumencie (Niekonieczne)
9.Talent do śpiewania. (Niekonieczne)
10.Ma :
-kochać
-przytulać
-DOBRZE RUCHAĆ!
~*~
-Nie wiem co chcę oglądać. Wybierz coś. - Powiedziała Darlene upuszczając pilota na kanapę, obok siebie. Sięgnąłem nad nią chcąc wziąć urządzenie w dłoń i podniosłem go. Brunetka zaśmiała się.
-Co? - Zmarszczyłem brwi, nie wiedząc, co ją rozbawiło.
-Połaskotałeś mnie.
-Czy tylko mnie nie da się pogilgotać? - Zapytałem przełączając kanał.
-Każdy ma łaskotki.
-Nie ja. - Skakałem po kanałach, aż natrafiłem na nickelodeon. No co? Był Spongebob. Wiem, bardzo rozwijająca bajka, ale no szczerze: kto nie kocha Spongeboba? No wszyscy kochają. Darlene okazała się również dzielić ze mną sympatię do serialu o gąbce, bo usiadła wygodnie, krzyżując nogi w tak zwaną "kokardkę" i wbiła zadowolona wzrok w telewizor. Odłożyłem pilot na stolik do kawy i oparłem się wygodnie o kanapę. Ojej, kochałem odcinek, kiedy Sponge i Patrick bawią się piaskiem na plaży. Chwila moment. Plaża? Pod wodą? Coś tu nie gra. Czyli ryby z całego Bikini Dolnego przychodzą na plażę, żeby popływać, mimo tego, że robią to cały czas? W końcu oni i tak żyją w wodzie! Drgnąłem lekko czując, że coś jest nie tak. I w tej chwili to już nie chodziło o morze w morzu. Mój wzrok powędrował w dół, gdzie dłoń Darlene wsunęła się pod moją koszulkę. Nie wiedziałem co ona robi, ale nie protestowałem. Jej palec wskazujący i środkowy urządzały sobie spacer od mojego biodra, do osadzonego najwyżej żebra. Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech, kiedy jej druga dłoń znaczyła tą samą drogę po drugiej stronie mojego ciała. Nagle momentalnie przejechała delikatnie paznokciami w dół moich żeber, a ja niekontrolowanie zacząłem się śmiać, kiedy cały czas delikatnie muskała paznokciami moje boki.
-Przestań, szatanie! - Z moich ust ciągle wydobywał się głośny śmiech i chyba wszyscy w promieniu najbliższych uhm... trzech planet mnie słyszeli. Na moją komendę dziewczyna wysunęła dłonie spod mojej koszulki i jak gdyby nigdy nic usiadła z powrotem kładąc dłonie na swoich udach.
-Masz łaskotki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz