czwartek, 29 stycznia 2015

29. Babcia Lily.

Poprawiłam torbę na ramieniu, kiedy zbiegałam w dół schodów, po czym weszłam do salonu. Eddie siedział na kolanach Harry'ego i bawił się jego loczkami. Przystanęłam w progu, aby móc patrzeć na ten uroczy widok. Mój braciszek próbował zrobić warkoczyka według instrukcji moich i Viol, które teraz głośno sobie przypominał.
-Z plawej do ślodka. I z lewej do ślodka. I z plawej. - Harry patrzył się tylko na niego z delikatnym uśmiechem i mogłam sobie tylko wyobrazić jak wspaniałym mój chłopak jest bratem. Właściwie nie mam zielonego pojęcia o jego rodzinie. Ani o rodzicach, ani o reszcie rodzeństwa. Wiem po prostu, że ich ma, ale mieszka oddzielnie. Eddie w pewnym momencie przestał bawić się brunatnymi włosami chłopaka i wsunął palec w dołeczek w policzku Harry'ego.
-Jak mama mówi, ze Dalsi wpadła po usy, to mówi ze wpadła w te dołki? - Mój braciszek zapytał wywołując cichy śmiech bruneta.
-A jak myślisz?
-Ze pewnie tak, bo cię kocha. A ty ją kochas? - Zagryzłam wargę i oparłam się o framugę.
-Bardzo. Jak nikogo innego.
-A za cio? - Eddie kontynuował swoje przesłuchanie.
-Bardzo ładnie się uśmiecha. I ma najładniejsze oczy na świecie.
-Ja tes mam takie! - Przerwał mu chłopiec. - I za co jesce?
-Słodko wygląda jak powiem jej coś śmiesznego. Bo udaje wtedy, że to wcale nie jest śmieszne, ale i tak widać, że chce jej się śmiać. I się mną bardzo dobrze opiekuje. Masz swojego misia, prawda? I kochasz go, bo jeśli się do niego przytulisz jest ci cieplej, milej i jesteś szczęśliwszy, jeśli masz go przy sobie, tak? Odgania wszystkie koszmary w nocy i pomaga ci pokonać strach, mam rację? I Darcy jest dla mnie jak twój miś dla ciebie. Kocham twoją siostrzyczkę, bo jest osobą, która na pewno potrafiłaby mnie zrozumieć zawsze i po prostu kocham ją za wszystko i za nic. Rozumiesz? Po prostu. Kocham w niej wiele rzeczy, ale miłość jest czymś czego nie da się wyjaśnić. Kocham, bo mnie w sobie rozkochała. No i przyznaj, że ładniejszej dziewczyny nie widziałeś.
-Widziałem tak samo ładną. Violet. Ale nie mozes pozwolić Dalsi płakać. Musis ją traktować jak księznickę.
-Jest moją księżniczką.
-To powiec jej to. - Eddie wskazał na mnie i nagle osłupiałam. Zielone tęczówki spojrzały głęboko w moje, odbierając mi mowę. Po prostu zapomniałam języka, którym się posługuję na codzień i nie mogłam znaleźć odpowiedniej reakcji na słowa mojego chłopaka.
-Ed, idź na górę, okej? - Zagadnął Harry.
-A będziecie się całować? - Brunet spojrzał na mnie z uśmiechem.
-Będziemy.
-Fuuuja. - Chłopiec pobiegł w stronę schodów, mijając mnie w drzwiach. Natychmiastowo podbiegłam do Harry'ego i oplotłam jego tors rękami.
-To były najpiękniejsze słowa jakie kiedykolwiek usłyszałam, Harry. - Chłopak odsunął mnie lekko od siebie i spojrzał w dół na moją twarz, co musiało wyglądać bardziej śmiesznie niż uroczo, bo musiałam zadzierać głowę do góry, aby na niego spojrzeć. Jego miękkie usta delikatnie musnęły moje.
-Najprawdziwsze jakie powiedziałem, księżniczko. - Uśmiechnęłam się. Stanęłam na palcach i objęłam szyję Harry'ego, aby móc go przytulić. Fakt, że stałam na czubkach palców, dodatkowo wspomagana przez ręce Harry'ego, dzięki którym mogłam utrzymać równowagę, pozwolił mi na umieszczenie policzka na ramieniu chłopaka i wsłuchiwanie się w jego miarowy oddech. Zawsze biło od niego takie ciepło, a jego koszulki pachniały bananami i pianką do golenia. Jego perfumy były bardzo delikatne, więc ich woń była bardzo słabo wyczuwalna. Kiedy tak staliśmy przytuleni w końcu zauważyłam jak Eddie wychyla się zza drzwi i unosi kciuk do góry. Uśmiechnęłam się tylko do niego, pokazując ten sam znak.
-Powiec, ze go kochas. - Polecił mi bezgłośnie braciszek.
-Kocham cię, Harry. - Brunet odchylił się ode mnie, żeby móc spojrzeć w moje oczy.
-Kocham cię bardziej. - Pocałował mnie długo. Od dzisiaj nowa żelazna zasada; zawsze słuchaj się Eddiego.

~*~

-Harry, kochanie, jak ty mi wyrosłeś! - To były pierwsze słowa babci mojego chłopaka, kiedy wyszła z samochodu. Od razu podbiegła do bruneta i wycałowała jego policzki, oczywiście Harry musiał się do tego schylić i kilka razy posłać mi błagalne spojrzenie, ale taki widok mnie bawił, więc musiał się z tym męczyć. Posłałam mu całusa, na co odpowedział mi następna-będziesz-ty spojrzeniem. - Pokaż mi tą swoją wybrankę serca. - Staruszka odwróciła się do mnie z szerokim sympatycznym uśmiechem. Nie mogła mieć więcej niż jakieś pięćdziesiąt-, lub sześćdziesiąt-parę lat.
-Babciu to jest Darlene, Darcy, to jest moja babcia Lily.
-Ulubiona babcia Lily.
-Moja jedyna babcia Lily.
Zaśmiałam się.
-Lily Cox. - Przedstawiła się kobieta. - Ale możesz mówić do mnie babciu. - Pani Cox mocno mnie przytuliła. To jest takie miłe. - Dobra maluchy. Czego nie powinnam mówić o tobie, Harry, słodziku, czym cię ten Louis karmi, jesteś jak wieża, zupełnie jak dziadek! Ale dawajcie mi te torby do bagażnika i pakować się do samochodu, możecie z tyłu, miejsca jest dużo i nie będziesz kierować Harry, wiem że uwielbiasz mój samochód, ale ci nie pozwolę. Po to tu przyjeżdżałam po was, bo jeździsz jak wariat jakiś, ja nie wiem, że ci Louis na to pozwala, zresztą ten też tak jeździ, jakby czasu nie było, jakby jaki pościg za nim jechał, no się dobraliście jeden z drugim. Zawsze tacy szybcy byli, przysięgam. Ja pamiętam jak jeszcze to takie małe zasrańce w pieluchach mi po podwórku latali za kotem, to sztuka było dogonić, zresztą cała brygada! Drużyna "demolka"! Gemma, Charlotte, wszyscy! Kochane małe psujące wszystko dzieciaki. Kiedyś upolowali zająca patykiem. Takie magiki. No, no wsiadajcie! - Dzieciństwo Harry'ego i wzmianka o jego rodzinie bardzo mnie zaciekawiły, ale wsiadłam razem z chłopakiem do auta, podczas gdy jego babcia zamykała bagażnik. - Zapinajcie pasy. - Było pierwszą rzeczą, którą usłyszeliśmy od babci Lily, kiedy wsiadła za kierownicę. - No to wam powiem, że Louis po wyjeździe z Tesco mi trochę opowiadał o waszej znajomości i dzisiaj pewnie mieliście wieczorek zapoznawczy, więc kazał wam dać oddzielne pokoje, bo podobno znacie się już wystarczająco dobrze. - Wymieniliśmy z Harrym znaczące spojrzenia, próbując się nie zaśmiać. - Ale dobra kobieta ze mnie, ja z dziadkiem już lekko przygłusi, to możecie sobie w jednym pokoju ten tydzień spędzić. - Jechaliśmy w stronę głównej drogi, po ulicy, która była dosyć wąska. W pewnym momencie z naprzeciwka wyjechał czarny sportowy samochód, który jechał środkiem drogi i ledwo minął rodzinne auto babci Lily. - No panie, co pan. Wariat jaki. Myśli, że jak sobie samochód z kaloryferem kupił, to jakiś lepszy jest? Tylko czekać, aż mu ten lakierowany spojlerek odpadnie. W ogóle to dokąd oni wszyscy tak jadą co? Ludzie! Jest sobota, siedzieć w domu, jak wolne od pracy, a nie się po świecie rozjeżdżać!
-Babciu... - Harry całkiem rozbawiony, zresztą podobnie do mnie, spojrzał w kierunku Pani Cox.
-No co? Tak samo na mnie patrzyłeś kiedyś jak zaczęłam twojej cioci opowiadać o tej dziewczynce. Tak ją kochał... Kiedyś mi mówił jaki to on był zakochany w swojej przyjaciółce, jak mi mówił jakie fajne ma włoski i oczka takie duże, chyba miał wtedy z osiem lat, ta jego dziewczynka często przyjeżdżała do mnie razem z nim i wiesz co? Całkiem do ciebie podobna, kochanie. - Babcia Lily spojrzała na mnie przez wsteczne lusterko i ciepło się uśmiechnęła.
-Babciu!
-No co?
-Bo to ona...
Babcia Lily umilkła. Spojrzała na nas i nawet trochę zwolniła.
-A pamięta jak cię ubrały z Lottie w strój księżniczki?
-Pamięta. - Harry posłał mi błagające spojrzenie, na co uśmiechnęłam się złośliwie.
-Właściwie możemy powspominać. - Babcia Lily posłała mi rozbawione spojrzenie, widocznie specjalnie to robiła. To miał być na prawdę tydzień pełen momentów kompromitujących mojego chłopaka, ale wynagrodzę mu to kiedyś jakoś. Jeśli to wytrzyma to go przytulę, kupię kwiatki i w ogóle upiekę szarlotkę, ale po prostu muszę trochę o tym posłuchać.
-No pamiętam kilka takich sytuacji. Założyłyście mu spódniczkę i zrobiłyście warkoczyki, jeszcze mu zrobiłyście skrzydła i przykleiłyście taśmą do pleców, nawet założyłyście mu biustonosz Gemmy! Najlepsza była chyba w tym wszystkim jego różdżka, trzymał banana. Mam nawet zdjęcia z tamtego dnia, jak dojedziemy to zrobię herbatę i obejrzymy. Wyglądał pięknie, a jaki szczęśliwy był! - Wybuchłam śmiechem, kiedy wyobraziłam sobie obrażonego bruneta w różowym stroju wróżki.
-Więc siedzę w samochodzie z bananową wróżką?
-Właśnie. - Uśmiechnęłam się do mojego chłopaka. - Właściwie teraz to on już wróżki nie przypomina, stał się już mężczyzną! Tylko włosy ma babskie. - Halo. Pomocy. Duszę się śmiechem.
-Bananowy rycerz. - Powiedziałam między spazmami śmiechu.
-I jego księżniczka. - Harry złapał moją rękę i uśmiechnął się tak pięknie jak to on potrafi.
-Ale to wcale nie było śmieszne, jeśli porównywać z kolejną historią. - Kontynuowała babcia. - Harry zawsze nosił ubrania po starszym bracie. Kąpielówki też.
-Kurcze, babciu... - Brunet zasłonił twarz dłońmi i odchylił głowę do tyłu.
-Cichaj, opowiadam. I jak był rozłożony u nich basen na urodziny Charlotte, to Harry miał na sobie jedne ze starych kąpielówek Lou. Wskoczył do wody i jak się tak pluskał to je zgubił. A potem biegał tak po podwórku. Na szczęście mieliście tylko po 5 lat to do końca mu to różnicy nie robiło. Ale taki nagusieńki jak go Pan Bóg stworzył, tak latał za tobą.
-Teraz nie ucieka. - Mruknął chłopak. - Nawet przeciwnie.

środa, 28 stycznia 2015

27. Kiedy niektóre sprawy wychodzą na jaw.

HPOV
-Zawsze będziesz się ubierał, zanim się obudzę? - Spojrzałem na Darcy, która z uśmiechem na ustach przeciągała się obok mnie. Odłożyłem telefon na szafkę, aby móc zawisnąć nad brunetką. Przybliżyłem się do niej tak, że nasze nosy się stykały.
-Pani chyba jest w dobrym humorze, co? - Jej uśmiech znacznie się powiększył.
-Ciekawe dlaczego.
-Wszystko w porządku? - Skinęła głową.
-HARRYYYY! - Usłyszałem jak Louis szarpie za klamkę drzwi do mojej sypialni. Gratulowałem sobie za zamknięcie ich wczoraj na klucz.
-JUŻ! Zakładaj moją koszulkę i bokserki i z powrotem pod kołdrę. - Tak jak poleciłem dziewczynie, tak zrobiła. Wstałem z łóżka, aby otworzyć Lou, który od razu wparował do sypialni zawieszając wzrok na Darcy. Przyjrzał się jej dokładnie.
-Ubierz się bezwstydniku, dama patrzy! -Wrzasnął na mnie.
-Jezu, po prostu chodzę bez koszulki, to nie zbrodnia. - Louis zmierzył mnie badawczym spojrzeniem.
-Darlene, możesz tu podejść? - Rzucił. Darcy wstała powoli i skierowała się do mnie. Dzielnie stawiała kroki, próbując niczego po sobie nie pokazać. Objąłem ją ręką w talii, przyciągając do mojego boku.
-Chodzi normalnie. Masz szczęście młody. Przyszedłem ci tylko powiedzieć, że babcia przyjedzie wieczorem, to możesz zacząć się pakować. -Przewróciłem oczami.
-Idź już. - Louis spojrzał na mnie podejrzliwie (kolejny raz) i w końcu wyszedł (chwalmy Pana!).
-Jadę do Tesco! - Krzyknął zza drzwi. -Potrzebujecie coś?
-NIE! - Przekręciłem klucz w zamku.
-tak...

DPOV

-Harry, nie jadę na pieprzoną wojnę, wrócę za maksymalnie godzinę. -Ponowiłam próbę przekonania bruneta, że na prawdę może puścić moją rękę.
-To nie tak, po prostu nie chcę żebyś jechała z nim. Nie wiadomo co mu przyjdzie do głowy, martwię się czasem o jego stan umysłu, podejrzewam, że nie pracuje. - Powiedział zupełnie poważnie, patrząc mi w oczy. Zaśmiałam się cicho, kiedy Louis uderzył go w tył głowy, ale oddałam mu za niego.
-Należało mu się, no! - Lou próbował rozmasować 'bolące' miejsce, ale jestem pewna, że udawał, bo ledwo musnęłam dłonią jego włosy.
-Tobie też, bo go uderzyłeś.
-Aww, słodziaku. - Harry oplótł mnie ramionami, ale wiedziałam, że to tylko kolejna próba przekonania mnie.
-I tak pojadę. - Fuknął. Poczochrałam jego włosy i tak jeszcze roztrzepane, bo w końcu była dopiero dziesiąta. Louis otworzył przede mną drzwi swojego samochodu, więc podziękowałam mu i wsiadłam, a kiedy odjeżdżaliśmy, pomachałam do mojego wyraźnie niezadowolonego z wyjazdu chłopaka. No ale cholera jasna. Jechałam tylko do Tesco i z powrotem! Jego protesty były bez znaczenia, bo potrzebowałam kupić parę rzeczy do domu, typu płatki na mleko, albo jakiś sok. W domu to ja zajmowałam się takimi rzeczami. Upewniłam się jeszcze raz, że mam przy sobie pieniądze i skupiłam się na drodze przed nami. Louis otworzył usta, co zauważyłam kątem oka, ale odezwałam się jeszcze przed nim.
-Jeśli będziesz mnie wypytywał o moje życie seksualne, wysiądę. - Zaśmiał się, kręcąc przy tym głową.
-Nie zrobisz tego.
-Chcesz się przekonać? - Uniosłam jedną brew. Przewrócił oczami, ale faktycznie to na niego zadziałało. Na parkingu było całkiem sporo miejsca, co mnie na prawdę zdziwiło, no bo sobota. Prawie południe. (Jak dla Harry'ego rano). Wyszłam z samochodu, jeszcze przed odejściem od drzwi, upewniając się, że są zamknięte.
-Będziesz potrzebowała wózka? - Zapytał Louis, kiedy już ruszaliśmy w stronę wejścia do marketu.
-Prawdopodobnie.
-Okej. - Ruszył po jeden wózek z wielu stojących przy automatycznych drzwiach sklepu. Weszliśmy do niego razem i szliśmy wyszukując kolejno porządane produkty. - Ej. Mam pomysł.
-Dawaj. - Nie uzyskałam odpowiedzi, bo chłopak skorzystał z przewagi wzrostu (nawet jeśli to tylko kilka centymetrów) i wsadził mnie do wózka.
-Co... - Wydusiłam tylko.
-Tak będzie szybciej. Czytaj listę. -Spojrzałam na niego wzrokiem typu "ty-tak-na-serio?", ale zrezygnowana wypuściłam z ust westchnięcie, gdy przekonywał mnie spojrzeniem.
-Banany. - Mruknęłam.
-Dla Harry'ego?
-Ty o to dbaj. - Kółka zaczęły sunąć po podłodze. - Tylko nie pędź, owoce nie uciekną.
-Zależy ile tam leżą.
-Niedługo, zaufaj mi. - Zapewniłam. Louis wrzucił odpowiedni owoc do wózka. Ignorowałam pogardliwe spojrzenia kierowane w naszą stronę. - Jeszcze winogrona.
-Daj mi listę, będzie jeszcze szybciej.
-Równie dobrze mogłam nie jechać. - Zauważyłam.
-A wywalić cię z wózka? - Aby mnie przestraszyć i podkreślić, że jest w stanie to zrobić, lekko mnie przechylił, więc kurczowo złapałam się półki z pomarańczami. - Poza tym nie zostawiłbym ciebie z Harrym samej w domu, bo mogłoby mu coś wpaść do głowy. - Mrugnął do mnie znacząco. Gdyby wiedział... Odwróciłam się od niego, aby ukryć rumieniec wywołany wspomnieniami.
-Masz. - Podniosłam papier z listą zakupów na wysokość jego twarzy (tak myślę, bo prawie go uderzyłam w nos) i zaraz była w posiadaniu bruneta, który dosłownie kochał wprawiać mnie w taki stan jak teraz. Czasami jednak cieszę się, że mój brat jest mały i nie rozumie pewnych rzeczy.
-Można? I po co komplikować?
-Zamknij się. - Burknęłam. Wózek jeszcze raz się zatrząsł, ale tym razem nie zrobiło to na mnie większego wrażenia.
-Towarzystwo mojego brata źle na ciebie wpływa, przemyśl to.
-Po kimś to musi mieć. - Wyszczerzyłam się, odchylając głowę do tyłu, aby złapać z Lou kontakt wzrokowy. Zaśmiał się.
-W sumie, całkiem cię lubię. - Zrobiło mi się dosyć miło. W końcu jest z rodziny chłopaka, którego kocham. - Ale i tak nie odpuszczę wam tej sytuacji w pokoju lokowatego. - Fuknęłam.
-Lokowatego... - Powtórzyłam ciszej.
-A nie jest?
-Kupuj. - Usłyszałam tylko jak się zaśmiał i ruszyliśmy w drogę po następne produkty. Wózek powoli zapełniał się wszystkimi potrzebnymi mi rzeczami, czy owocami, lub napojami. I wszystko było w porządku, do czasu..
-WOLNA KASA! - Złapałam się metalowych ścianek po moich bokach, kiedy Louis zaczął biec w jej stronę. Bałam się, że zaraz mnie wywróci i coś mi się stanie, albo gorzej. Wszystkie produkty się potłuką i będzie trzeba za to zapłacić i dodatkowo nas stąd wywalą. Gdy tylko się zatrzymaliśmy, niemal natychmiast wyskoczyłam z wózka, będąc zbyt zła na bruneta, aby zrobić sobie coś z rozzłoszczonego wzroku kasjerki.
-Nie żyjesz. - Powiedziałam bezgłośnie.
-Cichaj orzeszku, muszę zapłacić.
-Orzeszki, to ty masz w bokserkach. - Burknęłam, zakładając ręce na piersi. Byłam na niego zła i koniec. Louis popatrzył na mnie, a potem rozejrzał się, aż jego wzrok zatrzymał się obok kasjerki.
-O, prezerwatywy. Harry jeszcze pewnie nawet nie wie jak się to zakłada.
-Przestań Louis. - Za wszelką cenę próbowałam uniknąć kontaktu wzrokowego z brunetem.
-Daj spokój, w sumie to się cieszę, że oboje jesteście jeszcze 'czyści' przynajmniej jak będziesz u nas nocowac nie będzie hałasu.
-Louis...
-Dlaczego się czerwienisz?
-Nie czerwienię... - Zaprzeczyłam, mimo tego, że moje policzki płonęły żywym ogniem.
-Czerwienisz. Nigdy się nie czerwieniłaś, kiedy schodziłem na ten temat. Chyba że wy... O boże czy wy... - Spuściłam wzrok, myśląc, że zaraz zapadnę się pod ziemię. Prawdopodobnie moja twarz wyglądała jak jakiś pomidor. - O MÓJ BOŻE TY I HARRY UPRAWIALIŚCIE SEKS! - Ludzie z całego Tesco nagle spojrzeli w moją stronę.
-Ciiiiiicho. - Zasłoniłam twarz dłońmi. Najbardziej żenujący moment mojego życia.

środa, 14 stycznia 2015

31. Niespodziewane pytanie.

Harry: Zaraz szkoła.

Jedziemy razem?

Dlaczego nie odpowiadasz?

Śpisz jeszcze?

Idę po ciebie.

Kochanie...

Darcy no.

Jadę.

Wychodzisz?

Lala...

Darcy: PRZESTAŃ PISAĆ FRAJERZE.

Harry: Uuu ostro. Wychodzisz?

Darcy: Mamy odwołaną biologię Dzięki za pobudkę KOCHANIE.

Harry: Otwórz okno.

Darcy: Wejdź raz jak człowiek drzwiami, nie każ mi wychodzić z łóżka.

Harry: Proszę.

Odłożyłam telefon i wzdychając głośno, wstałam i otworzyłam okno. Korzystając z tego, że jeszcze go nie ma, zastanawiałam się, czy wrócić do łóżka. Ale jako, że mój najukochańszy chłopak nie liczy się z moimi potrzebami, to nie dam rady już dzisiaj spać. Wymaszerowałam więc z pokoju i poszłam do łazienki, aby pozbyć się tego niemiłego smaku w ustach. Kiedy wróciłam do pokoju, Harry już siedział na parapecie i uśmiechał się szeroko.
-Ty nie masz serca. - Stwierdziłam i podeszłam do łóżka, a Harry ruszył za mną. Położyłam się z powrotem pod cieplutką kołderkę w zeberkę, mając nadzieję, że brunet chociaż leżeć mi pozwoli, ale zadowolona zauważyłam, że kładzie się obok, więc nie ma szans na wyciągnięcie mnie z łóżka przed dziewiątą.
-Oddałem je tobie. - Złożył na moich ustach krótki pocałunek. - Smakujesz miętą.
-To pasta do zębów. - Odpowiedziałam i ułożyłam głowę na torsie chłopaka. Owinął mnie ramieniem i pocałował w czubek głowy.
-Na prawdę masz zamiar tak leżeć do dziewiątej?
-Tak. - Odpowiedziałam krótko i zamknęłam oczy. Harry bawił się moimi włosami, przez co jeszcze bardziej chciało mi się spać.
-Będziesz spała?
-Mhmm. - Mruknęłam. Harry westchnął.
-Przepraszam za pobudkę. - Odgarnął włosy z mojej twarzy i próbował zapleść mi warkocza. Powoli nadchodził już mój wymarzony sen, ale mój telefon zaczął dzwonić. Odwróciłam się i sięgnęłam nad Harrym po telefon. Spojrzałam na ekran i już wiedziałam, że nie mogę prowadzić tej rozmowy przy brunecie.
-Masz być cicho. - Powiedziałam. Wcisnęłam zieloną słuchawkę  i przyłożyłam telefon do ucha. - Czy wy wszyscy się zmówiliście i uknuliście sobie przerwijmy-Darcy-jej-ukochany-piękny-sen-plan?
-Co? Rozmawiałaś już z kimś?
-Widocznie nie ty jedyna nie wiesz jak miły jest sen. - Harry zachichotał, na co obrzuciłam go karcącym spojrzeniem.
-Darcy, kto z tobą jest? - Świetnie. Pomyślałam.
-Nikt.
-Nie jestem nikim, jestem Harry. - Chłopak miał niezły ubaw, a że Cat świetnie znała jego głos, mogła rozszyfrować, że to z nim jestem, a on doskonale o tym wiedział.
-Macie imprezę piżamową beze mnie, czy coś się w nocy działo? - Jęknęłam zażenowana. Ona nie wiedziała o naszych doświadczeniach jeśli chodzi o sprawy łóżkowe, a raczej ich brak. - Nie ważne, po prostu liczę na to, że nie leżycie teraz oboje nago, bo stoję pod twoim domem i czekam na was.
-Nie mamy..
-Nie obchodzi mnie to, czekam, ja też cię kocham. - Cmoknęła w słuchawkę i rozłączyła się.
-Ona jest moją śmiercią...

~*~

Wyszłam z samochodu i od razu zapragnęłam wsiąść do niego z powrotem. Na dworze było tak zimno, że mróz niemal od razu zaczął szczypać moje policzki. W dodatku byłam bardzo śpiąca, przez Harry'ego i Cat. Byłam na nich zła na początku, ale kiedy Harry zaproponował mi swoje ramię jako poduszkę na biologii,postanowiłam, że im odpuszczę.
-Do zobaczenia na lunchu Elfie. - Powiedział brunet, owijając swoje ramię wokół mojej talii i ruszyliśmy w dwie różne strony do swoich szafek. - Ale się trzęsiesz. - Stwierdził.
-Bo jest mi cholernie zimno. - Niechętnie odsunęłam się od Harry'ego, żeby włożyć torbę z moimi rzeczami do szafki, bo od chłopaka zawsze biło ciepło. Od szafek przeszliśmy do naszej szatni, aby zdjąć nasze kurtki i zmienić buty z zimowych na jakieś trampki, czy jak w przypadku Harry'ego - Nike. Brunet od razu ściągnął swój czarny płaszcz, a ja zrobiłam to bardzo niechętnie, pozbawiając się kolejnego źródła jakiegokolwiek ciepła. Skrzywiłam się czując zmianę temperatury na skórze i przeklinałam mojego chłopaka, za to, że namówił mnie do założenia bluzki z krótkim rękawem tylko dlatego, że miała nadruk z literą "H", a miałam ją po starszej kuzynce Hannah.
-Myślę, że nienawidzę cię za twój dar przekonywania, bo umieram z zimna. - Harry spojrzał na mnie i zaśmiał się cicho. Zdjął swoją bluzę i oddał mi ją. Była zakładana przez głowę, więc nie byłam zadowolona, kiedy po założeniu jej moje włosy się potargały. Przygładziłam je dłońmi.
-Dzięki. Nie będzie ci zimno?
-Mi nigdy nie jest.
-To niesamowite jak bardzo się różnimy. Tobie wiecznie ciepło - mi zimno. Ty jesteś wysoki - ja przeciętna. Ty masz jasne oczy - ja ciemne. I jest wiele innych różnic, więc to na prawdę niesamowite.
-Przeciwieństwa się przyciągają, kochanie. - Uśmiechnęłam się, kiedy dłoń Harry'ego splotła się z moją. - Idziemy? - Pokiwałam głową i oboje ruszyliśmy do sali biologicznej. Bez książek, bo pani Parker zapowiedziała nam na dzisiejszą lekcję film.
-Teraz będę spać. - Oznajmiłam.
-Służę ramieniem.
-Pamiętam, jesteś mi to winien. - Wystawiłam język, co Harry skomentował cichym śmiechem.
-Chłopcy się na ciebie patrzą.
-Dlaczego, mam coś na twarzy?
-Nie. Dlatego. - Brunet podniósł nasze splecione dłonie na wysokość mojej twarzy. - No i masz na sobie moją bluzę. Poza tym wyglądasz pięknie. Ale myślę, że to przez tą bluzę, brzydalu ty mój.
-Słodzisz. - Powiedziałam ironicznie, ale uśmiechnęłam się i ścianęłam lekko jego dłoń. - Poza tym pewnie patrzą, bo idę z takim frajerem. - Uśmiechnęliśmy się do siebie.
-Nasz związek to niewątpliwie jest cel wszystkich par świata.
-Nigdy im się nie uda, bo jesteśmy jedyni w swoim rodzaju. - Stwierdziłam, wchodząc już do klasy. Byłam zadowolona z faktu, że okna były zasłonięte werdikalami i w pomieszczeniu panował półmrok. Pani Parker siedziała za swoim biurkiem, przy komputerze, a na ścianie pojawił się rzut z projektora. Nauczycielka popatrzyła na mnie i Harry'ego, kiedy siadaliśmy w naszej ławce, a potem policzyła wszystkich uczniów w klasie i zaznaczyła obecność w dzienniku.
-Przypominam, że mimo iż będziemy oglądać film i nie będziemy pisać, ani używać książki, wciąż nie wolno wam wyjmować telefonów, ani innych urządzeń, ani jedzenia. Mam nadzieję, że się rozumiemy i możemy zacząć oglądać. - Pani Parker nie czekała na nasze potwierdzenie, czy cokolwiek innego, tylko usiadła przed monitorem i odtworzyła film. Harry siadł bokiem do tablicy i oparł się o ścianę. Poczułam jak przyciąga mnie do siebie, a moje plecy delikatnie zderzyły się z jego torsem już chwilę później, sprawiając, że siedziałam między jego udami. Przytulił głowę do mojej szyi, opierając brodę o moje ramię, a jego ręce oplotły mnie, łącząc nasze dłonie razem. Byłam zadowolona, bo mogliśmy siedzieć w ten sposób, a nauczycielka nie zwracała na nas uwagi. Byłam bardzo niewyspana, ale starałam się skupić na filmie, ponieważ jego temat był dosyć istotny, a ja średnio go rozumiałam.
-Nudzi mnie to. - Jęknął cicho Harry.
-Shh. - Odszeptałam. Harry cicho westchnął, ale przez resztę lekcji siedział cicho.
Wraz z dźwiękiem dzwonka wstałam z mojego krzesła i razem z brunetem wyszłam z klasy.
-O cholera, moje oczy. - Zasłoniłam światło padające z długich lamp na suficie dłonią. - To boli.
-Wiem co czujesz, ale chodź, dasz radę, jesteś dzielną dziewczynką.
-Spadaj. - Powiedziałam krótko i ruszyłam wzdłuż korytarza. Harry dotrzymywał mi kroku przez całą drogę do szafki, a potem do klasy, gdzie oboje mieliśmy lekcję edukacji seksualnej.

~*~

-Dlaczego Avana nie ma w szkole? - Zapytałam Cat, wychylając się zza Harry'ego.
-Źle się czuje. - Odpowiedziała. - Czy ta kolejka w ogóle chociaż trochę się zmniejsza?
-Uhm, nie, nie sądzę. - Wyjrzałam ponownie zza Harry'ego, aby spojrzeć na przyjaciółkę. Brunet przytrzymał się mojej dłoni i powoli klęknął na jedno kolano.
-Wejdziesz za mnie? - Zapytał mnie.
-Co robisz?
-But mi się rozwiązał. - Wyjaśnił i wziął się za wiązanie sznurówek w jego czarnych Nike. - I pytałem czy wejdziesz za mnie, bo wtedy będę bliżej początku kolejki i wcześniej dostanę swój lunch, a ty będziesz mogła swobodnie rozmawiać z Elfem. - Cat popatrzyła na nas i wybuchła śmiechem. Mój chłopak wstał i i popatrzył na nią zdezorientowany, tak samo jak i ja.
-O co chodzi? - Zapytał.
-Myślałam, że jej się oświadczasz.
-Oh. - Harry odwrócił się do mnie i uśmiechnął tak pięknie. Odwzajemniłam jego gest, to faktycznie była zabawna sytuacja. - To wejdziesz za mnie?
-Nie. - Pokazałam mu język. Zaśmiał się cicho. Złapał mnie w talii, podniósł lekko i zamienił nas miejscami.
-Mi się nie odmawia, kochanie. - Jego palec wskazujący odbił się od czubka mojego nosa, a potem brunet przytulił się do moich pleców, kładąc głowę na moim ramieniu.
-Wiecie, czuję się zazdrosna, bo nie ma tu Avana. - Cat założyła ręce na piersi i spojrzała na nas z udawanym smutkiem.
-No chodź Elfie. - Harry wyciągnął ręce do Cat i podszedł bliżej niej. Dziewczyna się odsunęła.
-Nie aż tak! -

sobota, 10 stycznia 2015

17. Pierwszy pocałunek.

?POV
15 sierpień 2011
-Darcy!? - Krzyknąłem kolejny raz. Mojej dziewczyny nigdzie nie było. - Jesteś tu!? - Przeszedłem między gałęziami krzaków. Pomyślałem, że to ostatnie miejsce, w którym mogłaby być, bo nikt znajomy jak dotąd nie wchodził tutaj. To było moje sekretne miejsce. Wszedłem, mimo to na maleńką polankę otoczoną zeszwsząd krzakami. Po mojej lewej stronie zauważyłem coś, czego jak dotąd tu nie było. A mianowicie, była to dziura. Ktoś najwyraźniej powyłamywał gałęzie, tworząc przejście.. gdzieś. Nie zastanawiałem się długo kto, lub co mogłoby to być, po prostu wszedłem tam, z nadzieją, że zobaczę winowajcę. Dopiero będąc już po drugiej stronie zacząłem odczuwać lęk. To mógł być ktokolwiek, lub nawet cokolwiek. Zarówno Darcy, jak i jakiś niedźwiedź. Chociaż to raczej mało prawdopodobne, bo w Londynie na wolności nie żyją niedźwiedzie. Rozejrzałem się. Ten widok był zdecydowanie jednym z najpiękniejszych, jakie kiedykolwiek widziałem. Przede mną rozciągał się staw otoczony wysokimi, gęsto rozsnącymi krzakami ze wszystkich stron, było tam także jedno drzewo. Jedno jedyne w tym miejscu. Było je widać z centrum parku, jednak tylko część wystającą znad wysokiego krzaka.
-Darcy? - Ponowiłem i podszedłem do drzewa. Usłyszałem chichot za sobą. Kiedy się odwróciłem, zobaczyłem moją kochaną brunetkę wychylającą się zza grubego pnia.
-Akuku. - Powiedziała rozbawiona, a ja mogłem w końcu do niej podejść i zabrać moją czapkę z daszkiem z jej głowy. Podszedłem do niej możliwie jak najbliżej, więc normalne dla mnie było, gdy położyła dłonie na mojej piersi i zaczęła się cofać, aż jej plecy nie zderzyły się z pniem drzewa.
-Całowałeś się już? - Zapytała nagle, tym samym zbijając mnie z pantykału. Od razu pomyślałem o moim kocie Dustym, który reaguje jedynie na komendę "buziak".
-Tak.
-Taaa, ja też nie. - Zaśmiałem się cicho.
-Może już najwyższy czas? - Położyłem dłonie po obu stronach jej głowy, opierając je o gruby pień drzewa. Przygryzła wargę, prawdopodobnie nieświadomie. Zawsze to robiła jak się czymś denerwowała, już nawet gdy mieliśmy po 7 lat i był to nasz pierwszy dzień w szkole. Pamiętam jak ściskała moją rękę i czekała aż dyrektor ogłosi, do której klasy została przydzielona. Żuła swoją dolną wargę jak gumę do żucia, a potem dodatkowo zaczęła obgryzać paznokcie, bo Violet nie była w klasie razem z nami. Oczywiście ich rodzice szybko to zmienili i bliźniaczki mogły uczyć się razem. Teraz patrzyła na mnie bardzo podobnym wzrokiem. Wyglądała naprawdę uroczo, a jej oczy ślicznie się błyszczały, odbijając światło słoneczne, które przebijało się między liśćmi drzewa w nielicznych miejscach. Powoli zbliżyłem swoją twarz do jej i czekałem na jakiś ruch z jej strony. Nie chciałem, żeby to była chwila, kiedy zmuszam ją do pierwszego prawdziwego pocałunku, wiedziałem, że to wyjdzie tylko jeśli oboje będziemy tego chcieli. I ja chciałem, ale czy Darcy też? Popatrzyła na mnie niepewnie, a ja posłałem jej delikatny uśmiech. Jej wzrok powędrował na moje usta, a potem prosto w moje oczy i w tamtym momencie poczułem jak jej kolano przypadkowo zetknęło się z moim, w chwili gdy ugięła nogę w kolanie, opierając stopę o pień. Kąciki jej ust lekko się uniosły, co wywołał kontakt naszych ciał. Twardo wpatrywaliśmy się sobie w oczy i w ten sposób zrozumiałem. Zdecydowała się. Zarzuciła mi ręce na szyję, tym samym zmuszając mnie do pochylenia się, ponieważ znacząco górowałem nad nią wzrostem. Chyba już na zawsze tak pozostanie. Zawsze była moją malutką Darcey. Złączyłem nasze usta, co tak naprawdę jak dotąd było normalne. Odkąd byliśmy razem często dochodziło między nami do takich krótkich cmoknięć, ale teraz nie miał być to tylko krótki całus. Wzorując się na filmach i opisach z fanfictionów z ulubionym zespołem Darcy, które często byłem zmuszony z nią czytać, powoli i delikatnie wsunąłem język pomiędzy jej wargi, kiedy lekko je rozchyliła. Nawiasem mówiąc, to jeśli chodzi o fanfictiony, to często czytaliśmy razem pikantniejsze sceny niż pocałunki. To tylko potwierdzało fakt, że między nami rzadko występuje coś takiego jak skrępowanie. Przejechałem językiem po górnej wardze Darcey i wiedziałem, że to co robimy wychodzi nam dobrze. Uśmiechnęła się delikatnie, wywołując to samo na mojej twarzy. Powoli odsunąłem się od niej i oparłem swoje czoło o jej. Właśnie przeżyliśmy nasz pierwszy pocałunek i on był idealny. Moja szyja bolała od ciągłego schylania się do dziewczyny, tak samo jak szyja Darcy musiała ją boleć od ciągłego przechylania jej w górę. Potarła o siebie nasze nosy, wywołując tym mój cichy chichot, a ja jej szeroki uśmiech.
-Zdajesz sobie sprawę z tego, że to było idealne w każdym calu? - Spytałem. Czułem na skórze jej spokojny, ciepły oddech. Przytaknęła mi cichym mruknięciem i przymknęła oczy, wsłuchując się w nasze miarowe oddechy.
-Wiesz co jest za trzy dni? - Zapytała, zmieniając nagle temat.
-Twoje urodziny. Twoje i Violet. I wyjeżdzasz z tatą i Viol do Irlandii na tydzień. - Odpowiedziałem.
-Chcę żebyś pojechał z nami. - Zapytałem o to moich rodziców jeszcze tego samego dnia. Zarówno oni, jak i ojciec bliźniaczek wyrazili na to zgodę. Ale nie wiedziałem jeszcze do czego wyjazd doprowadzi, bo gdybym wiedział, kategorycznie zabroniłbym przyjaciółkom wyjazdu.
DPOV
-Halo? - Zamknęłam tajemniczy pamiętnik od "H" i usiadłam wygodniej na parapecie wyłożonym materacem i poduszkami. Nawet nie spojrzałam na wyświetlacz, kiedy odbierałam połączenie.
-Hej kochanie. - Usłyszałam po drugiej stronie telefonu, przez co moje oczy prawdopodobnie podwoiły swoje rozmiary.
-Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. - Przyłapałam się na tym, że mój głos drżał.
-Kotku..
-NIE MÓW DO MNIE W TEN SPOSÓB! - Wrzasnęłam, przerywając mu. Zaśmiał się.
-Moja mała, słodka i niewinna Darlene.. Jestem w Holmes Chapel, mogę liczyć na spotkanie z moją dziewczyną?
-Nie możesz mówić o mnie w ten sposób pierdolony kutasiarzu. - Nie wiem jak, ale wulgaryzmy same wychodziły z moich ust. - Już nie masz żadnego jebanego prawa nazywać mnie swoją fiucie. - Głupia. Powinnam od razu się rozłączyć. Trzęsącą się dłonią nacisnęłam czerwoną słuchawkę i rzuciłam telefonem w poduszki. Przetarłam twarz i delikatnie się zdziwiłam gdy napotkałam mokrą powierzchnię mojego policzka. A więc płakałam. Łzy spływały po mojej twarzy i przy okazji zauważyłam też, że cała drżałam. Drżał mój oddech, ręce i całe ciało.
-Kto był taki niedobry, że zmusił cię do nazwania go pierdolonym kutasiarzem? - Usłyszałam niedaleko mojego ucha. Szeroki uśmiech Harry'ego zniknął, gdy zobaczył moją zapłakaną twarz, oświetlaną jedynie przez światło z jego pokoju. Na dworze było ciemno. Mój telefon znów zaczął dzwonić, na co przykryłam go kolejną poduszką, aby nie słyszeć już tego dźwięku.
-Mała... - Harry siadł na swoim parapecie tyłem do mnie i trzymając w swoim pokoju jedynie nogi od kolan w dół, wykręcił się chwytając mnie za dłonie. - Chodź tu. - Niepewnie przerzuciłam nogi przez parapet i spojrzałam w dół. Zaczęłam się wahać. - Hej? - Podniosłam głowę, napotykając zmartwione spojrzenie bruneta. - Ufasz mi? - Przygryzłam wargę. Ufam mu? Cholera, to jest trudne.
-Tak. - Odpowiedziałam cicho, nie myśląc długo. Postawiłam jedną stopę na parapecie Stylesa i zaraz dostawiłam drugą, po czym zeskoczyłam na podłogę. Harry zamknął za mną okno i odwrócił się, siadając na parapecie.
-Co się stało?
-Możesz mnie przytulić? - Spytałam i natychmiast tego pożałowałam. Harry spojrzał na mnie zaskoczony, w sumie to rozumiałam jego reakcję, jakoś nigdy nie widziałam żeby doświadczał jakiegokolwiek kontaktu fizycznego z Cat, albo Avanem. Nie wyglądał mi na pieszczocha. Wyglądał jak zagubiony chłopak, którego zniszczyło życie. Oh, od kiedy ja taka jestem? Nie powinnam go oceniać z wyglądu. Chociaż brałam też pod uwagę ostatnie zdarzenia. On wydaje mi się nieczuły jakby. Nieważne. Tak czy inaczej, zrobiło mi się przykro. Potrzebowałam go teraz. Jego rysy twarzy nagle złagodniały, w chwili gdy słowa "już nieważne, zapomnij" miałam już na końcu języka. Oplótł ręką moją szyję i przyciągnął mnie do siebie. Położył głowę na moim ramieniu, w chwili gdy wtuliłam się w niego. Chłonęłam spokojnie jego zapach. Coś jak drogie perfumy i proszek do prania z odrobiną dymu papierosowego.
-Siadaj. - Wolną ręką popchnął moje udo do siebie, tym samym zmuszając mnie do tego, abym usiadła okrakiem na jego udach. Więc tak zrobiłam. Oplótł moje drobne w porównaniu z nim ciałko swoimi umięśnionymi ramionami i pocałował mnie w czubek głowy. - Opowiesz mi co się stało? Możesz mi zaufać. Skinęłam głową.
-Zanim przeprowadziłam się tutaj, miałam chłopaka. Nazywał się Devon. Devon McKenzie. Stwarzał pozorne poczucie bezpieczeństwa, kiedy byłam razem z nim. Podkreślam. Pozorne. On.. To trochę krępujące. On chciał mnie, no... - Spięłam się. To jest niezręczne. - On chciał pozbawić mnie dziewictwa. A ja mu cały czas odmawiałam. Nie czułam się przy nim tak swobodnie. Ale kochałam go. I potem okazało się, że on mnie zdradzał od początku naszego związku. Jak tylko się o tym dowiedziałam, pojechałam do niego i zapytałam o to. I on powiedział mi wtedy... - Rysowałam paznokciem przeróżne wzorki na torsie Harry'ego i wciąż unikałam jego wzroku. Po moich policzkach znów spływały łzy, znów płakałam. - On mnie wtedy strasznie zwyzywał, Harry. I wyprosił mnie z domu. Nie. Nie wyprosił. Wyrzucił mnie stamtąd. Powiedział, że nie chce ze mną być bo nie spełniam jego potrzeb seksualnych. - Harry znów mnie do siebie przyciągnął i zamknął w uścisku.
-Nie płacz, nie warto. Wcale nie musisz się przy mnie krępować. Szczerze mówiąc, ja też nigdy się nie kochałem. I co? I nic.
-Zejdźmy z tematu, co? - Harry zaśmiał się, czym wywołał wibracje w jego klatce piersiowej. - Harry?
-Hmm?
-Czym jesteśmy? - Podniosłam głowę z jego torsu i popatrzyłam w jego oczy. Jego zielone tęczówki wyrażały jedynie jego skonsternowanie.
-Ale w jakim sensie?
-No bo raz się obrażamy, mam cię czasem w ch.. kij dość, mam ochotę cię zamordować, a potem siedzę na tobie w twoim pokoju i się przytulamy. Czym jesteśmy?
-Przyjaciele?
-Przyjaciele.
-Więc uroczyście jako twój najzabawniejszy, najlepszy, najukochańszy, najprzystojniejszy i najskromniejszy przyjaciel świata obiecuję nigdy nie poruszać tematu twojego dziewictwa, ani tego, że jestem prawiczkiem, ale wzamian obiecasz, że to się nie wyda, bo to zrujnuje moją reputację.
-Styles, jaką reputację? - Zaśmialiśmy się oboje. Popatrzyłam na jego szeroko uśmiechniętą twarz i zdałam sobie sprawę jak wielkie szczęście mnie spotkało. Mam przyjaciela, który potrafi poprawić mi humor jednym głupim tekstem. Jego zielone oczy utkwione były w moje. Teraz mogłam im się dokładnie przyjrzeć. Ich zieleń powodowała, że miałam ochotę patrzeć na nie całymi dniami. Jego oczy były po prostu piękne. Bardzo podobały mi się też jego włosy. Nie mogłam się powstrzymać i chwyciłam jeden kosmyk i nawinęłam na palec. Jednak elementem jego urody, który najbardziej mnie rozczulał był jego uśmiech. W jego policzkach zawsze pojawiły się ogromnie urocze dołeczki, w które za każdym razem miałam ochotę wsadzić palec, to prowokowało. Wszystkie te moje myśli sprowadziły mnie do jednego. Chciałam cofnąć czas i inaczej odpowiedzieć. "Przyjaciele? Chcę czegoś więcej". Cholera. Myślę, że mogę się w nim zakochiwać...

