czwartek, 25 grudnia 2014

15. Co cię uszczęśliwia?

DPOV

Otworzyłam oczy, przebudzona przez jasną smugę światła słonecznego, które paliło skórę na mojej twarzy. Promień raził mnie w oczy, więc starałam się go zasłonić dłonią, albo przekręcić się na drugi bok, ale to nic nie dało. Światło wpadające przez okno było po prostu za jasne i oświetlało mój pokój tak bardzo, że nie było już mowy o zaśnięciu. Podniosłam się do pozycji siedzącej i przetarłam dłonią cieplejsze miejsce na twarzy. Głupie słońce. Skrzywiłam się lekko, kiedy moje stopy napotkały zimne panele, dlatego stwierdziłam, że najlepszym wyjściem z tej sytuacji będzie wsunięcie ich w kapcie. Szurając materiałem kapci po panelach, podeszłam do okna i otworzyłam je. Sama nie wiem dlaczego zdziwiła mnie nieobecność Harry'ego w jego pokoju, przecież dzisiaj jego drużyna miała rozegrać mecz z drużyną z Londynu. A no właśnie. Od razu spojrzałam w obawie na zegarek, ale odetchnęłam z ulgą, widząc na nim godzinę 11:24, co oznaczało, że do meczu zostało jeszcze trzy i pół godziny, do przyjścia Cat dwie i pół, a Violet powinna być tu już od ósmej. Zbiegłam na dół, o mało nie wywracając się na schodach, ale niepotrzebnie. Mojej siostry nigdzie nie było. Weszłam do kuchni z nadzieją, że może coś je, albo po prostu siedzi tu z Edem, ale nie. W pomieszczeniu byli rodzice i Eddie i nikogo więcej poza mną.
-Hej, gdzie jest Violet? - Spytałam, powodując, że mama przestała na chwilę zeskrobywać drewnianą łyżką przypalone jedzenie z patelni, Ed uśmiechnął się szeroko z buzią pełną jajecznicy, a tata podniósł wzrok znad lokalnej gazety.
-Nie ma jej tu. - Powiedziała mama i zrezygnowana wrzuciła patelnię do zlewu i zalała ją gorącą wodą.
-To widzę, więc gdzie jest?
-Śpi w pokoju gościnnym na piętrze. - Burknął tata zanim mama zdążyła otworzyć usta. Wydawał się być zły.
-Nie przejmuj się. Viol przyjechała no.. wstawiona.
-Wstawiona? - Tata odrzucił gazetę na stół patrząc na moją rodzicielkę. - Ona była kompletnie pijana! Ja nie wiem, jak to się stało, że my tak córkę wychowaliśmy. Nie ma jeszcze osiemnastu lat, mieszka 300 kilometrów od nas, po miesiącu niewidzenia się z rodziną wchodzi do domu zalana w cztery dupy i jedyne co ma nam do powiedzienia to 'nie czuję się dobrze, gdzie mogę się położyć?'!
-Tato! - Upomniałam. Eddie nie wiedział co się dzieje. Zatkał uszy swoimi malutkimi dłońmi, słysząc krzyk naszego ojca.
-Taka jest prawda, idź, zobacz jak wygląda twoja siostra! Zobacz jak bardzo stęskniła się za rodziną! Teraz leży uchlana w pokoju gościnnym!
-George uspokoisz się czy nie? Pragnę zauważyć, że Violet przyjechała tutaj, bo cudem jej się to udało, miało jej tu dzisiaj wcale nie być, a ty tak ją witasz!? Krzykiem i obelgami. No na prawdę, powinieneś się wstydzić! - Tata spojrzał na mamę, która wykrzyczała mu to samo, co ja miałam ochotę mu wygarnąć, ale z przyzwoitości, oraz żeby nie kłócić się już z rana z rodzicami nie zrobiłam tego.
-W porządku Susan, już nie będę się odzywał. - Chwycił gazetę i rozłożył ją przed sobą. Obraził się.
-A ty, skarbie się nie przejmuj. Viol napewno będzie... Czuła się lepiej, kiedy się obudzi. - Mama zwróciła się do mnie, na co posłałam jej krzywy uśmiech i podeszłam do lodówki, po czym, wyciągnąwszy z lodówki kanapki, których nie skończyłam jeść wieczorem, poszłam do swojego pokoju. Otworzyłam swoją szafkę z książkami, a po wyciągnięciu z niej, dobrze znanego mi już dziennika w czarnej okładce usiadłam na łóżku i zaczęłam czytać kolejne wspomnienie z tajemniczym "H", jednocześnie wcinając bułki z serem i ogórkiem.

23 Lipiec 2011

Więc, tamtego dnia musiałem być dla Ciebie na prawdę miły. Była to czwarta rocznica powstania Twojego ulubionego zespołu.

Rzuciłam okiem na komodę, na której stało zdjęcie tego boysbandu oprawione w złotą ramkę. Grali już razem siedem lat i nic nie wskazywało na to, żeby to skończyli. Przed nimi było jeszcze wiele lat śpiewania razem i wiele więcej nowych płyt, ponieważ kochali występować i nagrywać piosenki razem. A ich single, i nie tylko, od siedmiu lat królowały wśród produkcji innych artystów.

Nienawidziłem ich. Ich muzyki, wyglądu, głosu... Ich. Ich w całej swojej okazałości. Ale to był dla nich bardzo wyjątkowy dzień i dla Ciebie też. Więc pamiętam, że czekałem pod Twoim blokiem. Koniecznie chciałem, żebyś spędziła ten dzień wyjątkowo. I wtedy wyszłaś z klatki ubrana w koszulkę, na której napisałaś markerem tytuły Twoich ulubionych piosenek ich autorstwa. Nawet jeśli nienawidziłem tego zespołu, musiałem przyznać, że ta bluzka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Była na Ciebie za duża, bo zabrałaś ją od Twojego taty. Wyglądałaś w niej pięknie, potrafiłem to zauważyć, nawet jeśli miałem tylko 13 lat. Dzięki temu, że właściwie od zawsze byłem pod silnym wpływem kobiet, potrafiłem dostrzec więcej niż moi rówieśnicy. Między innymi dlatego w dzieciństwie wolałem bawić się z Tobą, zamiast z chłopakami w moim wieku, którzy żyli zasadą "dziewczyny są be i fuj". Szłaś taka uśmiechnięta w moją stronę, a ja wtedy wyjątkowo nie mogłem oderwać od Ciebie oczu. Poprzedniego wieczoru długo rozmawialiśmy przez Skype i śpiewałem Ci ich piosenki, których tekstów nauczyłem się tylko i wyłącznie dla Ciebie. Zawsze lubiłaś mój głos. Twierdziłaś, że mam talent i często ze mną śpiewałaś. Nie dla zabawy, tylko po to, aby usłyszeć mój głos. Wypierałaś się tego, ale za dobrze Cię znam. Nic przede mną nie ukryjesz. Rzuciłaś mi się na szyję. Byłem zaskoczony twoim nagłym gestem, bo nigdy mnie nie przytulałaś, ale nigdy nie zapomnę jakie to uczucie obejmować Cię ramionami i słyszeć jak mamroczesz ciche "dziękuję" w moją szyję. Spędziliśmy ten dzień razem. Zabrałem Cię do McDonald's i może nie był to szczyt marzeń nastolatki, bo wiedziałem, że większość dziewczyn marzyła o lodowisku z ukochanym, albo przytulanie się na horrorze w kinie, ale my byliśmy przyjaciółmi i fastfoody nam zupełnie wystarczały. Tak, byliśmy przyjaciółmi, ale czułem do Ciebie coś więcej i powiedziałem Ci to kilka dni później. Od tamtej pory byliśmy parą. To był nasz pierwszy w życiu związek. Wszystkie dziewczyny w klasie się we mnie kochały, ale ja widziałem tylko Ciebie. Tak samo i Ty miałaś dużo adoratorów, ale każdego "Romeo" odsyłałem z powrotem do Werony. I takim oto sposobem odkryliśmy, że przeznaczenie istnieje i wiedzieliśmy, że naszym przeznaczeniem jest być ze sobą.