piątek, 9 stycznia 2015

23. Wszystko czego potrzebuję.

DPOV

Harry: Podejdź do okna. Teraz. To ważne.

Przeczytałam wiadomość i zgodnie z poleceniem Harry'ego podeszłam do parapetu i otworzyłam okno. Brunet już na mnie czekał. Nie wiem co było tak ważne, ale usiadłam na parapecie, wyczekując jakiegoś słowa od Harry'ego. Nic takiego jednak nie nastało. Chłopak stał przy oknie i przygryzał wargę, patrząc na moją twarz, ale unikając oczu.
-No..? - Spróbowałam ponaglić. - Co jest tak ważne? - Uśmiechnęłam się delikatnie. Harry w końcu spotkał się z moim spojrzeniem. Westchnął głęboko i podał mi jakąś książkę w szarej okładce i drugą w czarnej. Zabawne, że jedna wyglądała jak mój dziennik.
-Przeczytaj obie strony.

HPOV

1 września 2011 r.

-Harry już czas. - Louis zajrzał tylko do sali.
-Daj mi się tylko pożegnać. - Trzymałem dłoń Darcy mocno w swojej. Siedziałem na jej łóżku szpitalnym i wpatrywałem się w jej twarz. Leżała w śpiączce już dwa tygodnie. Lou tylko zamknął drzwi.
-Darcy... - Zacząłem. - Wiem, że mnie teraz słyszysz. Przykro mi, że nie możesz mi odpowiedzieć i że muszę się żegnać z tobą w taki sposób. Jeśli tylko się obudzisz możesz mnie nie pamiętać. Ale musisz wiedzieć, że nie ma na tym cholernym niesprawiedliwym świecie nikogo, kto kocha cię bardziej niż ja. Ludzie mówią, że jestem za małym gówniarzem na miłość i nie mogę wiedzieć co to jest. Ale dzięki tobie wiem. Pokazałaś mi to. Teraz wyjadę i wyjadę na zawsze. Ale robię to dla dobra mojej rodziny. I pamiętaj, że ty też do niej należysz. Nigdy cię nie zapomnę. Ciężko mi będzie bez ciebie. Bardzo. Położyłem na twojej szafce dziennik. Jeśli cokolwiek zapamiętasz z tej rozmowy, chcę, żeby były to te słowa: Dziennik ma ci pomóc. Ma ci mnie przypominać, kiedy będzie ci źle. Bo może fizycznie mnie tu nie będzie. Ale zawszę będę przy tobie myślami. Louis i Gemma mówią, że jeśli zapomnę o tobie to będzie mi lepiej. Nie chcę. Z biegiem czasu pogodzę się z twoją nieobecnością, ale pamiętał będę zawsze. Twoją bladą skórę, piegowatą twarz, czekoladowe oczy, różowe policzki i brązowe włosy. Twój sposób mówienia, to jak śmiesznie przeciągasz ostatnie sylaby, kiedy się czymś denerwujesz i jak marszczysz brwi, gdy czegoś nie rozumiesz, ale udajesz, że tak. Nie zapomnę twojej umiejętności czytania mi w myślach, nie wmówisz mi, że to dlatego, że dobrze mnie znasz. Zawsze będę pamiętał różnicę między twoim zawstydzonym tonem, a zwyczajnym, kiedy prowadziliśmy swobodną rozmowę. Jak chwaliłem twój wygląd twój głos stawał się piskliwy. I nigdy nie zapomnę jak bardzo ważna dla mnie jesteś. Jesteś nie tylko moją dziewczyną. Przede wszystkim jesteś moją przyjaciółką. Mogłem ci zawsze powiedzieć wszystko, tak jak ty mi. Ufam ci bezgranicznie. I kocham cię bezwarunkowo. Jesteś pierwszą dziewczyną, którą pokochałem i jedyną. Pamiętaj o tym zawsze. Wracaj do siebie słońce. Kocham cię bardzo. Nie wyobrażasz sobie co teraz przeżywam i jak trudne to dla mnie jest. Będę tęsknił za tobą. Do zobaczenia kiedyś. - Złożyłem krótki pocałunek na jej ustach i wyszedłem z sali. Louis i Gemma już na mnie czekali.
-Płakałeś? - Zapytał mój brat. Zaskoczony poczułem wilgoć na policzkach. Wytarłem twarz rękawami bluzy.
-Trochę. - Odpowiedziałem, nie chcąc kłamać.
-Nasze torby są w samochodzie. - Gemma ruszyła smutna w stronę wyjścia ze szpitala, a ja i Louis za nią. Żegnaj Londynie. Żegnaj Darcy.

Gdy ostatni raz powiedziałem Żegnaj
Umarłem trochę w środku
I leżałem we łzach w łóżku całą noc
Sam, bez ciebie obok.

Oba teksty były identyczne. Co więcej. W obu tekstach były wspomniane imiona moje i Harry'ego. Spojrzałam na okładkę. Byłam zdezorientowana. Jeden z zeszytów na prawdę był mój.
-Co... - Tylko to byłam w stanie wydusić.
-Przepraszam, że go wziąłem, to był przypadek i...
-To później. Chodzi o ten drugi pamiętnik. - Podniosłam szary zeszyt wyżej. - Jest twój? - Skinął głową. Podałam mu oba notatniki. - Pomożesz mi? - Wyciągnęłam ręce do bruneta i wystawiłam nogi za parapet. Przeszłam przez oba okna, wspomagana przez obie dłonie Harry'ego. Kiedy stanęłam już bezpiecznie na jego zimnych panelach, obok łóżka, w pokoju zapanowała cisza, którą postanowiłam przerwać.
-To ty jesteś Teddym, Hershellem... "H" z pamiętnika?
-Tak. - Wypuściłam głośno powietrze. "Za dużo informacji." Powtarzałam sobie w myślach. "Za dużo informacji." Popatrzyłam w zielone oczy Stylesa.
-Nie mam pojęcia co mam teraz powiedzieć. Okazuje się, że znamy się od... Zawsze... - Oparłam się biodrami o parapet i skrzyżowałam ręce na piersi. - Dlaczego zabrałeś mój dziennik?
-Teorytycznie, to on jest mój, a twój jest ten. - Wskazał na szary notatnik.
-Ale go zabrałeś.
-Oj, no daj spokój Darcy, to przeszłość. - Czas na lekcję. Chwyciłam poduszkę z łóżka i mocno oderzyłam nią w głowę bruneta. Natychmiast złapał się za bolące miejsce.
-Ała, za co to było?
-Nie ważne Harry, to już przeszłość.
-Ale boli nadal. - Pomasował miejsce, w które dostał.
-Bo przeszłość czasem boli. Ale jeśli dobrze zrozumiałeś tą lekcję, to udało ci się również wyciągnąć wnioski. - Zamachnęłam się, ale tym razem uchylił się zanim poduszka dotknęła jego głowy. Tym razem nie musnęłam nią nawet jego włoska. To dobrze, to znaczy, że wnioski zostały wyciągnięte.
-No juuż. Rozumiem.
-To co teraz zrobisz? - Oczekiwałam przeprosin.
-Najpierw zabiorę ci poduszkę. - Zabrał przedmiot z moich rąk i rzucił go na łóżko. Byłam zła.
-Tak, a teraz? - Niecierpliwiłam się. Podszedł do mnie i przyciągnął do siebie.
-A teraz... - Jego usta napotkały moje. Bardzo delikatnie muskał moje wargi. Nagle cała moja złość odpłynęła z mojego ciała niczym woda z rynny. Położyłam delikatnie dłoń na jego policzku, podczas gdy jego obie duże dłonie spoczywały na moich biodrach. Drugą ręką złapałam jego ramię i zacisnęłam ją na nim. Delikatnie wsunął język pomiędzy moje wargi, a ja miałam ochotę szeroko się uśmiechnąć, kiedy nasze języki się zderzyły. Zaczął powoli ciągnąć mnie w stronę łóżka, wciąż nie rozłączając naszych ust. Penetrował ich wnętrze poprzez pełen uczucia, aczkolwiek delikatny pocałunek. Położył się na granatowej pościeli i przeniósł dłonie na moje uda, które w aktualnej chwili spoczywały po obu stronach jego ciała. Moje włosy opadały na kołdrę, tworząc jakby "zasłonę" dla naszych twarzy. Otworzyłam na chwilę oczy napotykając zielone tęczówki bruneta. Uśmiechnęliśmy się do siebie wciąż nie rozłączając naszych warg. Rozpięłam jeden guzik jego koszuli, już w myślach rozpinając kolejny.
-WAZZAAAAP? - Ktoś wszedł do pokoju, na co Harry gwałtownie się podniósł, a w efekcie ja miałam bliższy kontakt z podłogą między łóżkiem Harry'ego, a ścianą. Jak bardzo chciałam, aby w tamtej chwili panele zrobiły się jakimś cudem magiczne i wciągnęły mnie na piętro niżej, skąd mogłabym niezauważona uciec do domu. Choleracholeracholeracholera. Podniosłam głowę, aby zobaczyć kto wszedł do pokoju. Był to wysoki brunet ze szmaragdowymi oczami i wyraźnym rozbawieniem na twarzy.
-A co to braciszku się dzieje? - Zaśmiał się szeroko, a ja skorzystałam z ich nieuwagi i położyłam głowę z powrotem na podłodze. Chryste, ja chcę stąd zniknąć. Harry był cały czerwony i ja zresztą napewno też. Rzucił zdenerwowane spojrzenie bratu i wstał z łóżka. Pomógł mi wstać i mimo, że wcale tego nie chciałam, to już chwilę później stałam totalnie zawstydzona tą sytuacją za Harrym. Starałam się jak najbardziej schować twarz za jego plecami, a Harry zauważając to, splótł delikatnie swoją dłoń z moją i schował za sobą, przez co moje policzki jeszcze bardziej się zaczerwieniły.
-Ty właśnie chciałeś uprawiać seks z dziewczyną? Jestem z ciebie dumny, myśleliśmy już nawet, że jesteś gejem! - Wyjrzałam zza Harry'ego tylko trochę, aby zobaczyć jak Gemma staje w drzwiach i patrzy z wyrzutem na brata.
-Louis, idioto... - Pociągnęła go za koszulkę do siebie. - Mówiłam ci coś... Przepraszam was. - Powiedziała do nas i zamknęła drzwi. Harry odwrócił się do mnie, nie rozłączając naszych dłoni.
Szok zaczął mijać, więc zaczęłam myśleć, rozmyślać i... Zaczęłam śmiać się histerycznie. Z jakiejś przyczyny, moje wcześniejsze zażenowanie oraz cholerna irytacja, wydawała się teraz całkiem zabawna. Harry przez sekundę trzymał mnie w odległości wyciągniętych ramion i patrzył na mnie z niepokojem, jakby upadek, mógł coś poprzestawiać w mojej głowie. Wciąż się śmiejąc, zaczęłam trząść się. Łzy pojawiły się w moich oczach, a usta Harry'ego wykrzywiły się ku górze w uśmiechu i wiedziałam, że nie może ich skierować w dół. Jeszcze raz pochłonął mnie w swoje ramiona, gdy niekontrolowanie razem śmialiśmy się.
- Boże, to... Było okropne... Nie... Nie obściskiwanie się... To było niesamowite, po prostu... Reszta - powiedział między atakami śmiechu. Część mojego mózgu, ta która nie skupiała się na zabawnym momencie, skoncentrowała się na tej chwili, która była niesamowita. Myślałam o tym, co będzie dziać się później. Wiedziałam, że nie będę mogła ukryć tego przed Cat. Boże, prawdopodobnie będzie bardziej podekscytowana niż ja. Miałam wrażenie, że przytyjemy od czekolady, którą będziemy się zajadać. Przysięgam, że wyglądaliśmy jak para wariatów, jak byśmy uciekli z psychiatryka.
-Jesteśmy nienormalni. - Stwierdził Harry. Przytaknęłam, wciąż się śmiejąc, jednak trochę spokojniej niż wcześniej. - I musimy zejść na dół. Wyjaśnić to wszystko. I poznać cię z rodziną.
-Ale ja muszę... coś powiedzieć... -Wzięłam głęboki wdech i odezwałam się. - Kim teraz dla siebie jesteśmy? To znaczy nie pytam o trwałe zobowiązanie albo cokolwiek takiego, ale nie jestem taką dziewczyną, Harry. Nie jestem dziewczyną, która jednego dnia spotyka się z chłopakiem, a drugiego dnia idzie do innego, lub gorzej, zostaje porzucona. Nie żebyś ty... Nie wiem... Jestem zdezorientowana i zdenerwowana, to jest po prostu dla mnie nowe i... - gaworzyłam, dopóki mi nie przerwał całując mnie w usta. Pocałunek był stosunkowo niewinny. Nasze usta delikatnie i powoli łączyły się ze sobą, jednak to wciąż było przytłaczające. Po kilku minutach, odsunął się, a ja prawie skomlałam z powodu utraty kontaktu. Gdy otworzyłam oczy, intensywnie na mnie patrzył.
-Darcy wiem, że nie jesteś taką dziewczyną i przysięgam, że nie miałem zamiaru porzucać -ostatnie słowo zawisło w powietrzu z pytaniem, bez ręki trzymającej mnie - ciebie. Zamierzałem spytać się ciebie, czy jeśli wciąż jesteś zainteresowana, czy nie zostałabyś moją dziewczyną - ostatnią część powiedział nieśmiało i zobaczyłam rumieńce, których świadkiem byłam wcześniej. Miał taki wyraz twarzy jakby chciał uciec, gdybym odmówiła. Ale nie chciałam odmówić. Uśmiechnęłam się, mimo tego jak wiele emocji w tej chwili we mnie buzowało. Nie odzywałam się, bo byłam zbyt zszokowana, żeby się odezwać. Niestety brunet moje milczenie wziął za odmowę.
-Przepraszam. Bo ja, sama rozumiesz. To wszystko jest takie dziwne teraz, bo Louis i ty, i dzienniki i ta sytuacja, i Gemma. Ja rozmawiałem. Devon, on leżał. Ja nie leżałem. A potem Louis znowu i znowu i ty. I przyszłaś i się dzieje, zapytałem. Oni mówią grzeb Harry, grzeb, ja grzebię, a moja mama urodziła nas dużo, a w ogóle, to może pojedziemy gdzieś do Pensylwanii? - Harry mieszał się, a ja z ogromnym trudem powstrzymałam się od parsknięcia śmiechem.
-Uspokój się. Chcę być twoja. - Niestety nie mogłam ukryć mojego rozbawionego tonu, ale zadowolił mnie fakt, że Harry zignorował to. Uśmiechnął się i przyciągnął mnie do siebie, całując w czoło.
-I teraz... - Wciąż był dosyć zmieszany. - I teraz musimy iść na dół. Do nich.

Wszystko czego chcę
I wszystko czego potrzebuję
To znaleźć kogoś
Znajdę kogoś takiego
Jak ty.

niedziela, 4 stycznia 2015

21. Nastoletni frajer.

?POV

19 Lipiec 2002

Stałem obok mojego starszego brata. Kiedyś chciałbym być jak on. Jest duży i wszyscy go lubią. Mama często jak Lou wychodzi to każe mu brać mnie ze sobą. A potem siedzę na ławce jak jakaś sierota. Patrzyłem jak jakieś dzieci bawiły się w ganianego. A raczej to chłopaki uciekali od jednej dziewczynki. Nie rozumiem. Dziewczyny nie są fu. Darcy jest fajna.
-Poczekaj tutaj krasnalu, będę niedaleko. Pobaw się z kimś. - Powiedział Louis i odbiegł z kolegami na zjeżdżalnię. Ja nie lubiłem jego kolegów bo byli starsi i się ze mnie śmiali. Siedziałem na ławce i machałem nóżkami. Byłem taki malutki, że moje buciki nie dotykały nawet piasku jak siedziałem.
-Cześć. Jak masz na imię? - Podniosłem główkę. Przede mną stał chłopczyk z krótkimi czarnymi włosami i miał ciemniejszą skórę ode mnie. Patrzył na mnie przyjaźnie.
-Jestem Harry. - Powiedziałem cicho. - A ty?
-Zayn. Dlaczego nie bawisz się z innymi dziećmi? - Zayn usiadł obok mnie na ławeczce. Byliśmy tego samego wzrostu i on też nie dosięgał nóżkami do piasku.
-Bo dopiero przyszedłem, poza tym ich nie znam. A ty?
-Bo boję się, że będą jak dzieci w moim przedszkolu. Przezywają mnie brudasem. - Chłopczyk posmutniał.
-Dlaczego? Przecież nie jesteś brudny. - Wyciągnął rączkę do mnie i wskazał na nią.
-Kolor. - Powiedział krótko. Zauważyłem, że ma ciemniejszą skórę, ale przecież to normalne.
-Dlaczego im to przeszkadza? Przecież tamten chłopczyk jest prawie czarny i dzieci się z nim bawią. - Wskazałem na grupkę, która ganiała się po placu zabaw.
-Ale nikt tutaj nie jest taki jak ja.
-Bo jesteś wyjątkowy. - Chłopczyk uśmiechnął się do mnie i ja zrobiłem to samo. - Ja cię lubię.
-Możemy się przyjaźnić?
-A chcesz być moim przyjacielem? - Zapytałem.
-Tak. I będziemy się przyjaźnić do końca życia. Choćby nie wiem co.
-Jasne. A nie bałeś się, że ja też zacznę cię przezywać? - Zapytałem.
-Nie. Bo siedzisz sam. A jak ktoś jest sam to nie fika.
-Chodź, może spróbujesz się zapoznać z tymi dziećmi? Obiecuję, że jak zaczną cię przezywać to cię obronię. - Położyłem rączkę na serduszku. Louis tak robi jak coś obiecuje mamie.
-Zrobisz to?
-Pewnie. Przecież jesteśmy przyjaciółmi, więc muszę cię bronić. Przyjaciel zawsze obroni przyjaciela.

HPOV

Wyszedłem z samochodu jeszcze bardziej zły niż byłem, kiedy wsiadałem. Chuj ich wszystkich. Nie czekając na brata, wszedłem do domu, trzaskając drzwiami. Eleanor, która stała w kuchni i kroiła warzywa rzuciła mi pojedyncze spojrzenie. Zmusiłem się do krzywego uśmiechu i wbiegłem na piętro, udając się od razu do mojego pokoju. Nie obchodziło mnie, że wszedłem do domu w butach. Zdjąłem je dopiero w pokoju, razem z kurtką i rzuciłem się plecami na łóżko. Cholera jasna. Nienawidzę takich dni jak dzisiaj.
-Musimy porozmawiać. - Louis wszedł do mojego pokoju.
-Nie bez powodu zamknąłem drzwi. Spierdalaj.
-Harry to nie jest pieprzona zabawa, zrozum, że..
-A ty zrozum, że ta dziewczyna jest dla mnie równie ważna co wy, jasne? Miałem was za przyjaciół! Dlatego myślałem, że zrozumiecie jeśli stanę w jej obronie przed napalonym gwałcicielem z przeciwnego gangu kurwa! Byliście moją rodziną, rozumiesz!?
-A my ci ufaliśmy!
-Wyjdź stąd! - Wstałem i wypchnąłem brata z pokoju. Taa, brata. Jasne. Mam ich dosyć. Oparłem się o ścianę i westchnąłem głośno, patrząc na sufit. Nie bądź mazgajem Harry. Nie będziesz płakał. Jesteś silny. Gówno prawda. Jestem słaby. Jestem najsłabszym ogniwem. Tępym, nie myślącym o przyjaciołach gównem. Już czuję jak po mojej twarzy spływają łzy. Potrzebuję kogoś. Dlaczego nikt tego nie potrafi zrozumieć? Ta akcja miała na celu właśnie ochronę najważniejszych dla nas osób. Poniekąd wykonałem zadanie, więc o co wszystkie te spiny? Straciłem przyjaciół. Ostatnie osoby, których mogłem się poradzić. Ostatnie osoby, które potrafiły poprawić mi humor w najbardziej gówniany dzień. Ostatnie osoby, które traktowałem jak rodzinę, podczas, gdy z mamą i rodzeństwem mogłem widywać się okazyjnie dwa razy na rok. Nawet dzwonić do nich nie mogłem. Rozmowy przez Skype były wielką rzadkością. Nie mogłem ryzykować życia rodziny. Ale to dzisiaj zrobiłeś. Próbując chronić jedną osobę, możemy skrzywdzić innych. Dosłownie. Gdyby nie to, że zachciało mi się pobić Devona za to jakim chujem jest, Zayn, Niall i Liam leżą w szpitalu, a Theo ledwo uszedł z sytuacji bez uszczerbku na zdrowiu. Horan zasłonił go własnym ciałem. Przetarłem mokrą od łez twarz dłońmi i odepchnąłem się od ściany. Potrzebuję teraz Darlene. Stop. Nie możesz jej powiedzieć. Zatrzymałem się wpół drogi do okna. Ona na prawdę nie może się dowiedzieć. Zostawi mnie. Stracę kolejną osobę. Nie zniosę straty jeszcze jednej ważnej części mnie. Mimo wszystko chwilę poźniej stałem wychylony przez okno i patrzyłem na ścianę pokoju Darcy. Jej okno było otwarte. Chciałem poprawić książkę, jaka leżała na jej parapecie, a raczej w połowie leżała, a w połowie wisiała w powietrzu poza pokojem. Wychyliłem się bardziej, aż udało mi się dotknąć książki palcem i ten właśnie gest przyczynił się do jej upadku na ziemię. Westchnąłem. Nic mi się dzisiaj nie udaje. Odepchnąłem się od parapetu, mając w planach odniesienie Darcy jej własności. Kiedy moja dłoń napotkała zimną klamkę, od razu się zawachałem się czy mam iść. Wyjście z pokoju oznacza spotkanie z Louisem. A wyjście z domu z ewentualnym spotkaniem z Avanem. I to już nawet nie chodziło o moją zapłakaną twarz. Chciałbym im wszystko wynagrodzić, przeprosić za wszystko. Nie oznacza to, że mają rację co do mnie. W końcu tak po prostu mnie skreślili, ale ich przyjaźń jest dla mnie ważniejsza niż moje ucierpiałe ego. Wziąłem głęboki oddech i otworzyłem drzwi. Szybkim krokiem ruszyłem do schodów, a następnie zbiegłem po nich na parter, aby zaraz móc wyjść przed dom. Nie kłopociłem się nawet, żeby założyć buty, czy cokolwiek, w końcu i tak zostały w moim pokoju, a nie miałem ochoty na szukanie drugich po szafkach w przedpokoju. Więc stąpałem po mokrej od lekkiego deszczu trawie i przeklinałem siebie pod nosem, bo cholera jasna, wcale nie musiałem dotykać tej książki, a teraz jej strony mokną. Podszedłem do niskiego płotu i schyliłem się, aby podnieść czarny dziennik. Zabawne. Przpomina mój, ten szary od mamy. Z niezadowoleniem zauważyłem, że kartki są zamoczone przez deszcz i mokrą trawę, a przecież nie oddam tego Darcy w takim stanie. Z książką w dłoni wróciłem do domu. Jedyne z czego w tej chwili byłem zadowolony to fakt, że przez krople deszczu, które moczyły moje ciało idealnie zamaskowały łzy spływające po mojej twarzy. Zostawiałem po sobie mokre ślady na ciemnych panelach, kiedy przybity kroczyłem w stronę schodów. Nie planowałem się zatrzymywać, ale zmusił mnie do tego delikatny uścisk na ramieniu, więc chcąc, nie chcąc, musiałem przystanąć. Odwróciłem głowę, aby napotkać piwne oczy mojej siostry.
-Chodź. - Złapała mój nadgarstek i pociągnęła mnie w górę schodów do mojego pokoju. Wyszła na chwilę i wróciła z ręcznikiem. Rzuciła mi go i stanęła przede mną, patrząc mi w oczy. - Wiem co się stało. - Wycierałem włosy.
-Gem, nie bądź kolejna...
-Co to? - Wskazała na książkę, którą trzymałem. Zaraz pokręciła głową, wyrwała mi ją z rąk i rzuciła na moje łóżko. - Nie ważne. Nie będę urządzała ci kazań. Chcę porozmawiać. Powiesz mi co się stało?
-Straciłem pięciu przyjaciół, Gemma. - Mój głos zadrżał. Mięczak.
-Nie płacz. - Moja siostra posmutniała i przytuliła mnie. Rzadko okazywaliśmy sobie uczucia. Raczej się droczyliśmy, jesteśmy w końcu rodzeństwem. Nie lubiłem takich czułości, ale mimo wszystko potrzebowałem tego gestu z jej strony. Objąłem ją, nie chcąc jej puścić. Była jedną z niewielu osób, które jeszcze przy sobie mam. - Usiądź, opowiedz mi wszystko. Muszę wiedzieć co się stało, jeśli chcę naprawić twój humor. - Na jej twarzy pojawił się smutny uśmiech. Usiadłem, według jej prośby, a raczej polecenia i patrzyłem jak zajmuje miejsce obok mnie. Podobno jesteśmy podobni. Podobno? Kiedyś ludzie brali nas za bliźniaki. Oboje mamy ten sam uśmiech. Kiedy się uśmiechamy w naszych policzkach pojawiają się dołeczki. Ale jest między nami kilka różnic i nie wiem właściwie dlaczego ludzie tak myśleli. Przede wszystkim oczy. Ja mam zielone, modczas gdy oczy Gem są jasnobrązowe. A teraz jeszcze włosy. Naturalnie mamy podobny kolor, jednak ona swoje często farbuje swoje na różowo, niebiesko, albo nawet fioletowo, co bardzo przyczynia się do zmiany jej wyglądu. Ale nieważne. Patrzyłem na siostrę, próbując się pozbierać do kupy i o wszystkim jej powiedzieć.
-Okej, więc.. - Zacząłem. - Zaczęło się od tego, że wczoraj przyszła tu Darlene. Słyszałem jak rozmawiała z byłym chłopakiem i opowiedziała mi o nim później. Z jej opowiadań wynikło, że był strasznym chujem. - Gemma upomniała mnie spojrzeniem. Nigdy nie lubiła jak przeklinam. - Przepraszam. Ale nim jest. Postanowiłem, że skoro dzisiaj miała być akcja przeciwko drugiemu gangowi.. wiesz, temu co mas szantażują, to zajmę się jednym z nich osobiście. Devon McKenzie. Ten sam, który się do ciebie przystawiał. To on jest tym chłopakiem. Więc pojechałem na spotkanie z nim, podszywając się pod Darcy. Tam dowiedziałem się co miał w planach. On chciał... Zgwałcić moją Darlene. Pobiłem go. Przez to wszystko spóźniłem się na akcję. Mieliśmy jednego przeciwnika mniej, ale to nic nie pomogło. Nie dałem sygnału, więc chłopcy nie byli gotowi. I teraz Niall, Liam i Zayn leżą w szpitalu, a reszta mnie nienawidzi. Nie wiem. Nie potrafili mnie zrozumieć. Ale nie dziwię im się. Jestem tylko nastoletnim frajerem. Do cholery jasnej, gang się rozpadł przeze mnie. Rozumiesz co to znaczy? Że nikt w tej chwili nie jest bezpieczny. Przez jeden mój głupi błąd. I ja myślę, że nie byłem ich wart. Wiesz, o ile lepiej by było, gdybym nigdy ich nie poznał? Gdybym nie urodził się w tej rodzinie. Gdybym wcale się nie urodził. Oni wszyscy byliby bezpieczni.
-Przestań tak mówić, ani nawet myśleć Harry! To nie jest prawda! - Gemma zaczęła na mnie krzyczeć. Rozumiem, że nie chciałaby mnie stracić.
-Całkiem miło, że mam przy sobie jeszcze jedną osobę. - Gemma przewróciła oczami, ale oparła głowę o moje ramię.
-Harry, ja na prawdę cię kocham, jesteś moim bratem, ale jeśli zaraz nie przestaniesz gadać jak typowa nastolatka, która tnie się dla popularności, to obiecuję, że cię pobiję. Masz mnie. Masz Darlene. Masz Louisa, mamę, Lottie, Fizzy, bliźniaki... Masz mnóstwo wspaniałych osób wokół siebie. Eleanor... Też się przyjaźnicie. I ona też jest przy tobie. Masz nas i masz w nas wsparcie. A oni jeśli nie potrafią cię zrozumieć, nie byli najwyraźniej prawdziwymi przyjaciółmi.
-NIE MÓW TAK O NICH! - Wrzasnąłem nagle, strasząc tym siostrę. - TO BYŁA MOJA RODZINA!
-Rodzina nie opuszcza cię w trudnych chwilach.
-TO NIE ONI MNIE OPUŚCILI TYLKO JA KURWA ICH PRAWIE SKAZAŁEM NA ŚMIERĆ! ZAYN LEŻY W ŚPIĄCZCE, LIAM.. NAWET NIE WIEM W JAKIM STANIE JEST. KARETKA ZABRAŁA GO, KIEDY MNIE NIE BYŁO PRZY NIM. JAKI ZE MNIE PRZYJACIEL? JAKI ZE MNIE BRAT? - Wybuchłem płaczem, nie obchodzi mnie w tej chwili nic. Mam dosyć wszystkiego.
-Dlaczego nie spróbujesz porozmawiać z Lou? Jak chcesz być dobrym przyjacielem i dobrym bratem, skoro siedzisz tu i płaczesz, zamiast próbować odzyskać przyjaciół? - Spojrzałem na Gemmę. Przez łzy widziałem tylko jej rozmazaną twarz. Ona ma rację. Powinienem porozmawiać. Zacznijmy od rodzonego brata.
-Gemma, gdybym ja mógł teraz wszystko szczerze powiedzieć Zaynowi. Gdybym mógł... On był moim pierwszym przyjacielem. Pamiętam. Kto wie gdzie bym teraz był, gdyby nie on? Gdyby tamtego dnia nie podszedł do mnie na tym gównianym placu zabaw? Może dziś byłby zdrowy. Całkowicie. Nie leżałby w śpiączce, podczas gdy Perrie siedzi pewnie zapłakana w domu. Powiedziałbym mu teraz jak bardzo cenię sobie jego przyjaźń. Jak bardzo ważną częścią mojego życia jest. Nie obchodzi mnie jak to brzmi. Zayn jest dla mnie na prawdę bardzo bardzo bardzo ważną osobą. Pamiętam jak cieszyłem się, że zostanie ojcem. Pamiętam jak nam to powiedział. I ja pamiętam jak szczęśliwy był. A ja mu to szczęście odebrałem jedną głupią decyzją. Skąd wiem, że w ogóle przeżyje? Słuchaj, gdybym mógł wszystkie strzały oddane prosto w każdego z nich wziąłbym na siebie. Byleby tylko mogli żyć normalnie. Bez kalectwa, bez powikłań. Żeby wszystko było z nimi w porządku. Z nimi wszystkimi. Mógłbym umrzeć za ich szczęście. Rozumiesz? Umrzeć. A teraz oni mogą umrzeć za moją głupotę. Jestem takim debilem. Mów co chcesz ale ja nie jestem sobą bez Liama, nie jestem sobą bez Nialla, bez Bena, Zayna, Avana, Louisa. Nie jestem sobą, bo to oni są częścią mnie. A teraz gdy ich nie ma, ja nie istnieję. - Uspokoiłem się trochę, ale łzy tak czy inaczej nieprzerwanie spływały po mojej twarzy.
-Dlaczego nie pojedziesz do szpitala i nie powiesz im tego?
-Nie mogę, Gem. Dla ich własnego dobra, powinienem się od nich raz na zawsze odpieprzyć, jeśli chcę, by jeszcze kiedykolwiek byli bezpieczni. Wiesz co zrobię? Zabiję każdego, kto strzelił do któregoś z nich na tej cholernej akcji.
-Harry! - Gemma była przerażona. - Nie pozwolę ci nikogo zabić, uspokój się! - Spojrzałem na siostrę.
-Przepraszam. - Byłem w stanie tylko wyszeptać. Gemma przytuliła mnie lekko i wstała.
-Nie rób niczego głupiego. - Kiedy wyszła z pokoju, przetarłem oczy i wziąłem do ręki przemoczony zeszyt Darlene. Podniosłem go z zamiarem położenia go pod kaloryferem. Otworzyłem go na przypadkowej stronie, aby szybciej wysechł i od razu po zobaczeniu jej zawartości wypuściłem go z rąk. O cholera jasna. Na stronie było moje zdjęcie z jakąś dziewczynką. Proszę. Niech Darcy nie okaże się jakąś psycholką, która napisała książkę o moim życiu czy coś. I ja doskonale wiedziałem co to za dziewczynka. Schyliłem się po zeszyt i zerknąłem na podpis. Ty i ja.

sobota, 3 stycznia 2015

03. Wredny chłopak

DPOV
-Hmm, więc przyjechałam tu z Londynu, mam siostrę bliźniaczkę, która nazywa się Violet, umm... - Zastanowiłam się przez chwilę, co mam powiedzieć dalej, nie chciałam przecież brzmieć jak dzieci w szkole na lekcji zapoznawczej. "Jestem Josh i lubię jazdę na rowerze", nie zdecydowanie nie chciałam tak brzmieć. - Zawsze chciałam mieć żółwia, nie wiem dlaczego, żółwie są po prostu urocze. Jeśli chodzi o moje pochodzenie to moja mama jest stuprocentową angielką, a tata w połowie irlandczykiem i w połowie szkotem. Uh i nienawidzę horrorów. - Wzdrygnęłam się na samo wspomnienie jakiegokolwiek z nich.
-Hej, horrory są świetne! - Zaprotestował Avan przerywając wkręcanie śrubki między nogę łóżka, a podstawę materaca.
-Nie, one są dosłownie straszne. - Oparłam się na obu rękach opierając dłonie o podłogę za moimi plecami, aby było mi wygodniej i patrzyłam jak chłopak wyciąga wiertarkę. - Może ci pomóc?
-To nie jest takie łatwe jak wygląda, jeden błąd i łóżko rozleci się jak tylko na nim usiądziesz.
-Wątpisz w moje umiejętności kolego? - Uniosłam jedną brew, na co Avan wyciągnął w moją stronę wiertarkę i uruchomił ją na sekundę w żartobliwym geście "cicho-albo-cię-zastrzelę". Właściwie składanie moich mebli nie zajęło tak dużo czasu jak myślałam, zanim zrobiło się ciemno duża biała szafa, łóżko, biurko, komoda i krzesło obrotowe ustawione były już na swoich miejscach. Przez czas ich składania rozmawialiśmy dużo z Avan'em, był bardzo miłym chłopakiem, złapaliśmy dobry kontakt. Pracownicy sklepu meblowego zdążyli wnieść wszystko do sypialni rodziców, a tata przyniósł nam pizzę i mój nowy włochaty dywan. Powiedział, że jak skończymy jeść, to mamy zejść na dół, bo rodzice mają dla mnie niespodziankę, więc wstaliśmy z podłogi i zeszliśmy na dół niosąc puste pudełko po naszej kolacji. Wyrzuciłam je do kosza przed domem i spojrzałam wyczekująco na moich podekscytowanych rodziców i Avan'a, który dziwnie na mnie patrzył.
-Ty coś wiesz. - Stwierdziłam patrząc na czarnowłosego chłopaka. Uśmiechnął się tylko, a tata odkaszlnął zdobywając tym moją uwagę.
- Jak dobrze wiesz, egzamin na prawo jazdy zdałaś znakomicie i bardzo dobrze jeździsz. - Uśmiechnął się obracając jakieś kluczyki w dłoni. - I razem z mamą stwierdziliśmy, że nie będziemy się dzielili z tobą naszym samochodem, bo my też musimy jeździć do pracy, a twoja szkoła jest dziesięć minut drogi samochodem stąd. - Rodzice wykupili duży budynek niedaleko Holmes Chapel, aby móc poszerzać swoją firmę. Stąd ta przeprowadzka tutaj. - Dlatego.. - Rzucił mi kluczyki, którymi wcześniej się bawił. - Nasz samochód należy teraz tylko do ciebie, a ja i mama kupiliśmy sobie drugi. To taki spóźniony prezent urodzinowy. Uh, tak Violet dostała telefon i Laptop.
-Żartujecie? - Odpowiedziałam, a na moją twarz wtargnął szeroki uśmiech. Kiedy rodzice pokiwali przecząco głowami pisnęłam i rzuciłam im się na szyję. - Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - Krzyczałam i zaraz stałam już przy moim nowym oliwkowym Oplu Vectra z siedzeniami obitymi czarną skórą uśmiechnięta jak głupia. Nagle poczułam się obserwowana, ale nie przez rodziców, Eddie'go, czy Avan'a. Przez kogoś... innego. Rozejrzałam się, jednak nie zobaczyłam nikogo szczególnego kto by się na mnie patrzył. Ale czułam wypalający wzrok na sobie. I wtedy przypadkiem moje oczy spoczęły na chłopaku w oknie w białym domu sąsiadującym z moim. Nawet z mojego parkingu widziałam jego bluzę z dużym numerem 32, jego brązowe włosy sięgające do połowy szyi związane u góry bandaną i jego oczy wwiercające się w moją twarz jakbym była jakimś wyjątkowo obrzydliwym karaluchem.
-Avan? - Na pewno go zna. Chłopak zaraz znalazł się obok mnie. - Kto to jest? - Szatyn spojrzał w kierunku chłopaka w oknie.
-To Harry Styles, mój przyjaciel, dlaczego?
-Myślisz, że ma jakiś problem?
5 dni później

Kilka poprzednich nocy trudno mi było zasnąć. Zewsząd otaczała mnie cisza, a dopóki w moim pokoju nie stoi telewizor z naszego starego mieszkania jest mi trudno zasnąć bez otaczającego mnie w Londynie zgiełku miasta. Ta cisza była wręcz nie do zniesienia, aby zasnąć musiałam włączyć sobie muzykę na słuchawkach. Spojrzałam w okno, gdzie zobaczyłam pukającego w nie Avan'a. Uśmiechnęłam się do chłopaka i gestem ręki pokazałam mu, że już wychodzę. W ciągu ostatnich pięciu dni dużo ze sobą rozmawialiśmy i dowiedziałam się kilku rzeczy, jak to, że ma dziewczynę o imieniu Catherine, którą poznałam drugiego dnia pobytu tutaj, a Avan poznał fascynujące historie miłosne mojego życia. Taa, te pięć dni było czasem, kiedy poznałam dużo osób. Mój sąsiad Harry był bardzo niemiły w stosunku do mnie. Jego siostra wcale taka nie była. Gemma była bardzo sympatyczną osobą, przywitała nas w Holmes Chapel bardzo ciepło, a Eddie bardzo ją polubił. Opowiadała mi o jej braciach Harrym i Louisie, i charakter zabawnego miłego i uroczego chłopaka wcale mi do Harry'ego nie pasował. Odstawiłam kubek po kawie do zmywarki i zarzuciwszy na jedno ramię mój plecak z Nike otworzyłam drzwi domu.
-Idziesz już? - Mój brat stanął obok mnie w swojej uroczej onesie w dinozaury, którą kupiłam mu na urodziny. Skinęłam głową, więc chłopiec podszedł bliżej mnie i przytulił się do mojej nogi. Pogłaskałam go po głowie i nachyliłam się do niego żeby cmoknąć go na pożegnanie.
-Pa Eddie.
-Pa-pa! - Krzyknął uśmiechając się i pobiegł do salonu oglądać bajki.
-WYCHODZĘ! - Obwieściłam reszcie domowników i zatrzasnęłam za sobą drzwi napotykając od razu uśmiechniętego chłopaka o czekoladowych oczach.
-Hej. - Przywitałam go wykrzywiając usta w uśmiechu.
-Ty i Eddie jesteście uroczy. - Zeszliśmy po schodach na kamyczkową ścieżkę idąc ramię w ramię.
-Uh, dzięki? Wydawało mi się, że masz do mnie jakąś sprawę? - Wyjęłam z kieszeni dżinsów kluczyki do nowego samochodu i otworzyłam go.
-Taak, Cat dała mi nasze plany lekcji, była wczoraj w szkolnym sekretariacie i wzięła je dla nas. Oh i numery i hasła naszych szafek.- Avan podrapał się po szyi i poprawił swój plecak zwisający swobodnie na jego ramieniu po podaniu mi papierków..
-Oh. Dzięki. - Uśmiechnęliśmy się do siebie.
-No i jako że to nasz pierwszy dzień w szkole, przydałoby się, żebyś dobrze trafiła. Jedź za mną, albo miej włączony telefon, pomogę ci dojechać. -Dzięki. - Wrzuciłam plecak na siedzenie pasażera i zajęłam miejsce za kierownicą. Włączyłam radio i kiedy już wyszukałam moją ulubioną stację muzyczną wyjechałam z mojego podwórka, przepuszczając przede mnie Avana. To właśnie dziś kończył się czas szczęścia i odpoczynku. Tak jest, mieliśmy 1 września. Usłyszałam dzwonek telefonu więc korzystając z tego że chwilowo stałam odebrałam i włączyłam tryb głośno mówiący. To był Avan. Chłopak co chwilę dawał mi instrukcje w którą stronę skręcić.
-A teraz już masz po prostej. - Poinformował mnie przez telefon. Avan zaczął cicho pomrukiwać piosenkę z radia, na co ja nieświadomie zaczęłam bębnić palcami o kierownicę.
- This is how we do, yeah Chilling, laid back, straight stuntin' Yeah, we do it like that -Zaśpiewałam nie zwracając uwagi na to jak bardzo fałszuję. - This is how we do, do do do do...
-This is how we do - Avan dołączył się do mojego prywatnego koncertu i oboje próbowaliśmy się nie roześmiać, bo śpiewaliśmy okropnie. Nie wierzę, czy my właśnie śpiewamy razem przez telefon piosenkę Katy Perry? Po chwili nasz fałsz przerwało srebrne BMW, które wyprzedziło mnie i z piskiem opon zatrzymało się dosłownie centymetr od przodu mojego samochodu i jak zgaduje - tyłu samochodu Avana. Zahamowałam gwałtownie patrząc jak srebrne auto szybko się oddala wyprzedzając też jego. Spokojnie Darcy, na szczęście nic się nie stało. Uspokajała mnie moja podświadomość, jednak miałam wielką ochotę jechać za BMW, wyjść z samochodu i zrobić nieodpowiedzialnemu kierowcy coś bardzo złego. Zamiast tego po prostu ruszyłam i próbowałam pozbyć się zbyt szybkiego tempa bicia serca.
-Cholera. Widziałeś to? - Zapytałam chociaż odpowiedź była oczywista.
-To tylko Harry. On tak zawsze. - Oh. W końcu po kilku minutach dotarliśmy na parking szkoły, która pomimo moich oczekiwań wcale nie wyglądała źle. Może dlatego, że wyobrażałaś ją sobie jako dom rodzinny Addamsów? Wysiadłam z samochodu i wyciągnęłam z niego plecak, po czym rzuciłam Avanowi wdzięczne spojrzenie.

-Dzięki. - Posłał mi szeroki uśmiech, który odwzajemniłam. Razem weszliśmy do szkoły, patrząc na nasze plany lekcji. Jak się okazało będziemy mieć razem biologię, zajęcia psychologiczne i wychowanie fizyczne. Oprócz tego miałam jeszcze angielski i matematykę, ale planowałam jeszcze zapisać się na zajęcia dodatkowe. Na korytarzu dosłownie roiło się od plakatów namawiających do zapisania się do kółka teatralnego, albo drużyny koszykarskiej. Wszystkie porozwieszane były w każdym możliwym miejscu, ale ja i tak miałam zamiar zgłosić się tylko do drużyny cheerleaderek tak jak w Londynie. Szliśmy wzdłuż nieprzyjemnie niebieskiego korytarza podążając do szafek, których numery i hasła mieliśmy na planach lekcji. Avan miał numer 93, a ja dostałam szafkę 97. Zostawiłam niepotrzebne rzeczy zabierając do plecaka tylko książki do biologii, zajęć psychologicznych i pieniądze na lunch. Jęknęłam niezadowolona, kiedy chłopak poinformował mnie, że moja klasa biologiczna znajduje się w drugiej części budynku i muszę przejść przez parking, aby się do niej dostać, ale ruszyłam za nim, bo właściwie to klasa od matematyki, w której miała odbyć się jego pierwsza . W międzyczasie z nudów rozpoczęliśmy grę w dwadzieścia pytań, które zadawaliśmy sobie nawzajem.
-Więc, jak to jest mieć bliźniaka? Zawsze się zastanawiałem jakby to było, wiesz mieć taką kopię siebie. - Avan zaczął. To było chyba trzecie pytanie, nie pamiętam.
-Nie mam kopii. To znaczy, jesteśmy bliźniaczkami, ale Violet nie jest do mnie ani trochę podobna. Ale mieć kogoś, kto jest z tobą dosłownie od zawsze jest czymś niesamowitym. Rodzice mi opowiadali, że po urodzeniu kilka tygodni spałyśmy trzymając się za rączki, a potem dostałyśmy oddzielne łóżeczka. A kiedy nauczyłyśmy się już chodzić nie ważne czy rodzice przywiązywali mam kołdry do prętów w łożeczkach, więc nie dało się właściwie spod nich wychodzić, czy nie. I tak zawsze budziłyśmy się razem na jednym łóżku i w dodatku odkryte. - Uśmiechnęłam się na wspomnienie siostry. Okropnie za nią tęskniłam. -Okej, moja kolej. Twój ulubiony kolor?
-Czerwony. Ulubiony piosenkarz?
-Pharell Williams. - Odpowiedziałam szybko. Kończyły mi się pytania. - Ulubiona, uh... Osoba?
- Catherine. A skoro już jesteśmy przy temacie Cat, chciałabyś w weekend do mnie wpaść razem z nią?
-Zmarnowałeś pytanie! - Stwierdziłam chichocząc. - Ale.. jasne, chętnie. - Cat była osobą nader energiczną i bardzo szybko złapała ze mną kontakt. W sumie mogłam już nazwać ją swoją przyjaciółką. Uśmiechnęłam się nieświadomie, jednak mój uśmiech od razu zniknął z twarzy, kiedy zobaczyłam niejakiego Harry'ego Stylesa opartego o drzwi srebrnego BMW, który rozmawiał z jakąś niską dziewczyną. Przystanęłam wpatrując się w niego.
-Hej, Darcy, co jest? - Avan stanął obok mnie i powędrował za moim wzrokiem, po czym uśmiechnąwszy się złapał za mój nadgarstek i ochoczo powędrował w jego stronę, ciągnąc mnie za sobą. Zdezorientowana jego zachowaniem szłam za nim nie bardzo rozumiejąc dlaczego. Ah, bo prowadzi mnie do tego nieodpowiedzialnego idioty, czy to czas na awanturę, czy po prostu chce nas pogodzić? Avan puścił mój nadgarstek i rozłożył ramiona podchodząc do dziewczyny i obejmując ją od tyłu. Podskoczyła przestraszona i zdezorientowana.
-Hej kicia. - Powiedział chłopak krótko cmokając w usta jak się okazało - Cat.
-Avan! - Wskoczyła, dosłownie wskoczyła na szatyna mocno się w niego wtulając. Połowa ludzi z parkingu się na nich gapiła. Wykorzystałam chwilowe skupienie wzroku wszystkich dookoła i przyjrzałam się chłopakowi obok mnie. Był ubrany w luźną białą bluzkę z dekoltem w kształcie litery "V", co odsłaniało tatuaż dwóch jaskółek zwróconych do siebie dzióbkami i kilka innych. Na bluzkę założył zwyczajną granatową bluzę, której rękawy podwinął do łokci, a na nogach miał idealnie dopasowane czarne rurki. Jedną nogą opierał się o zderzak swojego auta, podczas gdy jego ręce skrzyżowane były na piersi. Jego zielone oczy, które teraz widziałam bardzo dokładnie, idealnie błyszczały odbijając ledwo wzeszłe słońce. Brunatne włosy sięgały mu do połowy szyi i może uznacie mnie za jakąś głupią, albo upośledzoną, ale chciałam do niego podejść i zatopić w nich palce. No i dobra, to jeszcze nic, wiecie co chciałabym zrobić z jego idealnie pełnymi malinowymi ustami? No te to by mogły zrobić dla mnie dużo i... OKEJ, STOP, DARLENE CHANTEL NELSON W TEJ CHWILI NAKAZUJĘ CI PRZESTAĆ. No co? Nic nie poradzę, był gorący. Pff, wciąż jest i zawsze będzie, nawet jeśli jest zadufanym w sobie dupkiem. Harry uśmiechał się patrząc na Catherine i Avan'a, ale jego piękny uśmiech zniknął z jego perfekcyjnej w każdym calu twarzy, kiedy szatynka podbiegła do mnie uwieszając mi się na szyi. Była tylko kilka centymetrów niższa ode mnie, więc nie musiałam się pochylać, żeby ją uścisnąć.
-Hej. - Powiedziałam do niej szeroko się uśmiechając. - i.. cześć. - Dodałam już bardziej ponuro do Styles'a, na co ten kiwnął tylko głową. No tak, po co zdzierać sobie głos na marne "cześć", albo chociaż "spierdalaj"? Słyszał mnie w ogóle, czy to tylko taki tik nerwowy? Kiwnięcie głową, pff. Szkoda, żeby sobie przypadkiem jeszcze szyi nie uszkodził, takie to było energiczne! Okej, stop. Może trochę przesadzam, ale mógł odpowiedzieć normalnie.
-Co teraz macie? - Zapytała mnie Cat dosłownie skacząc w miejscu.
-Ja mam biologię, a Avan matematykę. - Przeczesałam palcami włosy tym samym odgarniając z twarzy niesforne kosmyki.
-Ja też mam matematykę! - Krzyknęła entuzjastycznie Cat uśmiechając się do swojego chłopaka. - A Harry i ty macie razem biologię! Ha! To śmieszne, jesteśmy jak dwie pary! - Posłałam jej krzywy uśmiech. Huh, śmieszne? Dla mnie to dosyć... Nie. Po prostu nie z Harry'm. To znaczy, jest przystojny.. bardzo.. ale charakter ma straszny.
- Pokażcie mi swoje plany lekcji. - Poleciła, więc wszyscy wyciągnęliśmy swoje kartki.  Biologia z Harry'm, Zajęcia psychologiczne z Avan'em, przerwa na lunch, matematyka z Cat, Angielski z całą trójką i Wychowanie Fizyczne również ze wszystkimi. Jedna lekcja z Harry'm? O jedną za dużo.
Po wychowaniu fizycznym nie przebrałam się w moje codzienne ubranie, bo razem z Cat od razu z boiska poszłyśmy na salę gimnastyczną, gdzie można było zapisać się do drużyny cheerleaderek. Oh i niespodzianka! Harry tam był. Pokazałam kilka figur gimnastycznych jakich nauczyłam się w Londynie i wcale nie byłam zaskoczona, kiedy okazało się, że się dostałam. Byłam bardziej zaskoczona tym, że Harry nie podważał tej decyzji. Przecież mógł zaprotestować, był kapitanem szkolnej drużyny piłkarskiej i to on głównie wybierał kto będzie ją wspierał. No ale tego nie zrobił. Więc po przebraniu się i zabraniu swojego nowego stroju w kolorach drużyny wsiadłam do samochodu i mimo wszystko nic nie mogło się równać z tą satysfakcją, kiedy wyprzedzałam srebrne BMW.

piątek, 2 stycznia 2015

19. Nie skrzywdzisz jej więcej.

HPOV

Harry: Hej, tu Darlene. Przepraszam za moją akcję wtedy. Możemy się spotkać?

Devon: Pewnie kochanie. Możesz przyjechać na polanę niedaleko twojej szkoły, wiesz którą?

Harry: Oczywiście :) Dlaczego akurat tam?

Devon: Zależy mi żebyśmy byli sami.

Harry: Za dwadzieścia minut?

Devon: Pewnie. Będę czekać.

Harry: Wypatruj srebrnego BMW.

Prychnąłem patrząc na ekran telefonu Darcy. Jaki on naiwny. Łatwy cel. Usunąłem tą rozmowę, aby Darcy niczego nie zauważyła, wrzuciłem jej telefon w poduszki na jej parapecie i zbiegłem na dół po schodach.
-Wychodzę, nie wiem kiedy wrócę! - Oznajmiłem domownikom.
-Harry stop! - Louis zatrzymał mnie przy drzwiach do przedpokoju. - Pamiętasz o akcji? - Szepnął.
-Pamiętam Louis, wypuść mnie. Przyjdę. - Odepchnąłem od siebie brata i wszedłem do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Wsunąłem stopy w buty i założyłem kurtkę, w której miałem klucze do samochodu. Wyszedłem z domu, kierując się prosto na podjazd, gdzie czekało na mnie moje auto. Złość buzowała w moich żyłach, dzisiaj mu wpierdolę. Skrzywdził moją przyjaciółkę. Moją Darcy. Wyjechałem z podwórka, kierując się w umówione miejsce. Wyjąłem telefon i jedną ręką prowadząc, a drugą wyszukując odpowiedniego numeru, delikatnie przyspieszyłem. Przyłożyłem urządzenie do ucha. Moje serce chyba próbowało uciec z mojego ciała.
-Gemma? - Zapytałem, kiedy usłyszałem, że połączenie zostało odebrane.
-Nie, kretynie. Krasnoludki.
-Przestań. Martwię się, nie rozumiesz? Wszystko w porządku? Jesteście bezpieczne?
-Wyjechałeś raptem trzy minuty temu, Louis jeszcze nie wyszedł. Tak, jesteśmy bezpieczne. Dlaczego wyjechałeś wcześniej? - Nie odzywałem się przez chwilę.
-Muszę coś załatwić. Trzymajcie się. Niedługo się zacznie. Pilnujcie siebie nawzajem Gemma. Kocham cię. - Rozłączyłem się i rzuciłem telefon na siedzenie obok. Odetchnąłem głęboko. Kilka minut później już przejeżdżałem ścieżką w środku lasu i parkowałem na skraju polany. Czarny samochód terenowy już stał obok, a blondyn stał oparty o niego, paląc papierosa. Uśmiechnął się widząc mój samochód. Tak, w tej chwili gratulowałem sobie za wybór przyciemnianych szyb. Uchyliłem delikatnie jedną z nich, tak, aby Devon mnie nie widział, ale żebym mógł go słyszeć. Chłopak podszedł do drzwi mojego auta i gwałtownie szarpnął za klamkę.
-Co do kurwy? - Spytał sam siebie. - Wyjdź, kochanie. - Aż mi się niedobrze zrobiło. Wyrzucił papierosa gdzieś w trawę. - Darlene.. - Popukał chwilę w szybę. Jego fałszywy uśmiech natychmiast zniknął. Wyłączyłem silnik samochodu. Czekałem tylko aż powie coś co da mi pretekst do obicia mu tej fałszywej mordy. - Wyłaź mała suko, to twój dzień. Mam nadzieję, że ta niedojda Styles zdąrzył cię już rozdziewiczyć, co? Wiesz, że jeśli ty nie wyjdziesz do mnie, ja wejdę do ciebie? - Przez chwilę patrzyłem na jego wykrzywiony w obrzydliwym uśmiechu ryj. Był taki ochydny, tak bardzo się nim brzydziłem.  Odbezpieczyłem drzwi, ale nie wysiadłem. Czułem jak strach zastępuje moja złość. Zacząłem szybko i głęboko oddychać, byłem pewien, że moje nozdrza rozszerzały się przy każdym wdechu. Miałem ochotę po prostu wyjść z auta i zrobić mu krzywdę. Dużą. Jeden cios za każdą łzę, którą wypłynęła ze ślicznych oczu mojej Darcy. Jeśli ma przy sobie broń, a ma ją na pewno, nie ważne. Ja też ją mam. Kiedy tylko Devon otworzył drzwi mojego samochodu z tym obrzydliwym uśmiechem na twarzy miałem ochotę mu wybić wszystkie zęby, które mi ukazywał. Jednak jego uśmiech sam zniknął na widok mojej osoby.
-Nie skrzywdzisz jej więcej. - Wycedziłem przez zęby i wyszedłem z samochodu. Nie trudziłem się nawet, żeby zamknąć za sobą auto, nie to było teraz najważniejsze. Blondyn był tak zszkowany moją akcją, że bez trudu pozwolił mi się przygwoździć do drzwi jego czarnej terenówki. Mocno zaciskałem dłonie na koszulce przy jego szyi i podnosiłem go do swojej twarzy. Chłopak był niższy ode mnie, dlatego zmuszony był stanąć na palcach, co niemal natychmiastowo wywołało moją satysfakcję.
-Już nigdy jej nie dotkniesz, nie odezwiesz się do niej, nie pozwolę ci jej skrzywdzić. Zrozumiałeś!? - Warknąłem. Pokiwał energicznie głową, a w jego stalowych oczach ujrzałem strach. Żałosny. Puściłem go i odsunąłem się. Nie mam ochoty nawet na niego patrzeć.
-Znalazła sobie ochroniarza. Dziwka. - Mruknął pod nosem. Prawdopodobnie miałem tego nie słyszeć. Nieudana akcja panie McKenzie. Przystanąłem wpół kroku, zaciskając dłonie w pięści. Gwałtownie się odwróciłem, wymierzając Devonowi cios prosto w twarz. Osunął się po drzwiach jego auta na ziemię. Jęczał z bólu, kiedy złapał się za nos, z którego powoli sączyła się krew. Twardziel kurwa, od siedmiu boleści. Spojrzał na mnie wzrokiem pełnym nienawiści i powoli wstał. Próbował zadać mi cios, ale i tak już go lekko unieszkodliwiłem, co tylko ułatwiło mi przejęcie nad nim kontroli. Mogłem przewidzieć każdy jego ruch, dlatego też z łatwością unikałem jego pięści, co jednocześnie tylko przyczyniło się do wzrostu mojej wściekłości. Wykręciłem jego rękę w nienaturalny sposób, ale nie złamałem jej. Szkoda, bo skurwiel zasłużył. Ale nie chciałem, aby jego szanse spadły zbyt szybko. Wiedziałem, że i tak ze mną nie wygra, a postanowiłem sobie raz na zawsze wybić mu z głowy krzywdzenie mojego aniołka. Traktowałem chłopaka jak worek treningowy, pot spływał po moim czole, a wściekłość i adrenalina buzowały w moich żyłach. Moje knykcie powoli bielały od zadawanych blondynowi ciosów, a dłonie powoli zaczynały boleć. W jednej chwili jego nędzna próba walki zdenerwowała mnie do tego stopnia, że musiałem chwycić jego dłonie i unieruchomić je na jego plecach. Drugą dłonią trzymałem koszulkę na jego karku.
-Nie powinieneś być teraz ze swoimi przyjaciółmi? Co? Jesteś pewny, że nikt z moich ludzi nie sprawdził, czy Darlene jest w domu? Jesteś w stu procentach pewien, że jest bezpieczna? - Odezwał się, co wywołało moje prychnięcie.
-Jestem pewien. Jestem pewien też tego, że nigdy, przenigdy nie położysz na niej swoich brudnych łapsk, zrozumiałeś? Póki tu jestem będę ją chronił przed takimi skurwysynami jak ty. Jest bezpieczna. - Chwyciłem jego szyję jedną ręką, sycząc mu te wszystkie słowa prosto w twarz, która wyrażała mieszankę strachu i wyimaginowanej pewności siebie. - Nawet nie próbuj się do niej zbliżać, bo cię zabiję, zrozumiałeś? Nie żartuję. Jestem gotów pójść nawet do więzienia na dożywocie. Wszystko, aby była bezpieczna. Jeżeli tylko dowiem się, że ty, albo któryś z tych twoich tępych chujów próbowaliście się do niej dobrać, to was wszystkich czeka długa i bolesna śmierć, a tobą zajmę się pierwszym. Przysięgam, nie cofnę się przed niczym. Do cholery jasnej chciałeś ją zgwałcić niewyżyta jebako! - Rzuciłem nim o ziemię. Nie mam ochoty tego dłużej ciągnąć. Przejdźmy do rzeczy. - Zrozumieliśmy się? - Kucnąłem obok niego. Skinął głową. - Cieszę się. Zapamiętaj sobie te słowa kurwiszonie. - Blondyn na odchodne dostał jeszcze cios z buta w brzuch i mogłem wsiąść do samochodu.
-Zakochany gangster, kurwa. - Usłyszałem jeszcze za sobą, przez co się zmieszałem. Zakochany? Usiadłem za kierownicą, próbując unormować przyspieszone tętno i opanować adrenalinę wypełniającą mnie od środka. Powoli przekręciłem kluczyki w stacyjce i odpaliłem auto. Położyłem dłonie na kierownicy i odkryłem, że na moich knykciach pojawiły się małe zakrwawiome ranki. Cholera, faktycznie. Jak ważna musi być dla mnie ta dziewczyna, skoro robię takie rzeczy dla jej bezpieczeństwa? Uspokój się Harry. Jeżeli ma być bezpieczna: przyjaźń.