Zamknęłam dziennik, przyłapując się na uśmiechaniu do czytanego tekstu. Mój talerz był już pusty, a zegarek wskazywał godzinę dwunastą. Wstałam z łóżka i stwierdziwszy, że to najwyższy czas, aby się ogarnąć, ruszyłam w stronę łazienki, zgarniając po drodze szare dresy ze ściągaczami na kostkach, bieliznę i zwykłą białą bluzkę. Ubrałam się, uczesałam i umyłam zęby. Miałam nadzieję, że Violet w końcu się obudzi i z zadowoleniem stwierdziłam, że ten moment nastąpił, kiedy weszłam do kuchni, aby odnieść talerz po śniadaniu do zlewu, a ona stała oparta o blat i dosłownie pochłaniała wodę mineralną prosto z butelki.
-Może nie mieszkamy tu dużo czasu, ale zdążyliśmy już przewieźć tu szklanki w ciągu tego miesiąca. - Blondynka natychmiast przestała pić. Spojrzała na mnie i przez chwilę stałyśmy w otępieniu, dopóki Violet nie zaczęła piszczeć i rzuciła mi się na szyję.
-Zamilcz, głupia. - Objęłam siostrę.
-Violet. - Poprawiła mnie.
-Jedno i to samo.
-Jak zawsze szczera do bólu. - Zaśmiała się i odsunęła.
-No więc.. "Czujesz się lepiej"? - Wyrysowałam w powietrzu cudzysłów. Pokiwała głową. - No ojciec to nieźle cię wcześniej obgadywał, nie powiem.
-Huh, dobrze, że nie widzi mnie na codzień, wtedy by mnie obgadywał!
-Chłopak, Praca, czy ciąża? - Przysunęłam się do blondynki, żartobliwie wyrażając swoje zainteresowanie i tym samym wywołując jej śmiech.
-Wszytko naraz.
-Taaaaaato! - "Krzyknęłam" szeptem, przez co obie znów zaniosłyśmy się śmiechem.
-Ty mi lepiej opowiedz co z tym okropnym, ale przystojnym sąsiadem, huh? - Szturchnęła mnie łokciem w bok, zabawnie poruszając brwiami. - Jak rozmawiałyśmy przez telefon to none stop o nim mówiłaś.
-Nie kłócimy się już. To znaczy często się droczymy, ale lubię go. Już nie jesteśmy do siebie wrogo nastawieni. Nawet jesteśmy umówieni dzisiaj po meczu. - Uśmiechnęłam się.
-Dobra. To ja wybiorę kolor kwiatów i pomogę z sukienką, a Eddie zajmie się jedzeniem.
-Na co? - Zmarszczyłam brwi.
-Na wasz ślub. - Zaśmiała się, ale ja zamiast do niej dołączyć, tylko przewróciłam oczami.
-Nie przesadzajmy. Niedługo przyjdzie Cat. Mówiłam ci o niej. Ma mi pomóc z makijażem bo cała drużyna Cheerleaderek musi wyglądać identycznie, a ja jestem nowa i.. sama rozumiesz. Ma mi pomóc. Więc muszę przygotować cię psychicznie na spotkanie z czwartą atomówką. - Moje porównanie widocznie rozbawiło Viol. Więc pozostało nam tylko czekać do tej cholernej godziny czternastej.

~*~

Po tym, jak odtańczyłyśmy nasz układ, mogłyśmy już zejść z boiska, więc Cat i ja siedziałyśmy na trybunach z Violet i Soph. Już przebrane w swoje zwykłe stroje. Jak się okazało makijaż dopasowany do stroju wcale nie był jakimś wymysłem z brokatem na powiekach, jak w przypadku przeciwnej drużyny. Były to po prostu mocno podkreślone oczy i czerwona szminka na ustach. To wszystko. Mimo to, Cat i tak spędziła prawie godzinę na malowaniu siebie i mnie, po czym jeszcze razem z Violet wybrały mi strój na dzisiejsze wyjście z Harry'm. Jako, że nie wiedziałam gdzie mnie zabierze i czy właściwie w ogóle pamięta o naszej randce, skończyłam ubrana w zwykłą białą bluzkę z krótkim rękawem, rozkloszowaną czerwoną spódnicę i krótkie białe trampki. Jak to powiedziała Cat "elegancko, ale nie do końca". Harry właśnie po strzeleniu kolejnej bramki zremisował wynik, więc na tablicy pojawiły się cyfry 3:3, a mecz zakończył się remisem dokładnie minutę później. Zmęczony brunet podbiegł do ławki, gdzie leżał jego telefon i coś na nim wystukał, po czym wskazał na swojego iPhone, patrząc na mnie znacząco i w tej chwili moja xperia wydała z siebie cichy dźwięk.

Harry: Za piętnaście minut pod moim samochodem. Xx.

Uśmiechnęłam się do ekranu. Cat mówiła, że Avan jechał do szkoły z Harrym, a to właśnie ona przywiozła mnie, więc i ona odwiezie jego do domu, a Viol czas po męczu spędzi z Niallem, dlatego nie musiałam się martwić, że zostanie sama. W dodatku jak się okazało Harry i Niall się znali, kij wie skąd, ale jednak. Wyszłam przed szkołę wymieniając wcześniej podekscytowane spojrzenia z siostrą i przyjaciółką i czekałam obok srebrnego BMW. Harry wyszedł z budynku niedługo po mnie. Uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam. Byłam taka podekscytowana. Otworzył mi drzwi, jak na dobrze wychowanego, kulturalnego człowieka przystało, ale gówno prawda. I tak jest gorącym dupkiem, który mi się podoba. Wsiadł na miejsce kierowcy, uprzednio zamykając drzwi od mojej strony i odetchnął z ulgą.
-Niech Bóg błogosławi tego, kto wymyślił prysznic w szkole. Gdyby nie to, nawet bym tu z tobą nie wsiadł. - Odpalił samochód i wyjechał z parkingu.
-Ale nie bawiliście się w "podnieś mydełko"? - Posłał mi rozbawione spojrzenie. - Patrz na drogę. - Uśmiechnęłam się, wskazując ulicę ciągnącą się przed nami w prostej linii. Pokręcił głowę cicho się śmiejąc i położył swoją dużą dłoń na moim odkrytym kolanie.
-Spódnica to dobra decyzja. - Spojrzałam na niego, on jednak zgodnie z moim poleceniem nie spuszczał oczu z drogi, jednak na jego twarzy widniał szeroki uśmiech typowego cwaniaka.
-Dokąd jedziemy?
-Zabiorę cię do mojej ulubionej kawiarni.
-W porządku.
Kiedy byliśmy na miejscu, Harry znów otworzył przede mną drzwi i pomógł mi wysiąść, na co podziękowałam mu i weszliśmy do kawiarni. Usiedliśmy przy jednym ze stolików przy oknie, gdzie złożyliśmy zamówienie na kawałek brownie, podobno specjału tutejszego cukiernika i filiżankę herbaty.
-Więc, jakie wrażenia po meczu? - Zapytałam splatając dłonie i kładąc je na swoich udach.
-Nie mogłem się skupić. Gdybyś nie założyła tej cholernej spódnicy, to z pewnością byśmy wygrali.
-A już się bałam, że to będzie kolejny kicziwaty tekst. - Rzuciłam sarkastycznie.
-Skoro chcesz... Muszą bardzo boleć cię stopy, bo cały dzień chodzisz mi po głowie. - Zachichotałam.
-Za to twoje napewno są wypoczęte. -Teatralnie udał, że jest urażony. Przybliżyłam się do niego i doszeptałam. - Bo w mojej głowie nie chodziliśmy.
-No, no, to może zagłębimy się w temacie. Co tam robiliśmy? - Udał, że nie zrozumiał, dlatego postanowiłam zrobić z niego jeszcze większego idiotę.
-Oglądaliśmy telewizję, naturalnie. - Uśmiechnęłam się, ale mój uśmiech zniknął, kiedy poczułam, jak jego stopa dotyka mojej kostki i powoli przesuwa się do połowy łydki. I z powrotem. Oh, więc chcesz flirtować stopami pod stołem, tak? Wstrzymał oddech, kiedy moja stopa znaczyła drogę od jego kostki, do kolana i z powrotem. Bardzo powoli. Kobieta w białym fartuchu z logo cukierni przyniosła nasze ciasto i herbatę, więc uznałam, że to idealny moment, aby przesunąć się z kolana na udo. Jak gdyby nigdy nic podziękowałam kelnerce i posłałam Harry'emu uśmiech pełen satysfakcji, podczas gdy on siedział cały spięty. Dostawiłam w końcu nogę do drugiej, dając mu spokój, bo nie chciałam, żeby przez cały czas siedział jak ta niedojda. No dobra, może jednak przestanę go obrażać. Przecież jest miło.
-Co cię uszczęśliwia? - Zapytał nagle, tak jak ja nabierając kawałeczek brownie na widelczyk. Spojrzałam na niego.
-Czekolada i niezdrowe jedzenie. - Wsunęłam do buzi kawałek ciasta.
-Pizza. - Powiedział.
-Romantyczne filmy. - Kontynuowałam.
-Patrzenie w gwiazdy.
-Spacery nocne.
-Piłka Nożna.
-Taniec.
-Gofry.
-Bita śmietana.
-Ty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz