wtorek, 10 marca 2015

06. Nowi znajomi i uparte płuca.

VPOV
Wydarzenia ostatnich dni sprawiły że znienawidziłam tą szkołe do końca. Codziennie miałam na szawce wielki napis ,,DZIWKA" a kiedy tylko go zmazałam na następnej przerwie pojawiał sie od nowa, w końcu znudziło mnie to do tego stopnia że postanowiłam zostawić ten napis.Ale to nic,najgorzej było na biologi. Mieliśmy rozkroić żaby aby sprawdzic ich wnętrzności, jakimś cudem moja żaba jako jedyna w całej klasie była żywa. Kiedy zgłosiłam to nauczylce ona kazałą mi ją zabić, to nie było normalne musiałam kroić żywe stworzenie! Więc nic w tym dziwnego że łzy spływały z moich policzków jak szalone, ugh mam tego wszystkiego dość. Któregoś dnia zamkneli mnie na całą noc nagą w szatni,ukradli mi ubrania gdy byłam pod prysznicem. Dopiero nastepnego dnia uwolnił mnie woźny.
-Violet idziesz z nami na lunch?-Spytał Alex pakując do torby książki od algebry.
-Jasne tylko pójde zostawić książki do sza...
Kiedy otworzyłam torbe, natychmiast zamarłam,wszystko było w jogurcie, w pieprzonym jogurcie! Moje książki, telefon, strój od wychowania fizycznego,nic nie uszło z życiem. Zakryłam twarz rękoma i opadłam na krzesło zatracając sie w szlochaniu. Jestem już tym taka zmęczona, mam dość,kiedy podniosłam głowe do sali zaglądały już Emma i Cristal która nie wyglądała już tak pięknie jak zwykle, a to z powodu jej nosa,a raczej gipsu na nim. Pewnie przyszły oglądać swoje dzieło, ale kto mógł to zrobić? Napewno nie one nie miały szansy, nie chodzą przecież ze mną na algebre,ktoś musiał to zrobić gdy i ja i Alex byliśmy przy tablicy.
-Za nami siedzi Ben i Sam, przed nami Liam i Sophie, po prawej Ella a po lewej Ashton i Calum.-Alex jakby czytał w moich myślach.-Liam i Sophie odpadają, Ella jest uczulona na laktoze.Zostają Ben, Sam, Calum i Ashton.
-Calum i Ashton?-Spytałam marszcząc brwi.-Nie znam ich, zaprowadzisz mnie do nich?
Ruszyliśmy z Alexem w strone stołówki zostawiając po drodze  moją torbe w szafce. Nasza szkolna stołówka jest ogromna, mieści około 1000 uczniów, przy jednym stole może siedzieć nawet 25 osób, ale i tak większość ludzi woli jeść na korytarzach a gdy jest ciepło-na dworze. Alex opowiedział mi że Calum i Ashton trzymają sie jeszcze Lukiem i Michaelem, nie wpuszczają nikogo do swojej paczki, trzymają sie razem z boku żyjąc w swoim czteroosobowym świecie. Mają zespół,grają czasem w klubach,imprezach a nawet na ślubach, ponoć są świetni.
-To oni.-Alex wskazał mi na ogromny stół przy którym mogło by usiąść 20 osób, zamiast tego siedziało tam tylko 4 facetów.-Ten z czarnymi włosami to Calum Hood, widzisz tego z kolczykiem w wardze i w czapce? To Luke Hemmings,obok niego siedzi Ashton Irwin,a chłopak z kolorowymi włosami to Michael Clifford a teraz idź i ich o wszystko wypytaj musieli coś widzieć, użyj swojego wdzięku osobistego Nelson!
Kiedy odchodziłam Alex zafundował mi jeszcze porządnego klapsa, za co podziękowałam mu środkowym palcem,ugh nigdy nie byłam dobra w nawiązywaniu nowych znajomości,w tym właśnie momencie podziękowałam Bogu za to że dostałam po mamie długie zgrabne nogi, mimo że jestem bardzo niska nóg zawsze zazdrościła mi nie jedna dziewczyna. Okej Violet powoli, nic na siłe, z brzegów siedzą i Ashton i Calum , czyli nie ma opcji żebym usiadła obok obu, musze wybrać ale od którego moge wyciągnąć więcej informacji? Ostatecznie postanowiłam usiąść obok Ashtona, ale ten był tak zajęty rozmową że nawet tego nie zauważył,musze coś zrobić, gdyby tu była Bo, ale nie ona postanowiła akurat dziś dostać okresu i umierać w domu. Moja ręka powoli powędrowała na udo chłopaka,w czasie gdy zakładałam noge na noge, udało sie! Wreszcie odwrócił głowe w moją strone.
-Witam. -Przywitał sie ukazując mi szerek białych perełek.-Nie widziałem cie tu wcześniej, a napewno zauważyłbym taką ślicznotke, siedzisz przede mną na algebrze racja?
-Widze że jednak mnie zapamiętałeś.-Starałam sie aby mój uśmiech był chodź troche uwodzący.-Jestem Violet Nelson, przeniosłam sie do tej szkoły w tym roku, mieszkam u Bo Smith.
-Ach, to ty złamałaś nos Cristal?-Udało mi sie zwrócić na siebie uwage także Luka, potwierdziłam to kiwając głową.-Brawo mała, też jej nienawidzimy.-Puścił do mnie oczko.-Pasujesz do nas. Jestem Luke, to Ashton, Michael i Calum.
-Słyszałam o was ponoć nieźle gracie.
-Może sama chcesz sie przekonać?-Zaproponował Michael.-W sobote gramy w Granatowej Lagunie, zaczynamy od 20,miło by było zobaczyć na widowni taką śliczną dziewczyne.
Poczułam jak na mojej twarzy pojawia sie rumieniec, może jednak nie jestem aż tak brzydka? Alex musiał bujać, nie tak trudno nawiązać z nimi kontakt. Całą przerwe na lunch przesiedziałam właśnie z nimi, oczywiście nie zostawiłam przyjaciela samego, dosiadł sie do nas gdy tylko kupił jedzenie dla siebie i dla mnie. A więc plany na sobote-impreza w Granatowej Lagunie. W prawdzie nie dowiedziałam sie tego na czym mi zależało, czyli kto śmiał wlać do mojej torby jogurt, ale zamiast tego poznałam 4 gości którzy nienawidzą Cristal tak jak ja, a na dodatek są bardzo przystojni i całkiem zabawni.
-Czy my nie mamy razem wychowania fizycznego?-Zauważył nagle Luke.
-To ty na ostatniej lekcji trafiłeś mnie w tyłek jak graliśmy w zbijaka!-Wypomniałam mu ze śmiechem zdarzenie z przed kilku dni.
-Wybacz, ale za to wasza drużyna wygrała.-Zaśmiał sie.-I chyba teraz tez mamy w-f wiec radze ci sie zbierać szybciej.
Calum poszedł już w połowie przerwy, miał chemie na drugim końcu szkoły, następnie Alex i Ashton poszli na etyke,Michael zostawił nas samych ruszając w kierunku sali do angielskiego. Zostałam sama z Lukiem,który okazał sie naprawde wspaniały, pożyczył mi swoją koszulke,po tym jak opowiedziałam mu o sytuacji z algebry, obiecał że pogada o tym z Ashem i Hoodem,koszulka okazała sie tak długa że nie musiałam nawet zakładać pod nią spodenek, wystarczyło że moje bokserki wygladają jak szorty. Jedynym minusem były duże wycięcia pod pachami, przez które idealnie było widać mój stanik, a czasem nawet wiecej niż tylko bok. Cieszyłam sie że nie mam w-fu z Cristal ani Emmą, ale zamiast tego był Niall który zachowuje sie jakby nic nie stało sie między nami na imprezie,może był pijany i poprostu teraz tego nie pamięta?Na samą myśl przyśpieszyłam swój bieg wyprzedzając kilka osób przede mną, na moje nieszczęście to akurat ON biegł przede mną. Jego włosy idealnie rozwiewały sie na wszystkie strony, biegł naprawde szybko, miałam ochote go wyprzedzić ale w tedy to sie stało. Moje płuca jakby sie paliły, walczyłam o najmniejszy oddech,lekarze ostrzegali żebym nie biegała najlepiej wcale ale ja nie chciałam żyć jak każda chora osoba, chciałam być normalna. Dasz rade Violet. Zacisnełam oczy i biegłam dalej starając sie łapać oddech, ale to było tak strasznie trudne, płuca prosze nie róbcie mi tego. Nie dałam rady. Moje nogi odmówiły posłuszeństwa sprawiając że ciało bezwładnie opadło na ziemie. Zamknełam oczy, słyszałam krzyki przerażenia dziewczyn biegnących za mną,kilka z nich płakało, wołały nauczyciela ,który kazał mnie zanieść do pielęgniarki. Ale to było wszystko co słyszałam. Zemdlałam.
Obudziłam sie w gabinecie pielęgniarki leżąc na kozetce, a więc to nie był sen naprawde zemdlałam na w-fie. Świetnie, teraz wszyscy będą mieli znów oczym gadać.

piątek, 20 lutego 2015

41. Żegnaj.

DPOV

Otwieram oczy. Moje usta łapczywie nabierają powietrza, brakuje mi go. Powietrza, jego, to to samo. On jest powietrzem. Moim powietrzem. I tak jak teraz potrzebowałam tlenu, tak potrzebowałam jego. Podniosłam się do pozycji siedzącej i oparłam czoło o kolana, które obięłam ramionami i złączyłam razem moje dłonie. Mój oddech wciąż był niespokojny, nie potrafiłam się uspokoić. Jak to możliwe, że można za kimś tęsknić tak bardzo? Czy mam mu za złe? Nie, chyba nie. Zrobił to, bo musiał. Tak należało. I mimo wszystko jestem mu wdzięczna. Jednak to boli. Płakałam. Znowu. Miałam już mokre policzki od łez, chociaż obudziłam się dosłownie mniej niż minutę temu. Podobno płaczę przez sen. Cóż, to możliwe. Kiedy się tęskni, płacze się po nocach, a niewygasłe uczucie nie daje mi spać i ta bezsenność daje mi się we znaki. Tyle razy chciałam wziąć telefon i zadzwonić do niego. Tak po prostu, żeby usłyszeć jego głos. Dowiedzieć się jak życie, jeśli w ogóle je ma. Czy żyje. No właśnie. I tyle razy ile chcę to zrobić, tyle razy zaczynam rozumieć, że nie mogę. Pamiętam co mi powiedział.

-Musimy porozmawiać. - Jego oczy miały taką zimną barwę, jednak były opuchnięte i mimo tego, że chciał wyglądać tak, jakby nie przejmował się niczym, jego oczy właśnie zdradzały, że płakał. Płakał i robił to przez dłuższy czas.

sobota, 14 lutego 2015

33. Zniknięcie.

DPOV

Poniedziałek

Wychodząc z domu miałam nadzieję zobaczyć srebrne auto Harry'ego, jednak kiedy tylko zamknęłam za sobą drzwi do domu i spojrzałam na podwórko bruneta, nie zobaczyłam nic. Ani BMW, ani chłopaka opartego o samochód i czekającego na mnie, tak jak robił to zazwyczaj. Pomyślałam, że może pożyczył go Gemmie do pracy, ona podwiozła go po drodze do szkoły, a Harry o wszystkim zapomniał mnie poinformować. On już jest taki roztrzepany. Lekko jednak zdziwiona całą sytuacją ruszyłam w stronę swojej Vectry i po chwili byłam już w drodze do szkoły. Co chwilę patrzyłam we wsteczne lusterko z nadzieją, że zobaczę jak wyprzedza mnie srebrne BMW, a z okna przy siedzeniu kierowcy wystawać będzie kudłata głowa zielonookiego bruneta, który z wyższością pokazuje mi język. Naprawdę trochę zdziwił mnie brak jakiegokolwiek znaku życia ze strony chłopaka, ale tak naprawdę nie musi mi się on tłumaczyć ze wszystkiego, a ja za bardzo się przejmuję. Przecież zobaczymy się w szkole i tyle. Zaparkowałam przed czerwonym budynkiem i otworzyłam drzwi samochodu. Śnieg, którego napadało w Holmes Chapel od cholery, teraz się rozpuszczał i wszystkie ulice i chodniki były pokryte błotnistą substancją, w którą nie trudno było nie wdepnąć, tak jak to ja zrobiłam wysiadając z samochodu. Tak na dobry początek dnia; mokre buty i jeszcze pierwsza lekcja to biologia. Życie bywa ciężkie. I ja wiem, że problemy pierwszego świata, ale to nie jest najlepszy poranek z mojego życia. Nie mam pojęcia co dzieje się z moim chło... dobra już, on pewnie i tak siedzi teraz w szatni i czeka aż ruszysz dupę, chyba nie będziesz stała na parkingu z butami w błocie i zamartwiała się, bo nie napisał ci sms'a, ogarnij się. Moja podświadomość czasem mnie przeraża, kiedy zaczynam rozmawiać sama ze sobą, ale ma rację. Ja mam rację. Nie ma się co martwić, prawa, lewa, prawa, lewa i już. Co nie zmieniło faktu, że miałam złe przeczucia.

-Cześć. - Rzuciłam, wchodząc do naszej szatni. Zmarszczyłam brwi, kiedy zastałam tam tylko Avana.
-Cześć.
-Nie ma Harry'ego? Albo Cat?
-Cat ma zaraz przyjść, a co do Stylesa to mi to wisi i powiewa, ale nie ma go. - Odpowiedział chłopak przeczesując włosy palcami, aby odgarnąć je z twarzy. Zmarszczyłam brwi w konsternacji. Nie wiem czy bardziej mnie zdziwiła sprawa mojego chłopaka, czy może ten lekceważący ton mojego przyjaciela.
-Dobra... - Usiadłam na ławeczce i ściągnęłam moje przemoknięte zimowe buty, aby zmienić je na o niebo wygodniejsze i bardziej suche, krótkie białe trampki. Następnie odwiesiłam kurtkę na wieszak i stanęłam tak na środku szatni, nie wiedząc, czy czekać na przyjaciółkę, czy może iść już do klasy. A może czekałam na kogoś innego? Sama nie wiem. Westchnęłam pod nosem, decydując się jednak na pójście na lekcję. Avan odprowadził mnie wzrokiem, ale nie odzywał się do mnie. Trochę jakby był.. zły? Nie wiem, może coś mu zrobiłam? Spędzam z nim za mało czasu? Realizując tę opcję, doszłam do wniosku, że naprawdę mało czasu poświęcam moim przyjaciołom, trochę za bardzo skupiając się na moim związku z Harrym. Każdą wolną chwilę spędzam właśnie z nim i to z nim co wieczór piszę sms'y, albo rozmawiam do późna przez telefon. Czasami nocujemy u siebie, praktycznie codziennie się widujemy, gdy tymczasem Cat i Avan siedzą w swoim towarzystwie, lub samotnie, biorąc pod uwagę drogę, jaka dzieli ich domy. Moje myśli stale krążyły wokół lokowatego chłopaka z niesamowitym uśmiechem i dołeczkami w policzkach, podczas gdy o moich przyjaciołach zdarza mi się zapomnieć. Jestem okropną przyjaciółką, muszę nad tym popracować. Myślałam nad tym całą biologię. Harry oczywiście nie przyszedł. Postanowiłam porozmawiać z Catherine i jej chłopakiem na przerwie na lunch, tak więc od razu po zajęciach psychologicznych, które miałam z Avanem, podeszłam do niego i ramię w ramię szłam w stronę jadalni.
-Myślę, że musimy pogadać. - Zaczęłam.
-O czym? - Chłopak poprawił plecak na ramieniu, on rzadko korzystał z szafki. Według niego to strata czasu i trzyma w niej tylko rzeczy takie jak zapasowy strój na wychowanie fizyczne, albo jakieś tabletki przeciwbólowe, czy coś.
-O naszych relacjach. Bo zauważyłam, że spędzam z wami za mało czasu i poświęcam za dużo uwagi mojemu związkowi z Harrym, no i wiesz, chciałabym to zmienić. Po prostu, wiesz. Co wieczór piszę tylko z nim, tylko z Harrym wychodzę, tylko z Harrym..
-Jeśli jeszcze raz powiesz to imię, to pójdę na stołówkę sam. Jeśli właśnie w ten sposób ma wyglądać ta nasza rozmowa, to podziękuję, bo z tobą powoli jakakolwiek wymiana zdań przestaje być  możliwa. Nie mówisz o niczym innym, wiesz? To irytujące. - Spojrzałam na niego. Jego szczęka była mocno zaciśnięta, a jego wzrok zupełnie poważny.
-Jestem irytująca?
-Jesteś.
-Tak?
-Tak.
-W porządku, w takim razie zapomnij o tym, co mówiłam, może wcale nie warto. - Mruknęłam i przyspieszyłam, aby nie musieć iść z przyjac.. z Avanem obok mnie. Nawet nie oglądałam się za siebie. Więc jestem irytująca? Jestem? Dobra.

39. Walentynki

DPOV

Weszłam do domu z reklamówkami w obu dłoniach, zawzięcie wykłócając się z Cat na temat tego, jak rzadko chodzę w spódnicach. Dziewczyna zawsze była zwolenniczką dziewczęcego ubioru, ja natomiast stawiałam na wygodę. Przyjaciółka próbowała mnie przekonać, aby to ona wybrała mi sukienkę na walentynkowy bal i już miałam głośno się sprzeciwić, kiedy zauważyłam siedzących na kanapie Avana, Trace'a i... Harry'ego. Z tej ostatniej osoby w ogóle się nie ucieszyłam, byłam na niego w tej chwili totalnie wściekła i nic nie potrafiło zmienić moich emocji w tamtym momencie. Moje serce przyspieszyło i miałam ochotę stamtąd uciec. Wciąż go kochałam, ale przez ponad tydzień mnie ignorował i zniknął, a ja nie wiedziałam nawet co się z nim dzieje. Jak miałam się zachować? Obie nagle zamilkłyśmy, jak i między chłopakami zapadła cisza. Powoli odłożyłam reklamówki na podłogę i zdjęłam kurtkę, unikając wzroku bruneta.
-Jeśli w ogóle pójdę. - Powiedziałam w końcu do Cat, przerywając tym ciszę, panującą w pokoju. Zmarszczyła brwi.
-Co?
-Wiesz. Nie pójdę sama. A skoro mam iść z kimś to może jednak pójdę z kimś dla kogo coś znaczę. - Spojrzałam na Trace'a dosłownie na chwilę. Może grałam nieczysto, może robiłam szatynowi niepotrzebną nadzieję, ale chciałam dać Harry'emu do zrozumienia, że ja też mam uczucia i cierpiałam, kiedy on mnie po chamsku olewał. Chciałam mu pomóc zwrócić na mnie uwagę. - Bo może nie warto iść z kimś, kto przez tydzień nie odzywa się do ciebie ani słowem.
-Warto. - Harry zabrał głos, patrząc mi prosto w oczy. Wszyscy spojrzeli w jego kierunku.
-Nie. Nie powinnam się przejmować ludźmi, którzy olewają mnie kompletnie przez tyle czasu i nie liczą się z tym, że mogę płakać za nimi po nocach. Nie mam zamiaru nigdy więcej za tobą płakać, rozumiesz? - Westchnęłam z całych sił powstrzymując łzy. Harry odniósł się i szybko znalazł się naprzeciw mnie. - Co on tu w ogóle robi?
-Nie rób scen, Darlene. - Powiedział poważnym tonem. Właśnie to ma mi do powiedzenia po tym, jak ja wypłakiwałam za nim oczy, obawiając się najgorszego? Bez wahania uderzyłam go z otwartej dłoni w twarz, zostawiając na jego policzku czerwony ślad. Zasłużył. Wziął głęboki oddech, więżąc moje nadgarstki w swoich dużych dłoniach. Zerknęłam przez jego ramię. Trace siedział wyraźnie rozbawiony całą sytuacją, a Cat i Avan nie byli w stanie wydusić z siebie słowa. - Chodź. - Harry pociągnął mnie w stronę kuchni, aby nasze towarzystwo nie słyszało rozmowy, jednak stąd doskonale mogliśmy utrzymywać z nimi kontakt wzrokowy i co chwilę posyłałam Cat pojedyncze spojrzenia. - Porozmawiajmy.
-No i co masz zamiar mi powiedzieć? - Patrzyłam hardo w jego zielone oczy, zaniskając szczękę, bo istniało spore ryzyko, że zacznę płakać.
-Kocham cię. - Szepnął.
-To wszystko?
-Nie, wytłumaczę ci wszystko.
-To nie jest ani czas, ani miejsce. - Przeniosłam wzrok z chłopaka na Cat. - Myślę, że wrócę do domu. Cześć. - Oznajmiłam znajomym i rzucając tylko jedno rozzłoszczone spojrzenie brunetowi, wyszłam, po drodze zabierając kurtkę. Harry wyszedł za mną, co ani trochę mnie nie zaskoczyło. Ale nie miałam zamiaru nic z tym zrobić.
-Zaczekaj! - Prychnęłam.
-Mam nadzieję, że bawiłeś się dobrze. Gdziekolwiek byłeś, dupku. - Nie odwracałam się już. Po prostu weszłam do domu, gdzie dopiero wtedy mogłam dać upust wszystkim emocjom. Jestem taka słaba, osuwając się po drzwiach na zimne panele, taka słaba odbierając szansę wyjaśnienia mi całej sytuacji Harry'emu. Ja po prostu tego nie zniosę.

Dzień później
 
 No więc to właśnie dzisiaj. Dzień zakochanych. Pierwszy, który mogę obchodzić, ale nie jestem w stanie. Rano w ogóle nie chciało mi się wstać. Od razu przy śniadaniu uderzyła mnie ta aura walentynek, kiedy to mój tata wszedł do domu z bukietem czerwonych róż dla mamy i jedną białą dla mnie. Ale ja wciąż nie miałam najmniejszej ochoty na jakiś dzień zakochanych.

Bo moja walentynka i ja byliśmy pokłóceni.

Pożegnałam się z rodzicami i otworzyłam drzwi. Patrzyłam w stronę kuchni, więc nie mogłam zauważyć chłopaka, który stał w drzwiach i po zrobieniu kroku w przód zderzyłam się z jego torsem.
- Potrzebujemy rozmowy, jestem ci winien wyjaśnienia. - Spojrzałam w górę, gdzie zielone smutne oczy wpatrywały się w moje. - Musisz wiedzieć, że nie wyjechałbym, gdyby nie Devon. To jest jedyna rzecz, którą mogę ci o tym powiedzieć. Zrobiłem wszystko dla twojego bezpieczeństwa, bo cię kocham, tak? Gdyby nie to, że jesteś najcenniejszą osobą, którą mam, nie wyjeżdżałbym, ale zależy mi na tobie i na tym, abyś była bezpieczna. Nigdy nie mów, że nic dla mnie nie znaczysz, bo jesteś moim całym światem. Kiedyś zrozumiesz dlaczego wyjechałem, ale nie teraz, to nie jest miejsce i czas. - Popatrzyłam w jego zielone oczy, które nie wyrażały niczego innego, jak troski.
-Masz rację, to nie jest miejsce i czas. Tak samo jak nie jest to dla mnie łatwa sytuacja. Wyjechałeś na tydzień bez słowa, jak miałam się wczoraj zachować? - Odruchowo spojrzałam na jego policzek, na którym widniał jeszcze lekko czerwony ślad mojej dłoni. Już prawie niewidoczny. - Przepraszam, ale spieszę się do szkoły, porozmawiamy kiedy indziej.
-Ale ja chcę teraz.
-A ja chciałam żebyś wrócił. Czekałam tydzień. - Patrzyłam twardo w jego oczy, aż w końcu wyminęłam go i ruszyłam do mojego samochodu. Słyszałam jak przeklął pod nosem, kiedy się oddalałam. Dla mnie też to wszystko nie było łatwe. Chciałam mu wybaczyć, ale to nie jest możliwe od tak, zranił mnie. To nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać. Czułam się winna za to, że go wczoraj uderzyłam, nawet jeśli płakałam za nim cały tydzień, nie chciałam zadawać mu bólu. Robisz to, nie wybaczając mu. Podpowiadała mi moja podświadomość, jednak nie słuchałam, bo nie potrafiłam. Porozmawiamy. Odpaliłam samochód i pociągnęłam nosem. Płakałam? Po otarciu policzków, odpaliłam samochód i wyjechałam z podwórka. Nie ma opcji, nie zdążę na biologię, tak samo jak i na nią nie pójdę. Nie wejdę do klasy cała zapłakana w  środku lekcji, tylko po to, żeby potem tłumaczyć się przed wszystkimi, dlaczego płaczę. Postanowiłam posiedzieć  w szatni, albo w samochodzie, cokolwiek, bylebym mogła się uspokoić. Całą drogę próbowałam powstrzymać  łzy, rozważałam nawet powrót  do domu, ale nie mogę ciągle opuszczać lekcji,  ani uciekać od Harry'ego.

HPOV

Ściskając w dłoni małe czarne pudełeczko patrzyłem, jak Darcy wkłada do swojej szafki książki. Widok jej płaczącej sprawiał, że miałem ochotę sam sobie przypierdolić za to, że robi to przeze mnie. Widziałem jak pociąga noskiem i ociera policzki nadgarstkami. Moja malutka krucha dziewczynka. Dzisiaj muszę wszystko naprawić. Podejdę, powiem jej wszystko co czuję, co czułem, gdy nie było jej obok. Potem będę traktował ją jak moją księżniczkę, a wieczorem zabiorę ją na bal. Wiem, że będzie wyglądała pięknie i każdy chłopak będzie mi jej zazdrościł. Ale jest moja. Nikt nie będzie w stanie dać jej więcej  miłości, niż ja. Nikt nigdy nie pokocha jej równie mocno. Powoli podszedłem w jej kierunku, starając się zrobić to bezgłośnie.
-Walentynko... - Szepnąłem, czekając aż brunetka się do mnie odwróci. Zlękła się, ale kiedy tylko jej oczy spotkały się z moimi, jakby delikatnie się uspokoiła. Spuściła wzrok. Jej rzęsy były pozlepiane przez łzy.
-Daj mi pomyśleć, porozmawiamy po szkole. - Próbowała odejść, ale złapałem ją za nadgarstek i pociągnąłem w swoją stronę. Wsunąłem czarne pudełeczko do tylnej kieszeni spodni. Dziewczyna nie patrzyła na mnie. Z jej czekoladowych oczu wciąż wypływały łzy, a ona rejestrowała wzrokiem każdy możliwy szczegół na korytarzu, poza mną. Oparłem ją delikatnie plecami o szafki i uniosłem jej podbródek, zmuszając ją do spojrzenia na mnie. Patrząc mi w oczy zadała mi cios prosto w serce, jej oczy były tak smutne, przez moją osobę i to zadawało mi ogromny ból.
-Porozmawiamy teraz. - Położyłem dłonie na jej policzkach i otarłem łzy kciukami. - Nie chcę cię krzywdzić. Przysięgam, że nigdy nie zrobiłbym tego świadomie, rozumiesz? Jesteś dla mnie najważniejszą osobą w życiu, okej?. Jeżeli robię coś, żeby cię chronić, czasem muszę wyjechać. Wiem, że możesz przez to cierpieć, ale jeżeli zależy mi na twoim życiu i bezpieczeństwie, to tak musi być. Kocham cię i wszystko to robię dla ciebie i tylko dla ciebie. Okej? - Spojrzała na mnie niepewnie. - Przepraszam. Nie ma na świecie drugiego człowieka, który mógłby pokochać kogoś tak mocno, jak ja kocham ciebie. Dobrze wiesz, że mam ochotę zranić każdą osobę, przez którą płakałaś, tak samo jak ona skrzywdziła ciebie, dlatego tak źle jest mi z tym, że stałem się jedną z nich. Nigdy więcej nie chcę widzieć łez na twojej twarzy, to jest dla mnie bardzo duży cios. Wiesz o tym? Wiesz, że twój uśmiech jest najcenniejszą rzeczą jaką mam? Wiesz, że zależy mi na tobie bardziej niż na kimkolwiek innym i że twoje szczęście jest dla mnie tysiąc razy ważniejsze niż moje? Twoje szczęście, to moje szczęście. Ty jesteś moim szczęściem. Naprawdę nie chcę, żeby między nami było tak jak teraz jest. Chcę móc znowu przytulać się do ciebie przy każdej możliwej okazji, całować cię, kiedy mam na to ochotę i powtarzać ci jak bardzo cię kocham. Byliśmy jednością, nie rozpadajmy się. - Jej oczy cały czas pozostawały w kontakcie wzrokowym z moimi. Nie wiedziała jak się zachować. Wpatrywała się we mnie bez słowa. - Jestem tu dla ciebie.
-Zawsze byłeś.

piątek, 13 lutego 2015

05. Oddychaj.

DPOV
Było już ciemno. Siedziałam na drewnianej ławeczce wyłożonej poduszkami i materacykiem, która robiła mi za parapet. Chłodny lekki wiatr, który dostawał się do mojego pokoju przez uchylone okno delikatnie muskał moją twarz. Spojrzałam w okno odrywając się na chwilę od cudownego świata fantasy z mojej książki. Nie wiem dlaczego, może coś mówiło mi, że zobaczę za oknem coś ciekawego, a może po prostu musiałam przetrawić treść rozdziału, jaki właśnie skończyłam czytać. Latarnia między domem moim i Harry'ego oświetlała białym światłem ulicę i kawałek mojego pokoju. W okolicy nic się nie działo. Słyszałam tylko szczekanie psa i stłumione głosy moich rodziców dochodzące z dołu. Kilka komarów i innych świństw chodziło po szybie, więc zamknęłam okno i sięgnęłam do włącznika światła na ścianie obok mnie. Natychmiast mój pokój rozjaśniło światło, które raziło mnie w oczy, więc zmrużyłam je przyzwyczajona do jego braku. Mój wzrok znów powędrował na dwór. Zauważyłam teraz, że nie tylko ja postanowiłam rozjaśnić sobie pokój, bo światło w oknie na przeciwko mojego również się zapaliło. Ciekawa czyj to pokój postanowiłam nie wracać już do mojej książki więc opuściłam delikatnie rękę w stronę podłogi. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Darlene. Moja książka zaliczyła głośny upadek na podłogę, kiedy w oknie zobaczyłam Harry'ego. Który zdejmował koszulkę. C h o l e r a. Mimo, że powinnam odwrócić wzrok, to nie zrobiłam tego jednak. Zamiast tego przyglądałam się jego nagiemu torsowi i licznym tatuażom, które go pokrywały. Czy on naprawdę ma 17 lat? No cholera. Mój oddech znacznie przyspieszył równo z biciem mojego serca. Harry. Ściąga. Spodnie. Weź. Się. Cholera. Odwróć. Zamiast tego po prostu nadal patrzyłam. Jesteś zboczona! Krzyczała moja podświadomość. Cicho. Daj mi popatrzeć. Odpowiedziałam. Okej, muszę coś ze sobą zrobić bo rozmawiam sama ze sobą. Harry wsunął nogi w dresy, ale pozostał bez koszulki. Podniósł ubrania z podłogi i położył je na krześle, a kiedy szedł w stronę łóżka (doskonale widziałam z okna wnętrze jego pokoju) spojrzał w okno i przysięgam, że nasze spojrzenia na sekundę się spotkały. Od razu nie myśląc co robię rzuciłam się z parapetu na podłogę i z hukiem upadłam na panele. Syknęłam z bólu, bo upadłam tak nie fortunnie, że uderzyłam łokciem w twardą okładkę książki. Ale nie to było teraz najważniejsze. Oby mnie nie widział. Oby mnie nie zauważył. Oby pomyślał że mu się przewidziało. Bardzo, bardzo powoli wysunęłam głowę za parapet na wysokość oczu i z ulgą stwierdziłam, że światło w jego pokoju zostało zgaszone, a zasłony zaciągnięte. Rozmasowałam łokieć krzywiąc się, ale kiedy jeszcze raz spojrzałam w jego okno uśmiechnęłam się na wspomnienie niedawnego widoku. Dobra, idź już spać mały zboczeńcu. Pomyślałam i również wyłączyłam światło i położyłam się w moim cieplutkim mięciutkim łóżeczku. Tej nocy śniły mi się zielone oczy, kręcone brunatne włosy i ich właściciel zachłannie smakujący moich ust.
Rano obudził mnie głośny dźwięk budzika. Skrzywiłam się niezadowolona, że muszę wstać, nie byłam wyspana. Wygrzebałam się z mięciutkiej pościeli. Była taka cieplutka, miękka i.. to zdecydowanie nie jest pocieszające. Postawiłam stopy na zimnych panelach. Przeciągnęłam się i przejechałam dłońmi po twarzy, po prostu potrzebuję więcej snu. Opuściłam ręce i mój wzrok padł na okno. Albo świeżego powietrza. Wstałam i wsunąwszy stopy w kapcie ruszyłam w stronę szyby. Otworzyłam okno. Przyjemny ciepły wiatr otulił moje ciało. Tego mi było trzeba. Odetchnęłam głęboko opierając się o parapet, a raczej materac na ławeczce. Zmarszyłam brwi czując delikatny ból. Aha. Mam siniaka na łokciu. Jak to możliwe? Uderzyłam się przecież o książkę! Spojrzałam w dół. Ona wciąż tu leżała. Podniosłam ją z podłogi i odrzuciłam na biurko. Właściwie to spadłam wczoraj ze sporej wysokości, ławeczka sięga mi do łokci. Wychyliłam głowę przez okno starając się ignorować ból w łokciu. Wiatr przelatywał między kosmykami moich włosów, podrywając je lekko do góry. Lubiłam to, że budzik dzwonił mi zawsze pół godziny przed siódmą, bo miałam trzydzieści minut, żeby się rozbudzić.
-Znowu szukasz dobrych widoków? - W oknie naprzeciwko zobaczyłam chłopaka z poburzonymi lokami i wściekle zielonymi oczami. Gdybym tylko wyciągnęła rękę mogłabym mu ułożyć te włosy. Domki w Anglii mają to do siebie że są bardzo ciasno osadzone. Myślę, że gdybyśmy wyciągnęli szyje to moglibyśmy się pocałować. Staph. O czym myślałam?
-Nie mogę się dopatrzeć. - Odpowiedziałam nawiązując do wczorajszego wieczornego incydentu.
-Doprawdy? Mi się wydaje inaczej.
-Odpuść sobie, to było przypadkowe. - Zmrużyłam oczy patrząc na jego twarz. Miał zaciśniętą szczękę.
-Nie wyglądało. - Westchnęłam poirytowana i przewróciłam oczami odchodząc od okna, ale zostawiając je otwarte. - Nie uciekaj, kochanie. Zaraz będę się przebierał!
-Jak mnie nazwałeś? - Odwróciłam się piorunując go wzrokiem.
-Do zobaczenia w szkole Darlene. - Uśmiechnął się tajemniczo i zamknął okno. Co do cholery? Również podeszłam do okna, aby je zamknąć. Uniosłam brwi i wypuściłam głośno powietrze z ust. Podeszłam do krzesła, na którym leżały poskładane ubrania. Zawachałam się jednak, kiedy uniosłam do góry moją szarą bokserkę, która robiła mi za górę od piżamy, a mój wzrok padł na okno w sąsiednim domu, gdzie Styles pomachał do mnie napotykając mój wzrok. Fuknęłam i przeszłam do łazienki przeklinając pod nosem wysokiego bruneta z nieziemskimi zielonymi oczami. Niech cholera go.
Zamknęłam szafkę i ruszyłam w stronę drugiego budynku, gdzie odbywała się lekcja biologii. Nie lubiłam tych zajęć, bo siedziałam z Harry'm. To zabawne, że wszędzie gdzie jestem ja nagle zjawia się on. Zabawne, albo może raczej: denerwujące? To też. Weszłam do klasy napotykając wzrok bruneta. Nie, zdecydowanie nie chciałam już dziś go widzieć. Czułam się dziwnie przez sytuację wczoraj wieczorem i dziś rano. I przez moje myśli. "gdybyśmy wyciągnęli szyję, to moglibyśmy się pocałować". Zacisnęłam palce na ramieniu mojego plecaka. Może uda mi się uciec? Nie, nie ma mowy wszyscy mnie widzieli. Westchnęłam bardzo cicho, aby przypadkiem nikt tego nie zauważył. Panna Parker już siedziała przy swoim bardzo zaawansowanym technologicznie komputerze. Huh, powiało sarkazmem. Niechętnie stawiałam kolejne kroki, ale wydawało mi się, że dystans, który pokonywałam od drzwi klasy do ławki wcale się nie zmniejszał. A może zmniejszał się za szybko? Sama nie wiem. Po prostu nie wiem nawet kiedy, siedziałam już obok mojego sąsiada czując się niesamowicie niska, bo nawet jeśli Styles siedział przygarbiony i oparty o ławkę, to wciąż znacząco przeważał wzrostem. Spojrzałam w górę na jego twarz, ale światło z lampy na suficie mocno raziło mnie w oczy. Wyjęłam więc swój zeszyt i piórnik, bo zauważyłam, że nikt nie wyjął książki. Panna Parker przeszła po całej klasie i rozdała po jednej kartce na ławkę. Praca w parach? Świetnie, po prostu zacznę skakać ze szczęścia. Następnie nauczycielka przyniosła z zaplecza terrarium, stos pokrowców z przyborami oraz plastikowe podkładki, które również rozdała. Następnie kazała jednej osobie z ławki podejść do niej. Od razu z krzesła poderwał się Styles nawet nie informując mnie o tym. Dupek. Panna Parker wręczyła mu żabę i kazała pilnować, aby nie upadła. Zmarszczyłam brwi, a kiedy chłopak usiadł na miejscu przyjrzałam się ostrym przyrządom i strzykawce napełnioną.. czymś, a potem wzięłam do ręki kartkę. Brunet położył zwierzątko na podkładce i przykrył dłonią, aby nie uciekła. Oderwałam od niego wzrok i zetknęłam na napisany tłustym drukiem tytuł.
Obserwacja zachowania żaby po wycięciu półkul mózgowych.
O nie.
-Ty to robisz. - Odrzuciłam papier w stronę Styles'a, aby mógł przeczytać jego treść.
-Nie ma mowy, uzgadniałaś to z kimś? - Spojrzał na mnie oburzony.
-A ty z kimś uzgadniałeś, kto wstanie po żabę? Tak się po nią rwałeś, to teraz operuj! - Westchnął i chwycił jeden z przyrządów zerkając na instrukcję. Drugą dłonią wciąż przykrywał zwierzaka. - Dasz sobie radę jesteś dużym chłopcem. - Poklepałam go pocieszająco po ramieniu, do którego ledwo dosięgnęłam.
-Okej. Krok pierwszy, wytnij półkule. Odkrył płaza, ale przytrzymał go trzema palcami i zbliżył do niego nożyk.
-Stój kretynie! Krok pierwszy: u ś p i j żabę. - przeczytałam mu i wyjęłam strzykawkę z pokrowca, po czym wstrzyknęłam żabce - jak się okazało - eter. Z zadowoleniem patrzyłam jak zwierzę usypia, a Harry po chwili podziękował mi (wow) i wziął się za wycinanie mu półkul mózgowych. Zniesmaczona widokiem krwi odwróciłam wzrok.
-Dobra. Krok trzeci. Wykonuj polecenia i notuj zachowanie żaby. - Przeczytał chłopak.
-Ja notuje! - Harry westchnął przewracając oczami, ale nie zaprotestował. Podoba mi się nasza współpraca.
-Połóż żabę na pięści i obracaj nią powoli, aby płaz lekko zsuwał się z twojej dłoni. - Czytał i wykonywał polecenia. Byłam zaskoczona tym, że żaba funkcjonowała normalnie mimo braku półkul mózgowych. Tylko jej ruchy były takie... Jak robota. Martwo wpatrywała się w jeden punkt i tylko przesuwała się, aby być na szczycie pięści Styles'a. Spojrzałam na kolejne polecenie po zanotowaniu mojej obserwacji. Połóż żabę na jednym końcu deski i przechylaj stopniowo.
-Nie mamy deski. Połóż Dean'a na podkładce.
-Kogo? - Zmieszał się Harry.
-Dean'a. Żaba Dean. -Wyjaśniłam.
-Dlaczego Dean? - Zmarszczył brwi.
-Bo zachowuje się jak robot. A Dean to.. robotyczne imię.
-Robotyczne? - Nic nie mogło ukryć jego rozbawienia. Wzruszyłam ramionami i posadziłam żabkę na podkładce. Poprawiał swoją pozycję tylko, gdy pochyłość groziła mu upadkiem i cały czas wspinał się po plastiku w górę. Wykonaliśmy jeszcze kilka poleceń, których rezultaty zapisałam w zeszycie i zadzwonił dzwonek.
-Odnieście żaby do terrarium i złóżcie zeszyty na moim biurku. Resztę zbiorę sama. Płazami odpowiednio się zajmiemy. - Ogłosiła pani Parker. Pakowałam swoje rzeczy do torby.
-Uhm. Mówiąc "odpowiednio się zajmiemy" ma na myśli "wyrzucimy do kosza". Ja odniosę. - Mimo mojego raczej mało przyjaznego nastawienia do Styles'a, zachichotałam i stwierdziłam, że to była całkiem normalna lekcja. A może nawet miła. Reszta też minęła całkiem sympatycznie. Na wychowaniu fizycznym Harry nawet wybrał mnie do swojej drużyny. Wszystko jednak zmieniło się razem z dźwiękiem dzwonka na koniec lekcji. Po przebraniu się w żółto - granatową spódniczkę sięgającą mi do połowy ud i obcisłą koszulkę w tych samych kolorach na grubych ramiączkach, która odkrywała mój brzuch, ruszyłyśmy z Cat na salę gimnastyczną, gdzie byli tylko Avan i Harry. Obstawiam, że zawsze będzie tak, że nasza czwórka będzie wcześniej na sali, treningi zaczynały się pół godziny później niż my kończyliśmy lekcje. Więc opłacało nam się bardziej przyjść wcześniej niż czekać aż w szatni nie będzie już miejsca na przebranie się. Cat pobiegła do Avan'a i wskoczyła na jego plecy, a Harry i on spojrzeli na nią nie spodziewając się tego po prostu. Ruszyłam w ich stronę, ale kiedy tylko Cat to zobaczyła szepnęła coś do jego ucha i oboje cwaniacko się uśmiechając odeszli zostawiając nas samych z Harry'm. Wow, dzięki. Naprawdę, też was kocham.
-Nie za krótkie te wasze spódniczki? - Brunet chwycił rąbek spódnicy i uniósł go do góry. Natychmiast strzepnęłam jego rękę.
-Nawet jeśli, musisz wiedzieć że nie dla ciebie ją zakładam.
-Daj spokój, ty miałaś trochę pięknych widoków, moja kolej. - Czy on długo jeszcze ma zamiar mi wytykać tą sytuację z wieczora?
-To był przypadek i widoki były przeciętne. Widywałam lepsze.
-Serio? Bo wyglądałaś na zadowoloną.
-Idź już grać.
-Nie ma jeszcze mojej drużyny.
-Cokolwiek. Po prostu idź już stąd. - Przewróciłam oczami.
-Właśnie, będę tu stał. - Wysunął wyzywająco brodę.
-O mój boże, jesteś dużym dzieckiem przysięgam.
-Próbuje się dostosować do twojego poziomu. - nie. Nie powiedział tego.
-Idź stąd. - Harry tylko założył ręce na piersi i nie ruszył się z miejsca.
-No tak, i pokaz mi jeszcze język, a kiedy nazwę cię idiotą naskarż trenerowi. - Wysunął język wyraźnie rozbawiony tym, jak bardzo mnie irytował.
-No nie wierzę! Etap z idiotą też przejdziemy?
-Przekonajmy się.
-Ugh! - Wzniosłam oczy do nieba i wypuściłam głośno powietrze z ust. - W ogóle... Okej. Jak chcesz tu stać to stój, ja nie mam zamiaru. - Zrobiłam krok do przodu chcąc go wyminąć, ale jego silne ramię oplotło moją talię zmuszając mnie do wrócenia na poprzednie miejsce.
-Co do kurwy? - Mruknęłam bardziej do siebie. Nie zdjął dłoni z mojej talii.
-Chciałem ci tylko powiedzieć, że wyglądasz uroczo i przy tym niezwykle pociągająco.
-Że w tym? - Pokazałam dłonią na mój strój.
-Nie tylko. - Mrugnął do mnie i przejechał palcami po moim brzuchu w miejscu gdzie kończyła się spódnica. On tak szybko zmienia nastrój. On ma okres. Na pewno. Każdy nawet najmniejszy kontakt jego rąk z moją skórą powodował miliony iskierek pod nią w miejscu gdzie mnie dotykał.  Wsunął koniuszek palca wskazującego pod gumkę spódnicy przyciągając mnie tym samym bliżej siebie. Jego duże dłonie spoczęły na moich biodrach, a on sam pochylił swoją twarz do mojej. Czułam przyjemne mrowienie w dole mojego brzucha, kiedy jego usta prawie dotykały mojego ucha.
-Oddychaj. - Szepnął powodując, że zadrżałam, a wzdłuż mojego kręgosłupa przeszły ciarki. - Czyżby było pannie zimno, panno Nelson? - Mruczał wciąż przy moim uchu. Odruchowo położyłam dłonie na jego torsie. Jego dłoń oderwała się od mojego biodra i za chwilę poczułam jak jego długie palce zakładają kosmyk moich włosów za ucho. - Drżysz. - Faktycznie drżałam, ale to było przez niego. I on doskonale o tym wiedział, ale droczył się ze mną. Czułam jak moja pewność siebie gdzieś wyparowuje, byłam bezradna pod jego dotykiem i miarowym oddechem przy moim uchu. Zaśmiał się cicho przy mojej twarzy, więc przymknęłam oczy czując jak pod moimi dłońmi w jego klatce piersiowej powstają wibracje wywołane jego chichotem. Cholera tu jest gorąco. A może zimno? Nie wiem. Odsunął się ode mnie i zdjął z siebie bluzę, którą założył na moje ramiona i odszedł uprzednio uśmiechając się do mnie i mrugając jednym okiem. Na moich biodrach czułam to dziwne uczucie. Zawsze pozostawiał je jego dotyk.

czwartek, 12 lutego 2015

37. Pustka

DPOV

Wtorek

Harry nie dawał znaku życia od wczoraj. Bez sensu wpatrywałam się wieczorem w okno, z nadzieją, że zapali światło i chociaż pośle mi delikatny uśmiech. Cokolwiek, żebym wiedziała co się z nim dzieje. Ale on zniknął. Nie było go w domu, nie odpowiadał na telefony i sms'y, nie wiedziałam gdzie jest i co się z nim dzieje. To mnie niszczyło. Pierwszą noc zniosłam całkiem dobrze... w porównaniu z kolejnymi. Nie obyło się bez czarnych scenariuszy dotyczących Harry'ego. Miliony ciemnych scen przelatywały przez moją zmęczoną głowę.

Zmęczoną czekaniem.. na co?

Na jakikolwiek odzew od mojego chłopaka.

Uczucie, kiedy nie wiesz co dzieje się z twoją drugą połówką wyniszcza cię. Chodzisz w kółko po pokoju, w oczekiwaniu na odpowiedź na sms, którego wysłałaś godziny temu. Patrzysz z nadzieją w okna, bo tak bardzo chcesz go w nich zobaczyć i płaczesz po nocach, bo takie rzeczy się nie dzieją. Wiedziałam, że coś jest nie tak, czułam to i byłam tego pewna. Wydzwaniałam i pisałam, jeszcze kilka razy byłam w domu bruneta. Nie było nikogo. Harry'ego, Gemmy, Lou, Eleanor. Dom stał kompletnie pusty. Bez żywej duszy w środku. Myśląc o tym zachciało mi się płakać i nie do końca byłam zadowolona, że musiałam to opowiadać. Na głos. Przyznać się przed samą sobą, jak bardzo martwię się o chłopaka i czego się obawiam. Bez płaczu? Przecież to nie jest wykonalne. Walczyłam ze łzami, ale w końcu zebrałam w sobie siłę i podniosłam wzrok znad moich palców na wysokość twarzy mojej przyjaciółki, w tej samej chwili przełykając łzy.
-Nie ma Harry'ego. I nie wiem gdzie jest. - Mimo tego jak bardzo byłam pewna mojej silnej woli, mój głos był słaby. Ja byłam słaba. Cała moja pewność siebie w tamtej chwili była tylko iluzją. Nie miałam odwagi wypowiedzieć na głos najczarniejszych scenariuszy, jakie chodziły mi po głowie, jak i zwykłych przypuszczeń, kiedy wydawało mi się, że brunet tylko odwiedza rodzinę i zostawił komórkę w domu. I starałam się w to wierzyć, nawet jeśli doskonale wiedziałam, że chłopak zna mój numer na pamięć, a nie ma opcji, żeby wszyscy domownicy zapomnieli o swoich komórkach. I nawet jeśli przypuszczałabym, że zatrzasnął się w łazience z rodzeństwem i El i wyłączyli mu prąd, to wciąż wolałam wierzyć w tak absurdalną wersję niż w jakiś wypa... To nie jest pocieszające. - Nie odzywa się do mnie, nie odbiera telefonów i nie odpisuje na sms'y. Nie wiem co się dzieje, ta sytuacja jest głupia. - Rzuciłam się plecami na miękką pościel Cat. Od razu uderzył we mnie charakterystyczny zapach lawendy, który zawsze bił od dziewczyny na odległość metra, lub więcej. Z pozoru tak delikatny zapach, mógł być jednak mocno wyczuwalny.
-Mała, on wróci. Przysięgam.
-Skąd wiesz? - Uniosłam się na łokciach i z zaciekawieniem obserwowałam, jak na twarz brunetki wchodzi zmieszanie.
-A to nie oczywiste?
-Nie wiem, niech to gówno się skończy. - Opadłam znów na łóżko, zakrywając twarz dłońmi.
-Już niedługo. Zobaczysz. - Cat delikatnie pogładziła mnie po ramieniu.
-Niczego nie mogę być pewna. - Pociągnęłam nosem, rzuciwszy krótkie spojrzenie przez okno. Cholerne przyzwyczajenie. Naprawdę miałam nadzieję zobaczyć tam czekającego, aż go wpuszczę bruneta. - Do tego jeszcze ten cholerny Trace.
-No właśnie opowiedz mi o tym.
-No bo on jest takim jebanym nachalnym zakochanym we mnie chłopakiem. Nienawidzę tego jak na mnie napiera, bo nagle znikąd się wzięła jakaś wielka miłość. Stawił mi wczoraj ultimatum. "Zostawię cię w spokoju, ale spełnisz moje dwa warunki".
-Było to zrobić.
-Oszalałaś? Prosił o taniec i pocałunek, jest chory. Nie zdradzę Harry'ego dla świętego spokoju ze strony Trace'a, chyba żartujesz. To, że go nie ma teraz, sprawia mi wystarczająco bólu, nie dałabym rady, gdyby odszedł na zawsze. Kocham go.
-Spokojnie.
-Nie mogę być spokojna, martwię się o niego!
-Wiem, ale on wróci. Niedługo.
-Wiesz coś o tym prawda? - Spojrzałam na przyjaciółkę.
-Wiem. - Cóż... Ałć? - Ale nie mogę ci powiedzieć. - Zajebiście.

35. Cisza.

DPOV Nie miałam zamiaru siadać przy jednym stoliku z Cat, bo wiedziałam, że jej chłopak siądzie razem z nią. Więc usiadłam w rogu stołówki z Tracem, z którym chodzę na matematykę. Trace był wysokim chłopakiem z bladą cerą, kruczoczarnymi włosami i błękitnymi oczami, a w jego dolnej wardze widniał kolczyk. Był naprawdę miły i często przyłapywałam go na patrzeniu się na mnie z zazdrością, kiedy szłam korytarzem za rękę z moim chłopakiem, dlatego bez problemu zgodził się, żebym się do niego przysiadła. Szatyn cały czas coś mówił, ale średnio się na tym skupiałam. Byłam zbyt pochłonięta własnymi myślami na temat dzisiejszego poranka. Nie miałam przez to wszystko żadnego apetytu, dlatego bawiłam się fasolką na talerzu, trącając ją widelcem i tylko przytakiwałam co chwilę Trace'owi nawet nie wiedząc o czym mówi. Tak wiem, to nie było miłe z mojej strony, ale nie miałam ochoty, ani na rozmowę z kimkolwiek, ani na jedzenie, więc tylko czekałam aż wyjdę ze szkoły i zajdę do Harry'ego. Może źle się poczuł?
-Dlatego chciałbym, żebyś ze mną poszła. To jak?
-Hmm? - Podniosłam głowę znad talerza, łapiąc kontakt wzrokowy z chłopakiem.
-Na bal walentynkowy... - Trace popatrzył na mnie wyczekująco.
-Em, wiesz... Nie mogę tego zrobić.
-Dlaczego? - Zapytał zrezygnowany.
-Trace, jesteś naprawdę miły, ale już mam z kim iść. Harry mnie zaprosił. - Chłopak wyraźnie zirytowany przeszkodą, prychnął pod nosem. - Jesteśmy razem.  - Sprostowałam.
-Tak, wiem - Burknął. - Jebany..
-Ej! - Upomniałam. Bo co, bo kocham jego, a nie Trace'a? - Znajdziesz kogoś innego.
-Ale ja chcę iść z tobą. - I właśnie to jest to, dlaczego nie mogłabym się z nim przyjaźnić. Chłopak jest okropnie uparty i nachalny. Aż za bardzo.
-Wiesz, chyba czas na moją lekcję. - Wstałam od stolika z udawanym przepraszającym uśmiechem.
-Mamy teraz matematykę. Razem.
-Tak, wiem. - Powtórzyłam jego słowa i razem z moją tacą odeszłam od Trace'a. Odniosłam niedojedzony lunch do odpowiedniego okienka na stołówce i wyszłam z pomieszczenia, kierując się do mojej klasy matematycznej. Kątem oka widziałam jak chłopak rusza za mną, więc westchnęłam i przyspieszyłam. Naprawdę denerwowała mnie jego nachalność. Poprawiłam torbę na ramieniu, starając się ignorować irytującego mnie szatyna. Jeśli Avan myśli, że to ja jestem nie do zniesienia, to on chyba nie zna Trace'a, serio. Naprawdę byłam zadowolona, kiedy zobaczyłam moją klasę, ale jęknęłam niezadowolona, kiedy okazało się, że jest zamknięta. Szarpnęłam za klamkę, jakby przez to miały się one nagle magicznie otworzyć. Rozejrzałam się po korytarzu. Może miałam nadzieję, że Trace zniknie tak zupełnie przypadkiem, ale nie. On kroczył ku mnie z szerokim uśmiechem. Przylgnęłam plecami do ściany, ponieważ podszedł stanowczo za blisko.
-Przestrzeń osobista. - Zaczęłam wymachiwać rękami, próbując pokazać niewidzialną ścianę między mną i chłopakiem.
-Jesteś zabawna. - Zrobił krok wprzód i oparł dłonie po obu stronach mojej głowy.
-Uwierz mi nie staram się. - Wysunęłam się z przerwy między nim i ścianą pod jego ręką. - Trace, naprawdę zostaw mnie, nie jestem dla ciebie. Mam chłopaka. - Popatrzyłam na niego.
-Nie widzę go tu. - Posłał mi szeroki uśmiech i wsunął ręce do kieszeni. Tak, ja też nie.
-To nie powód do tego, byś go zastępował. Nie kocham cię, kocham Harry'ego.
-Jezu, Darlene. - Westchnął,  przeczesując włosy kościstymi palcami. - Jesteś taka trudna.
-Co się tu rozgrywa? - Blade ramiona Cat oplotły moją szyję. Trace natychmiast niebezpiecznie zmrużył oczy, widząc moją przyjaciółkę.
-Nic. - Posłał mi jeszcze jedno krótkie spojrzenie i spojrzał na nauczycielkę, która powoli szła w naszą stronę z kluczem. Miałam ochotę za to Elfa wyściskać i w ogóle jestem jej wdzięczna do końca życia. Pani Bullock wpuściła nad do klasy i poinformowała nas, żebyśmy nie zachowywali się jak zwierzęta, kiedy ona będzie drukowała dla nas materiały, więc trochę się spóźni. Usiadłyśmy w ostatniej ławce, ku wielkiemu niezadowoleniu czarnowłosego irytującego chłopaka, który zajął sobie trzecią ławkę w rzędzie najbardziej oddalonym od naszego. Zrzuciłam torbę z ramienia na podłogę obok ławki, co wywołało głuchy dźwięk zderzenia metalowego suwaka z panelami i oplotłam szyję przyjaciółki ramionami, przyciskając swój policzek do policzka dziewczyny.
-Jezu, Cat, gdyby nie ty, to by mnie chyba rozniosło. Ja ci za to kupię kwiatki, napiszę piosenkę i w ogóle upiekę szarlotkę. - Brunetka cicho się zaśmiała.
-Wystarczy, że jutro do mnie wpadniesz i dług spłacony. 

Zmęczona ciężkim treningiem, ruszyłam wzdłuż korytarza i naprawdę niczego nie pragnęłam tak bardzo, jak wejścia do mojego samochodu i znalezienia się już w domu Harry'ego. Jeśli już wstał, mój śpioch. Aż się uśmiechnęłam na wyobrażenie chłopaka, który otwiera mi drzwi w bokserkach i białej koszulce, jego włosy są w kompletnym nieładzie, a zielone oczy wydają się mniejsze niż są, ponieważ brunet nie jest w stanie przyzwyczaić się do światła i nieświadomie je mruży. W głowie słyszałam jego zaspany ochrypły głos mówiący "co tu robisz tak wcześnie" i jego delikatny uśmiech, bo mimo wszystko cieszy się, że mnie widzi. Definitywnie jestem największą szczęściarą świata, że go mam. Jest trochę jak dziecko, jak mój drugi Eddie, tylko, że jest przy tym taki kochany i wiecznie ma dobry humor. Poza tym ogląda bajki, no czy to nie jest dowód? Wszystkie moje wizje w jednej chwili rozwiał głęboki głos za moimi plecami, jednak nie zrozumiałam co powiedział, chyba moje imię. Nie zdążyłam się odwrócić, a chłopak już ciągnął mnie w stronę kantorka na miotły, mopy i preparaty woźnego, gdzie nas zamknął. Miałam ochotę po prostu nagle wyparować, kiedy w oczach mignęły mi te kruczoczarne włosy, bo naprawdę miałam już żadnej cierpliwości do tego szatyna. Trace miał bardzo poważny wyraz twarzy, kiedy się do mnie odwrócił.
-Musimy pogadać.
-Nie możemy normalnie? Bez tego całego zamykania? - Spróbowałam dotrzeć do drzwi, ale chłopak zagrodził mi drogę.
-Uciekłabyś, wiem to. - Wypuściłam głośno powietrze spomiędzy warg, ale ostatecznie się zgodziłam. Ostatecznie? Nie miałam wyjścia. Oparłam się więc o ścianę i spojrzałam zrezygnowana na Trace'a.
-Zostawię cię w spokoju. - Ulga? Trochę bardzo. - Ale mam dwa warunki.
-Co? - Naprawdę ma zamiar proponować mi święty spokój jeśli coś dla niego zrobię? To chore, mogę się po nim spodziewać dosłownie wszystkiego. - Nie odzywałeś się do mnie odkąd chodzę do tej szkoły i nagle tak znikąd wielka miłość?
-Dwa warunki. - Powtórzył, ignorując moje pytanie. - Nie mogę iść z tobą na bal, ale obiecaj mi jeden taniec...
-Zgoda.
-...i pocałunek. - Zaniemówiłam. Spojrzałam na szatyna wielkimi oczami, po czym prychnęłam.
-Wychodzę. - Odepchnęłam go od siebie, aby utorować sobie drogę do drzwi. Chłopak zachwiał się lekko, ale podtrzymał się metalowej półki, więc uniknął upadku. Ja za to mogłam już swobodnie otworzyć zamek i wyjść z kantorka. Jezu, nigdy bym nie powiedziała, że jestem typem dziewczyny, która może podobać się połowie chłopaków w szkole. Sami zaczęli ujawniać się dopiero, gdy oficjalnie ujawniliśmy z Harrym nasz związek.To była nowa sytuacja dla mnie. Nigdy nie uganiał się za mną  żaden chłopak, tak naprawdę w całym moim życiu byłam tylko z Devonem i teraz z Harrym. Obejrzałam się za siebie. Trace szedł w moim kierunku, więc jak najszybciej weszłam do samochodu i odjechałam. Naprawdę mam go dosyć. Rozumiem. Spróbować zagadać,  czy coś, ale  ja wyraźnie daję mu do zrozumienia, że nie jestem z nim zainteresowana. To co on dzisiaj wyprawiał, to już przesada. I opowiedziałabym o tym mojemu chłopakowi, gdyby nie to, że nikt nie otwierał mi drzwi,  a Harry nie odbierał. I wtedy właśnie zaczął się najgorszy tydzień mojego życia.

poniedziałek, 9 lutego 2015

04.Impreza z fatalnym skutkiem

VPOV
Dom Żaby znajdował sie zaledwie kilka ulic od domu Bo. Był ogromny, w sumie nie przypominał domu a wille. Gdy tylko wyszliśmy z samochodu nasze bębenki zaatakowała głośna agresywna muzyka, a do nosa doleciał wyraźny zapach alkoholu, dymu i potu,typowy zapach dla takich domówek.
-Chodź mała nie chce żebyś sie zgubiła w tłumie.-Heath posłał mi szczery uśmiech i złączył nasze dłonie w jedno.
Nie czułam sie z tym dziwnie, znam Heatha od kiedy skończyłam roczek, często sie opiekował mną Bo i Darcy, kąpał mnie, przebierał, czyli jednym zdaniem widział mnie nago setki razy więc czemu mam być skrępowana z powodu trzymania sie za ręce? W przypadku tej imprezy trudno mówić o domówce, ludzie pili już na ogródku, balowali już od 19, w ciągu tych trzech godzin niektórzy zdołali upić sie do nieprzytomności, jakaś dziewczyna wymiotowała przy drzewie, obok koleżanki która postanowiłą uciąć sobie ,,drzemke". Nie marnowaliśmy czasu na tańczenie,przeszliśmy przez cały dom aż do ogrodu za domem gdzie znajdowało sie centrum całej imprezy,byłam wdzięczna Heathowi że mocno ściskał moją ręke gdyby nie on zgubiłabym sie w tłumie już w ogrodzie. Gdybym urządziła taką impreze u siebie w domu rodzice zapewne by mnie zabili.
-Ide po coś do picia też coś chcecie?-Bo musiała mówić naprawde głośno żeby przekrzyczeć muzyke.
-Piwo.-Odpowiedzieliśmy zgodnie z Heathem który akurat uwolnił moją dłoń.
Bo ruszyła wzdłuż ogromnego basenu na którego końcu znajdował sie cały alkohol, nie mam zamiaru wypić dużo, to piwo to jedyne procenty dzisiejszego dnia. Wyciągnełam szyje w poszukiwaniach Alexa który przyjechał godzine przed nami, ale mimo faktu że mam na sobie cholernie wysokie lity nie byłam w stanie go znaleść,cholera dlaczego to moja bliźniaczka dostała w genach wzrost?
-Heath stary! Dawno sie nie widzieliśmy! Gdzie sie podziewałeś?!
Gdy wróciłam wzrokiem na przyjaciela witał sie męskim uściskiem z Niallem, Liamem i chłopakiem z którym chodze na algebre o ile dobrze pamiętam nazywa sie Steve. Okej, teraz jest ten czas kiedy mam szanse wyrwać sie z pod opiekuńczego wzroku Heatha i żyć własnym życiem. Ale niestety moje plany zostały szybko zerwane gdy tylko zrobiłam kilka kroków.
-Violet! Gdzie sie wybierasz?
Cholera, znów wracamy do punktu wyjścia, wróciłam na miejsce obok Heatha i posłałam chłopakom w miare przyjazny uśmiech.
-Chłopaki poznajcie moją przyjaciółke Violet, mieszka u mnie chwilowo. Violet to Ben-ups,myślałam że Steve mów błąd-Liam i Niall.
-Em..Już sie znamy z Liamem chodze na większość lekcji prócz biologi,histori i angielskiego. Z Benem na algebre a z Niallem na kilka pojedynczych przedmiotów
W czasie krótkiej rozmowy dowiedziałam sie że Liam mieszka centralnie naprzeciwko nas, zaproponował że gdybyśmy z jakiegoś powodu nie miały jak dojechać do szkoły zawsze chętnie nas podwiezie,oraz że on,brat Bo, Niall i Ben przyjaźnią sie już od wielu,wielu lat.To dziwne bo nigdy na nich nie wpadłam a spędzałam w domu przyjaciółki. Jendnak gdy dołączyła do nas Bo, opowiedziała mi że chłopcy nigdy nie spotykali sie w ich domu tylko w plenerze.
-Przepraszam was na moment ide poszukać Alexa.-Oznajmiłam znajomym odstawiając pustą butelke na stolik obok nas.
-Poczekaj pójde z tobą,musze znaleść Cristal.-Zaproponował Niall przechylając do dna już drugą butelke,przynajmniej przy mnie kto go wie ile wypił podczas całej imprezy?
Przez chwile szliśmy obok sie w ciszy, może nie zupełne, głośniki sprawiały że krew w całym moim ciele wrzała, ugh jak ja bardzo chce w tym momencie potańczyć. Podniosłam głowe na znajomego, miał białą koszulke i błekitną rozpiętą koszule, wyglądał naprawde dobrze to grało z jego jasnymi włosami.
-Jeszcze cie nie przeprosiłem.-Powiedział gdy znaleźliśmy sie przed domem.
-Ugh...Za co?-Zawsze sie jąkałam rozmawiając z facetami,najwyraźniej za mało jeszcze wypiłam.
-Za uszkodzenie twoje tyłka.
Po tych słowach oboje wybuchneliśmy śmiechem, miło że przeprosił,mimo że ja całkowicie zapomniałam już o całym zdarzeniu, w przeciwieństwie do moich spodni z których wciąż nie zeszło błoto.
-A więc oznajmiam ci że mój tyłek ma sie całkiem dobrze.-Znów z naszych ust wydobył sie śmiech.-Zatańczysz ze mną?
Moje słowa natychmiastowo zbiły go z tropu co okazał podnosząc wysoko brwi. Zmieniam zdanie! Nie wypiłam za mało a wręcz ciut za dużo. Nie czekając na odpowiedź chwyciłam jego dużą dłoń w swoją malutką i zaciągnełam spowrotem do środka.Nie poznaje muzyki która właśnie leci z głośników, ale to nic. Najważniejsze że da sie do niej tańczyć, Niall stał jak skamieniały najwyraźniej oczekując że to ja zaczne piersza poruszać sie w rytm muzyki. Jak można sie spodziewać,spełniłam jego oczekiwania. Tłum był naprawde ogromny,ludzie ocierający sie o siebie, z nami nie było inaczej, moje biodra rytmicznie sie poruszały zbyt blisko miedznicy Horana, nasze twarze również były w zbyt niebezpiecznej odległości, ale alkohol sprawił że zupełnie mi to nie przeszkadzało. Jego duże,męskie,ciepłe dłonie spoczeły opiekuńczo na mojej tali w czasie gdy jego nos wędrował po moich włosach. Był wporo wyższy ode mnie więc musiał delikatnie sie zgarbić, ale nie zwracałam na to w tamtym momencie większej uwagi liczyła sie tylko muzyka która przepełniała mnie od środka.
-Violet!
Z mojej malutkiej bańki mydlanej wyrwał mnie wrzask Bo, szybko zabrałam ręce Nialla z mojej tali i ruszyłam szybki krokiem za głosem przyjaciółki, ale wciąż czułam przy sobie obecnośc Horana, najwyraźniej ruszył za mną. Gdy wychodziliśmy wszyscy ludzie rozmawiali,śmieli sie, nikt nie zwracał uwagi na reszte, teraz wszyscy stoją zwróceni w jeden punkt. Próbowałam sie przepchać do centrum ale moja maleńka postura wcale mi tego nie ułatwiała. Niall wybił sie na prowadzenie, ale nie dlatego żeby mi pomóc, teraz kompletnie nie zwracał na mnie uwagi,ale to nic,ważne że mi pomógł nawet jeśli nie świadomie. Przy basenie stała Cristal naśmiewając sie z jakiegos dzieciaka, hej! Ten dzieciak to Alex! Podeszłam jeszcze bliżej żeby wszystko słyszeć.
-Gdzie twój chłoptaś cioto!? Geje powinni być tempieni! Twoja matka pewnie co noc pyta Boga dlaczego akurat ona!
Na twarzach wszystkich pojawiały sie uśmiechy gdy tylko rzucała nowe obelgi w strone mojego przyjaciela, a we mnie aż krew sie gotowała,świat schodzi na psy, z każdym słowem tej pudernicy zaciskałam mocniej szczęke i pięści.
-Kto tu wogóle zaprosił geja?!
-A kto zaprosił szmate?!
Nie zauważyłam nawet kiedy te słowa wyszły z moich ust,dziesiątki par oczu były teraz zwrócone w moją strone, Cristal była naprawde zszokowana moimi słowami, ale nie bede stała jakby nic gdy ktoś obraża moje przyjaciela. Nagle nabrałam pewności siebie i stałam z nią twarzą w twarz.
-Posłuchaj mnie laluniu.-Zaczełam ostrym tonem,patrząc jej prosto w oczy.-Jeśli jeszcze raz usłysze jak obrażasz Alexa, jakiegoś innego homoseksualiste albo kogo kolwiek przemodeluje ci buźke zrozumiałaś?!
Cristal niewinnie pokiwała głową, była naprawde przerażona. Panie i panowie poznajcie Violet Holly Nelson! Mimo maleńkiego ciałka charakter mam wielki.
-Chodź Alex spadamy stąd. Nie są warci naszej uwagi.
Poczekałam aż przyjaciel weźmie swoją marynarke z rąk Cristal i ruszyliśmy w strone drzwi.
-Pedał,wariatka ah i jeszcze nasza kochana deska Bo. Idealne trio.-Zaczeła znów od noca Cristal, której śmiałość powróciła.
Komuś chyba trzeba dać nauczke, mimo że Bo i Alex namawiali mnie abyt to olała ja nie mogłam, poprostu nie. W mgnieniu oka zdjełam z siebie lity i białą marynarke zostając tylko w czarnej sukience, adrenalina sprawiła że nie wiedziałam co robie. Cristal dostała najpierw z otwartej dłoni w lewy policzek a kiedy próbowała mi oddać, wymierzyłam idealny cios z pięści wprost w środek jej twarzy,a dokładniej nos. Z którego szybko zaczeła sie sączyć krew, dziewczyna najwyraźniej nie dostała wystarczającej nauczki wiec tym razem dostała w brzuch, za który automatycznie sie złapała, zachwiała i wylądała w basenie. Wszędzie panowała cisza, dopiero teraz doszło do mnie że jestem tu piąty dzień a już zaliczyłam bujke, brawo Violet. Gdy tylko Cristal zdołała wyjśc z basenu,obtoczyła ją świta a mianowicie Niall,Liam,Sophie i Emma,była cała przemoczona a z jej nosa namiętnie sączyła sie krew.
-Ty szmato! Zabije cie rozumiesz?!-Groziła mi Cristal próbując zatamować krwawienie z nosa.-Już nie żyjesz zniszcze cie?! Rozumiesz zniszcze!!
Krzyczała coś jeszcze, ale ja już opuszczałam impreze pokazując jej na pożegnanie środkowy palcec, jednak jak sie później okazało należy brać słowa Cristal na poważnie...

sobota, 7 lutego 2015

31. Poza domem

DPOV

-Wstawajcie niedźwiadki, bo całą zimę prześpicie. - Babcia Lily wychyliła się zza drzwi.
-Nie śpimy. - Harry odpowiedział nie ruszając się ze swojego miejsca. Jakąś godzinę temu stwierdził, że mu się nudzi i mnie obudził. Przyniósł mi śniadanie, a potem się ubraliśmy i od tamtej pory leżymy tak sobie na łóżku i oglądamy jakąś głupią komedię na jego laptopie. Powoli zaczynało mi się robić niewygodnie, bo od pół godziny leżę w tej samej pozycji z głową na torsie Harry'ego, ale nie miałam zamiaru się ruszyć, bo chłopak bawił się moimi włosami, co było bardzo przyjemne. - Poza tym żadna to zima bez śniegu.
-Właśnie spadł. - Harry i ja automatycznie się podnieśliśmy, aby wyjrzeć za okno. Jak to mogło ujść naszej uwadze? Podjazdy sąsiadów babci Lily były całe pokryte białym puchem, tak samo zresztą jak jej podwórko i taras. Mimo, że nienawidziłam tego uczucia, gdy moje buty są całe mokre, a moje ręce sprawiają wrażenie jakby miały zaraz odpaść, to zabawa na śniegu była jednym z moich ulubionych zajęć.
-Wyjdziemy? Prooszę. - Zwróciłam się do bruneta.
-Jeszcze pytasz? - Popatrzył na mnie jakby moje pytanie było najbardziej bezsensowną wypowiedzią świata. Wstał i  pociągnął mnie za rękę, sprawiając, że prawie spadłam z łóżka. - Dzięki babciu. - Dosłownie wybiegliśmy z pokoju, kierując się do drzwi wejściowych niewiele wolniej, co z prędkością światła, więc ledwo nadążałam, a potem wydawało się, że ubieraliśmy się na wyścigi. Nigdy wcześniej nie zapinałam kurtki równie szybko, co teraz. Harry wyszedł już i trzymał przede mną drzwi, bo oczywiście wygrał ścigankę. Odkaszlnął, zwracając specjalnie moją uwagę na swoją osobę i znacząco na mnie spojrzał, szerzej je otwierając.
-Bez butów mam iść? - Uniosłam jedną brew. Chłopak przewrócił oczami i odszedł od wejścia do domu, zostawiając drzwi otwarte. Usiadłam na podłodze, aby nie stracić przypadkiem równowagi przy zawiązywaniu moich głupich sznurówek, które jak na złość zawsze się plątały, a przy zakładaniu butów były zawiązane za ciasno i w dodatku były przydługie. Wepchnęłam je zawiązane już do środka butów, po czym niezdarnie podniosłam się z podłogi. Prawie się wywaliłam, ale kogo to obchodzi? Pff, nie mnie. Naciągnęłam na uszy granatową  beanie Harry'ego i wsunęłam dłonie w rękawiczki. Jak by to powiedział spongebob.. Jestem gotów! Pomyślałam, że zaskoczę mojego chłopaka i wrzucę go w śnieg, bo pierwszy widok, jaki rzucił mi się w oczy, to jego wypięty do mnie tyłek, podczas gdy jego właściciel lepił kulki ze śniegu. Zamknęłam cicho za sobą drzwi, aby nie usłyszał, że idę, ale mój niecny plan został unicestwiony, gdy jego śnieżka odbiła się od moich pleców. Westchnęłam głęboko. A więc w ten sposób. Odwróciłam się, ale on wciąż udawał, że nic się nie stało i schylał się, aby lepić dalej swoją amunicję. Odwrócił się dopiero, kiedy mój "pocisk" trafił w jego cztery litery, ale zanim zareagował, ja z głośnym  śmiechem wywalałam go w śnieg.
-Osz ty mały żołędziu, chodź tu! - Podniósł się lekko, tylko po to, żeby złapać za rękaw mojej kurtki i pociągnąć mnie do siebie. Pisnęłam, w tej sprawie nie mogłam zrobić nic i za chwilę leżałam już obok bruneta. - Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni, kochanie. - Harry przelotnie cmoknął mnie w usta, ale tak naprawdę zrobił to, bo chciał odwrócić moją uwagę od jego dłoni, która właśnie ściągała beanie z moich włosów. - A to chyba moje, co?
-Hej, masz swoją!
-Teraz mam dwie swoje. - Założył granatową czapkę, na drugą, puchatą, zakrywającą uszy.
-Nie lubię cię już, okrutny okrutniku. - Wstałam i otrzepałam spodnie ze śniegu. Podeszłam do Harry'ego, aby odzyskać beanie, ale podniósł rękę, w której ją trzymał, do góry.
-Racja. Nie lubisz. Kochasz mnie. - Wyszczerzył się, dobrze wiedząc, że na widok dołeczków w jego policzkach mięknie mi serce. I wtedy wpadłam na mój genialny pomysł. Zwalczyć własną bronią. Wspięłam się na palcach, aby złączyć delikatnie nasze wargi. Brunet wciąż się uśmiechał, kiedy nasze usta powoli poruszały się w pocałunku, a mój cel, czyli jego dłoń, a raczej przedmiot, który trzymał, powoli się opuszczał. Już miałam ją przechwycić, kiedy w ostatniej chwili Harry schował rękę za plecy. Fuknęłam, odsuwając się od niego.
-No weeź..
-Co mam wziąć? - Zapytał wyraźnie rozbawiony. No kocha mnie irytować, po prostu kocha!
-Harry...
-Mała..
-Duży..
-Mała.. - Jęknęłam, zirytowana do granic możliwości.
-NIE JESTEM MAŁA!
-A ja duży! - Rozbawienie na jego twarzy tylko wzrastało.
-Faktycznie, jesteś malusieńki.
-Ostatnio byłaś zadowolona, więc chyba jednak nie do końca. - Uniósł brwi, patrząc na mnie takim dziwnym  kłamiesz-kochanie wzrokiem. - Powiedz, jaki jestem? - Nastawił teatralnie ucho.
-Poważnie?
-Chcesz czapkę? - Popatrzyłam na niego obrażona, próbując jakoś na niego wpłynąć. Gdyby wzrok mógł zabijać, on już dawno byłby martwy. - Jaki jestem? - Z całych sił próbował się nie uśmiechnąć, a  mi no o  dziwo nie było do śmiechu. Spojrzałam w inną stronę niż jego rozbawiona twarz i założyłam ręce na piersi.
-Duży. - Burknęłam.
-Jaki?
-NAJWIĘKSZY, OKEJ!? -  Wrzasnęłam, wracając wzrokiem na jego głupkowaty uśmiech. - Daj mi to. - Harry teraz z wielką chęcią oddał  mi beanie. Naciągnęłam ją na głowę i znów odwróciłam wzrok, zakładając ramiona na klatkę piersiową.
-Ej, ale nie denerwuj się. Gdzie jest ten uśmiech?
-Najpierw mnie irytujesz, a potem "nie denerwuj się"? - Mruknęłam, ale brunet chamsko mnie zlał.
-Gdzie jest ten uśmiech? - Powtórzył. W ch.. w nosie. - Gdziee teen uśmieech? - Spróbował mnie połaskotać. Ale przecież przez kurtkę nic nie poczułam,więc  westchnął. - Dobra. Wytaczam ciężkie działa. Ulepimy dziś bałwanaa, no chodź zrobimy too! - Na moje usta wkradł się cień uśmiechu. Naprawdę lubiłam słuchać jak śpiewa, miał dobry głos. - Tak dawno nie lepiłem go, nie chowaj się uciekłaś gdzieś czy coooo?
-To nie tak leciało. - Spojrzałam na niego, już z lekkim uśmiechem na ustach.
-Myślisz, że oglądam bajki? I tak cud, że to znam.
-Harry, ty masz w salonie szafkę pełną bajek i wszystkie są twoje. Więc definitywnie oglądasz bajki.
-No, ale już fochaczu mały.. Uśmieszek dla Hazzia. To gdzie on jest? - Przewróciłam oczami.
-No jak dla Hazzia, to chyba się jakiś znajdzie. - Wyszczerzyłam się szeroko.
-Tu jest ten uśmiech. - Uszczypnął mój policzek. Przewróciłam oczami.
-Ulepmy bałwana, serio. - Harry cicho się zaśmiał.
-Mamy tu jednego. - Wskazał na mnie, przez co odepchnęłam go lekko od siebie.
-Głupek.
-Uczę się od ciebie maluchu. - Palec chłopaka odbił się delikatnie od czubka mojego nosa, a na jego twarzy pojawił się ten łobuzerski uśmiech.
-Nie jestem maluchem. - Wydęłam dolną wargę i zrobiłam duże oczy, podkreślając mój smutek.
-Moim malutkim szczęściem. - Harry chwycił mój podbródek i uśmiechnął się do mnie delikatnie, patrząc w moje oczy.
-Wiesz co, zawsze jak mówisz mi jakieś miłe słowa, to czuję się źle, bo ja nigdy tego nie robię. - Wyznałam.
-Mówisz, tylko tego nie zauważasz. Dobra chodź, bo nam śnieg stopnieje.

~*~

 -Ten bałwan serio wygląda jak ty, zobacz. -  Spojrzałam za okno na naszego śniegowego ludzika, który nie dość, że był krzywy, to w dodatku nie miał nosa, a guziki zrobiliśmy mu ze znalezionych na ulicy kapsli od butelek.
-To już wiem dlaczego mi do ciebie pasował. - Wystawiłam do Harry'ego język.
-Przynajmniej nie zaprzeczyłaś.
-Rozbieraj się. - Zmieniłam temat, sięgając do suwaka mojej kurtki.
-Widzę, że się nie patyczkujesz.
-Babcia Lily czeka. Na ciebie. - Zgasiłam go z szerokim uśmiechem. Harry przewrócił oczami i powiesił nasze kurtki na wieszaku.
-Babcia pewnie wyciągnęła wszystkie zdjęcia i teraz mnie będzie ośmieszać, więc ja to chyba pójdę na górę.
-Nie zostawiaj mnie tu samej. - Wydęłam dolną wargę. Jęknął.
-To chodź ze mną

czwartek, 29 stycznia 2015

29. Babcia Lily.

Poprawiłam torbę na ramieniu, kiedy zbiegałam w dół schodów, po czym weszłam do salonu. Eddie siedział na kolanach Harry'ego i bawił się jego loczkami. Przystanęłam w progu, aby móc patrzeć na ten uroczy widok. Mój braciszek próbował zrobić warkoczyka według instrukcji moich i Viol, które teraz głośno sobie przypominał.
-Z plawej do ślodka. I z lewej do ślodka. I z plawej. - Harry patrzył się tylko na niego z delikatnym uśmiechem i mogłam sobie tylko wyobrazić jak wspaniałym mój chłopak jest bratem. Właściwie nie mam zielonego pojęcia o jego rodzinie. Ani o rodzicach, ani o reszcie rodzeństwa. Wiem po prostu, że ich ma, ale mieszka oddzielnie. Eddie w pewnym momencie przestał bawić się brunatnymi włosami chłopaka i wsunął palec w dołeczek w policzku Harry'ego.
-Jak mama mówi, ze Dalsi wpadła po usy, to mówi ze wpadła w te dołki? - Mój braciszek zapytał wywołując cichy śmiech bruneta.
-A jak myślisz?
-Ze pewnie tak, bo cię kocha. A ty ją kochas? - Zagryzłam wargę i oparłam się o framugę.
-Bardzo. Jak nikogo innego.
-A za cio? - Eddie kontynuował swoje przesłuchanie.
-Bardzo ładnie się uśmiecha. I ma najładniejsze oczy na świecie.
-Ja tes mam takie! - Przerwał mu chłopiec. - I za co jesce?
-Słodko wygląda jak powiem jej coś śmiesznego. Bo udaje wtedy, że to wcale nie jest śmieszne, ale i tak widać, że chce jej się śmiać. I się mną bardzo dobrze opiekuje. Masz swojego misia, prawda? I kochasz go, bo jeśli się do niego przytulisz jest ci cieplej, milej i jesteś szczęśliwszy, jeśli masz go przy sobie, tak? Odgania wszystkie koszmary w nocy i pomaga ci pokonać strach, mam rację? I Darcy jest dla mnie jak twój miś dla ciebie. Kocham twoją siostrzyczkę, bo jest osobą, która na pewno potrafiłaby mnie zrozumieć zawsze i po prostu kocham ją za wszystko i za nic. Rozumiesz? Po prostu. Kocham w niej wiele rzeczy, ale miłość jest czymś czego nie da się wyjaśnić. Kocham, bo mnie w sobie rozkochała. No i przyznaj, że ładniejszej dziewczyny nie widziałeś.
-Widziałem tak samo ładną. Violet. Ale nie mozes pozwolić Dalsi płakać. Musis ją traktować jak księznickę.
-Jest moją księżniczką.
-To powiec jej to. - Eddie wskazał na mnie i nagle osłupiałam. Zielone tęczówki spojrzały głęboko w moje, odbierając mi mowę. Po prostu zapomniałam języka, którym się posługuję na codzień i nie mogłam znaleźć odpowiedniej reakcji na słowa mojego chłopaka.
-Ed, idź na górę, okej? - Zagadnął Harry.
-A będziecie się całować? - Brunet spojrzał na mnie z uśmiechem.
-Będziemy.
-Fuuuja. - Chłopiec pobiegł w stronę schodów, mijając mnie w drzwiach. Natychmiastowo podbiegłam do Harry'ego i oplotłam jego tors rękami.
-To były najpiękniejsze słowa jakie kiedykolwiek usłyszałam, Harry. - Chłopak odsunął mnie lekko od siebie i spojrzał w dół na moją twarz, co musiało wyglądać bardziej śmiesznie niż uroczo, bo musiałam zadzierać głowę do góry, aby na niego spojrzeć. Jego miękkie usta delikatnie musnęły moje.
-Najprawdziwsze jakie powiedziałem, księżniczko. - Uśmiechnęłam się. Stanęłam na palcach i objęłam szyję Harry'ego, aby móc go przytulić. Fakt, że stałam na czubkach palców, dodatkowo wspomagana przez ręce Harry'ego, dzięki którym mogłam utrzymać równowagę, pozwolił mi na umieszczenie policzka na ramieniu chłopaka i wsłuchiwanie się w jego miarowy oddech. Zawsze biło od niego takie ciepło, a jego koszulki pachniały bananami i pianką do golenia. Jego perfumy były bardzo delikatne, więc ich woń była bardzo słabo wyczuwalna. Kiedy tak staliśmy przytuleni w końcu zauważyłam jak Eddie wychyla się zza drzwi i unosi kciuk do góry. Uśmiechnęłam się tylko do niego, pokazując ten sam znak.
-Powiec, ze go kochas. - Polecił mi bezgłośnie braciszek.
-Kocham cię, Harry. - Brunet odchylił się ode mnie, żeby móc spojrzeć w moje oczy.
-Kocham cię bardziej. - Pocałował mnie długo. Od dzisiaj nowa żelazna zasada; zawsze słuchaj się Eddiego.

~*~

-Harry, kochanie, jak ty mi wyrosłeś! - To były pierwsze słowa babci mojego chłopaka, kiedy wyszła z samochodu. Od razu podbiegła do bruneta i wycałowała jego policzki, oczywiście Harry musiał się do tego schylić i kilka razy posłać mi błagalne spojrzenie, ale taki widok mnie bawił, więc musiał się z tym męczyć. Posłałam mu całusa, na co odpowedział mi następna-będziesz-ty spojrzeniem. - Pokaż mi tą swoją wybrankę serca. - Staruszka odwróciła się do mnie z szerokim sympatycznym uśmiechem. Nie mogła mieć więcej niż jakieś pięćdziesiąt-, lub sześćdziesiąt-parę lat.
-Babciu to jest Darlene, Darcy, to jest moja babcia Lily.
-Ulubiona babcia Lily.
-Moja jedyna babcia Lily.
Zaśmiałam się.
-Lily Cox. - Przedstawiła się kobieta. - Ale możesz mówić do mnie babciu. - Pani Cox mocno mnie przytuliła. To jest takie miłe. - Dobra maluchy. Czego nie powinnam mówić o tobie, Harry, słodziku, czym cię ten Louis karmi, jesteś jak wieża, zupełnie jak dziadek! Ale dawajcie mi te torby do bagażnika i pakować się do samochodu, możecie z tyłu, miejsca jest dużo i nie będziesz kierować Harry, wiem że uwielbiasz mój samochód, ale ci nie pozwolę. Po to tu przyjeżdżałam po was, bo jeździsz jak wariat jakiś, ja nie wiem, że ci Louis na to pozwala, zresztą ten też tak jeździ, jakby czasu nie było, jakby jaki pościg za nim jechał, no się dobraliście jeden z drugim. Zawsze tacy szybcy byli, przysięgam. Ja pamiętam jak jeszcze to takie małe zasrańce w pieluchach mi po podwórku latali za kotem, to sztuka było dogonić, zresztą cała brygada! Drużyna "demolka"! Gemma, Charlotte, wszyscy! Kochane małe psujące wszystko dzieciaki. Kiedyś upolowali zająca patykiem. Takie magiki. No, no wsiadajcie! - Dzieciństwo Harry'ego i wzmianka o jego rodzinie bardzo mnie zaciekawiły, ale wsiadłam razem z chłopakiem do auta, podczas gdy jego babcia zamykała bagażnik. - Zapinajcie pasy. - Było pierwszą rzeczą, którą usłyszeliśmy od babci Lily, kiedy wsiadła za kierownicę. - No to wam powiem, że Louis po wyjeździe z Tesco mi trochę opowiadał o waszej znajomości i dzisiaj pewnie mieliście wieczorek zapoznawczy, więc kazał wam dać oddzielne pokoje, bo podobno znacie się już wystarczająco dobrze. - Wymieniliśmy z Harrym znaczące spojrzenia, próbując się nie zaśmiać. - Ale dobra kobieta ze mnie, ja z dziadkiem już lekko przygłusi, to możecie sobie w jednym pokoju ten tydzień spędzić. - Jechaliśmy w stronę głównej drogi, po ulicy, która była dosyć wąska. W pewnym momencie z naprzeciwka wyjechał czarny sportowy samochód, który jechał środkiem drogi i ledwo minął rodzinne auto babci Lily. - No panie, co pan. Wariat jaki. Myśli, że jak sobie samochód z kaloryferem kupił, to jakiś lepszy jest? Tylko czekać, aż mu ten lakierowany spojlerek odpadnie. W ogóle to dokąd oni wszyscy tak jadą co? Ludzie! Jest sobota, siedzieć w domu, jak wolne od pracy, a nie się po świecie rozjeżdżać!
-Babciu... - Harry całkiem rozbawiony, zresztą podobnie do mnie, spojrzał w kierunku Pani Cox.
-No co? Tak samo na mnie patrzyłeś kiedyś jak zaczęłam twojej cioci opowiadać o tej dziewczynce. Tak ją kochał... Kiedyś mi mówił jaki to on był zakochany w swojej przyjaciółce, jak mi mówił jakie fajne ma włoski i oczka takie duże, chyba miał wtedy z osiem lat, ta jego dziewczynka często przyjeżdżała do mnie razem z nim i wiesz co? Całkiem do ciebie podobna, kochanie. - Babcia Lily spojrzała na mnie przez wsteczne lusterko i ciepło się uśmiechnęła.
-Babciu!
-No co?
-Bo to ona...
Babcia Lily umilkła. Spojrzała na nas i nawet trochę zwolniła.
-A pamięta jak cię ubrały z Lottie w strój księżniczki?
-Pamięta. - Harry posłał mi błagające spojrzenie, na co uśmiechnęłam się złośliwie.
-Właściwie możemy powspominać. - Babcia Lily posłała mi rozbawione spojrzenie, widocznie specjalnie to robiła. To miał być na prawdę tydzień pełen momentów kompromitujących mojego chłopaka, ale wynagrodzę mu to kiedyś jakoś. Jeśli to wytrzyma to go przytulę, kupię kwiatki i w ogóle upiekę szarlotkę, ale po prostu muszę trochę o tym posłuchać.
-No pamiętam kilka takich sytuacji. Założyłyście mu spódniczkę i zrobiłyście warkoczyki, jeszcze mu zrobiłyście skrzydła i przykleiłyście taśmą do pleców, nawet założyłyście mu biustonosz Gemmy! Najlepsza była chyba w tym wszystkim jego różdżka, trzymał banana. Mam nawet zdjęcia z tamtego dnia, jak dojedziemy to zrobię herbatę i obejrzymy. Wyglądał pięknie, a jaki szczęśliwy był! - Wybuchłam śmiechem, kiedy wyobraziłam sobie obrażonego bruneta w różowym stroju wróżki.
-Więc siedzę w samochodzie z bananową wróżką?
-Właśnie. - Uśmiechnęłam się do mojego chłopaka. - Właściwie teraz to on już wróżki nie przypomina, stał się już mężczyzną! Tylko włosy ma babskie. - Halo. Pomocy. Duszę się śmiechem.
-Bananowy rycerz. - Powiedziałam między spazmami śmiechu.
-I jego księżniczka. - Harry złapał moją rękę i uśmiechnął się tak pięknie jak to on potrafi.
-Ale to wcale nie było śmieszne, jeśli porównywać z kolejną historią. - Kontynuowała babcia. - Harry zawsze nosił ubrania po starszym bracie. Kąpielówki też.
-Kurcze, babciu... - Brunet zasłonił twarz dłońmi i odchylił głowę do tyłu.
-Cichaj, opowiadam. I jak był rozłożony u nich basen na urodziny Charlotte, to Harry miał na sobie jedne ze starych kąpielówek Lou. Wskoczył do wody i jak się tak pluskał to je zgubił. A potem biegał tak po podwórku. Na szczęście mieliście tylko po 5 lat to do końca mu to różnicy nie robiło. Ale taki nagusieńki jak go Pan Bóg stworzył, tak latał za tobą.
-Teraz nie ucieka. - Mruknął chłopak. - Nawet przeciwnie.

środa, 28 stycznia 2015

27. Kiedy niektóre sprawy wychodzą na jaw.

HPOV
-Zawsze będziesz się ubierał, zanim się obudzę? - Spojrzałem na Darcy, która z uśmiechem na ustach przeciągała się obok mnie. Odłożyłem telefon na szafkę, aby móc zawisnąć nad brunetką. Przybliżyłem się do niej tak, że nasze nosy się stykały.
-Pani chyba jest w dobrym humorze, co? - Jej uśmiech znacznie się powiększył.
-Ciekawe dlaczego.
-Wszystko w porządku? - Skinęła głową.
-HARRYYYY! - Usłyszałem jak Louis szarpie za klamkę drzwi do mojej sypialni. Gratulowałem sobie za zamknięcie ich wczoraj na klucz.
-JUŻ! Zakładaj moją koszulkę i bokserki i z powrotem pod kołdrę. - Tak jak poleciłem dziewczynie, tak zrobiła. Wstałem z łóżka, aby otworzyć Lou, który od razu wparował do sypialni zawieszając wzrok na Darcy. Przyjrzał się jej dokładnie.
-Ubierz się bezwstydniku, dama patrzy! -Wrzasnął na mnie.
-Jezu, po prostu chodzę bez koszulki, to nie zbrodnia. - Louis zmierzył mnie badawczym spojrzeniem.
-Darlene, możesz tu podejść? - Rzucił. Darcy wstała powoli i skierowała się do mnie. Dzielnie stawiała kroki, próbując niczego po sobie nie pokazać. Objąłem ją ręką w talii, przyciągając do mojego boku.
-Chodzi normalnie. Masz szczęście młody. Przyszedłem ci tylko powiedzieć, że babcia przyjedzie wieczorem, to możesz zacząć się pakować. -Przewróciłem oczami.
-Idź już. - Louis spojrzał na mnie podejrzliwie (kolejny raz) i w końcu wyszedł (chwalmy Pana!).
-Jadę do Tesco! - Krzyknął zza drzwi. -Potrzebujecie coś?
-NIE! - Przekręciłem klucz w zamku.
-tak...

DPOV

-Harry, nie jadę na pieprzoną wojnę, wrócę za maksymalnie godzinę. -Ponowiłam próbę przekonania bruneta, że na prawdę może puścić moją rękę.
-To nie tak, po prostu nie chcę żebyś jechała z nim. Nie wiadomo co mu przyjdzie do głowy, martwię się czasem o jego stan umysłu, podejrzewam, że nie pracuje. - Powiedział zupełnie poważnie, patrząc mi w oczy. Zaśmiałam się cicho, kiedy Louis uderzył go w tył głowy, ale oddałam mu za niego.
-Należało mu się, no! - Lou próbował rozmasować 'bolące' miejsce, ale jestem pewna, że udawał, bo ledwo musnęłam dłonią jego włosy.
-Tobie też, bo go uderzyłeś.
-Aww, słodziaku. - Harry oplótł mnie ramionami, ale wiedziałam, że to tylko kolejna próba przekonania mnie.
-I tak pojadę. - Fuknął. Poczochrałam jego włosy i tak jeszcze roztrzepane, bo w końcu była dopiero dziesiąta. Louis otworzył przede mną drzwi swojego samochodu, więc podziękowałam mu i wsiadłam, a kiedy odjeżdżaliśmy, pomachałam do mojego wyraźnie niezadowolonego z wyjazdu chłopaka. No ale cholera jasna. Jechałam tylko do Tesco i z powrotem! Jego protesty były bez znaczenia, bo potrzebowałam kupić parę rzeczy do domu, typu płatki na mleko, albo jakiś sok. W domu to ja zajmowałam się takimi rzeczami. Upewniłam się jeszcze raz, że mam przy sobie pieniądze i skupiłam się na drodze przed nami. Louis otworzył usta, co zauważyłam kątem oka, ale odezwałam się jeszcze przed nim.
-Jeśli będziesz mnie wypytywał o moje życie seksualne, wysiądę. - Zaśmiał się, kręcąc przy tym głową.
-Nie zrobisz tego.
-Chcesz się przekonać? - Uniosłam jedną brew. Przewrócił oczami, ale faktycznie to na niego zadziałało. Na parkingu było całkiem sporo miejsca, co mnie na prawdę zdziwiło, no bo sobota. Prawie południe. (Jak dla Harry'ego rano). Wyszłam z samochodu, jeszcze przed odejściem od drzwi, upewniając się, że są zamknięte.
-Będziesz potrzebowała wózka? - Zapytał Louis, kiedy już ruszaliśmy w stronę wejścia do marketu.
-Prawdopodobnie.
-Okej. - Ruszył po jeden wózek z wielu stojących przy automatycznych drzwiach sklepu. Weszliśmy do niego razem i szliśmy wyszukując kolejno porządane produkty. - Ej. Mam pomysł.
-Dawaj. - Nie uzyskałam odpowiedzi, bo chłopak skorzystał z przewagi wzrostu (nawet jeśli to tylko kilka centymetrów) i wsadził mnie do wózka.
-Co... - Wydusiłam tylko.
-Tak będzie szybciej. Czytaj listę. -Spojrzałam na niego wzrokiem typu "ty-tak-na-serio?", ale zrezygnowana wypuściłam z ust westchnięcie, gdy przekonywał mnie spojrzeniem.
-Banany. - Mruknęłam.
-Dla Harry'ego?
-Ty o to dbaj. - Kółka zaczęły sunąć po podłodze. - Tylko nie pędź, owoce nie uciekną.
-Zależy ile tam leżą.
-Niedługo, zaufaj mi. - Zapewniłam. Louis wrzucił odpowiedni owoc do wózka. Ignorowałam pogardliwe spojrzenia kierowane w naszą stronę. - Jeszcze winogrona.
-Daj mi listę, będzie jeszcze szybciej.
-Równie dobrze mogłam nie jechać. - Zauważyłam.
-A wywalić cię z wózka? - Aby mnie przestraszyć i podkreślić, że jest w stanie to zrobić, lekko mnie przechylił, więc kurczowo złapałam się półki z pomarańczami. - Poza tym nie zostawiłbym ciebie z Harrym samej w domu, bo mogłoby mu coś wpaść do głowy. - Mrugnął do mnie znacząco. Gdyby wiedział... Odwróciłam się od niego, aby ukryć rumieniec wywołany wspomnieniami.
-Masz. - Podniosłam papier z listą zakupów na wysokość jego twarzy (tak myślę, bo prawie go uderzyłam w nos) i zaraz była w posiadaniu bruneta, który dosłownie kochał wprawiać mnie w taki stan jak teraz. Czasami jednak cieszę się, że mój brat jest mały i nie rozumie pewnych rzeczy.
-Można? I po co komplikować?
-Zamknij się. - Burknęłam. Wózek jeszcze raz się zatrząsł, ale tym razem nie zrobiło to na mnie większego wrażenia.
-Towarzystwo mojego brata źle na ciebie wpływa, przemyśl to.
-Po kimś to musi mieć. - Wyszczerzyłam się, odchylając głowę do tyłu, aby złapać z Lou kontakt wzrokowy. Zaśmiał się.
-W sumie, całkiem cię lubię. - Zrobiło mi się dosyć miło. W końcu jest z rodziny chłopaka, którego kocham. - Ale i tak nie odpuszczę wam tej sytuacji w pokoju lokowatego. - Fuknęłam.
-Lokowatego... - Powtórzyłam ciszej.
-A nie jest?
-Kupuj. - Usłyszałam tylko jak się zaśmiał i ruszyliśmy w drogę po następne produkty. Wózek powoli zapełniał się wszystkimi potrzebnymi mi rzeczami, czy owocami, lub napojami. I wszystko było w porządku, do czasu..
-WOLNA KASA! - Złapałam się metalowych ścianek po moich bokach, kiedy Louis zaczął biec w jej stronę. Bałam się, że zaraz mnie wywróci i coś mi się stanie, albo gorzej. Wszystkie produkty się potłuką i będzie trzeba za to zapłacić i dodatkowo nas stąd wywalą. Gdy tylko się zatrzymaliśmy, niemal natychmiast wyskoczyłam z wózka, będąc zbyt zła na bruneta, aby zrobić sobie coś z rozzłoszczonego wzroku kasjerki.
-Nie żyjesz. - Powiedziałam bezgłośnie.
-Cichaj orzeszku, muszę zapłacić.
-Orzeszki, to ty masz w bokserkach. - Burknęłam, zakładając ręce na piersi. Byłam na niego zła i koniec. Louis popatrzył na mnie, a potem rozejrzał się, aż jego wzrok zatrzymał się obok kasjerki.
-O, prezerwatywy. Harry jeszcze pewnie nawet nie wie jak się to zakłada.
-Przestań Louis. - Za wszelką cenę próbowałam uniknąć kontaktu wzrokowego z brunetem.
-Daj spokój, w sumie to się cieszę, że oboje jesteście jeszcze 'czyści' przynajmniej jak będziesz u nas nocowac nie będzie hałasu.
-Louis...
-Dlaczego się czerwienisz?
-Nie czerwienię... - Zaprzeczyłam, mimo tego, że moje policzki płonęły żywym ogniem.
-Czerwienisz. Nigdy się nie czerwieniłaś, kiedy schodziłem na ten temat. Chyba że wy... O boże czy wy... - Spuściłam wzrok, myśląc, że zaraz zapadnę się pod ziemię. Prawdopodobnie moja twarz wyglądała jak jakiś pomidor. - O MÓJ BOŻE TY I HARRY UPRAWIALIŚCIE SEKS! - Ludzie z całego Tesco nagle spojrzeli w moją stronę.
-Ciiiiiicho. - Zasłoniłam twarz dłońmi. Najbardziej żenujący moment mojego życia.

środa, 14 stycznia 2015

31. Niespodziewane pytanie.

Harry: Zaraz szkoła.

Jedziemy razem?

Dlaczego nie odpowiadasz?

Śpisz jeszcze?

Idę po ciebie.

Kochanie...

Darcy no.

Jadę.

Wychodzisz?

Lala...

Darcy: PRZESTAŃ PISAĆ FRAJERZE.

Harry: Uuu ostro. Wychodzisz?

Darcy: Mamy odwołaną biologię Dzięki za pobudkę KOCHANIE.

Harry: Otwórz okno.

Darcy: Wejdź raz jak człowiek drzwiami, nie każ mi wychodzić z łóżka.

Harry: Proszę.

Odłożyłam telefon i wzdychając głośno, wstałam i otworzyłam okno. Korzystając z tego, że jeszcze go nie ma, zastanawiałam się, czy wrócić do łóżka. Ale jako, że mój najukochańszy chłopak nie liczy się z moimi potrzebami, to nie dam rady już dzisiaj spać. Wymaszerowałam więc z pokoju i poszłam do łazienki, aby pozbyć się tego niemiłego smaku w ustach. Kiedy wróciłam do pokoju, Harry już siedział na parapecie i uśmiechał się szeroko.
-Ty nie masz serca. - Stwierdziłam i podeszłam do łóżka, a Harry ruszył za mną. Położyłam się z powrotem pod cieplutką kołderkę w zeberkę, mając nadzieję, że brunet chociaż leżeć mi pozwoli, ale zadowolona zauważyłam, że kładzie się obok, więc nie ma szans na wyciągnięcie mnie z łóżka przed dziewiątą.
-Oddałem je tobie. - Złożył na moich ustach krótki pocałunek. - Smakujesz miętą.
-To pasta do zębów. - Odpowiedziałam i ułożyłam głowę na torsie chłopaka. Owinął mnie ramieniem i pocałował w czubek głowy.
-Na prawdę masz zamiar tak leżeć do dziewiątej?
-Tak. - Odpowiedziałam krótko i zamknęłam oczy. Harry bawił się moimi włosami, przez co jeszcze bardziej chciało mi się spać.
-Będziesz spała?
-Mhmm. - Mruknęłam. Harry westchnął.
-Przepraszam za pobudkę. - Odgarnął włosy z mojej twarzy i próbował zapleść mi warkocza. Powoli nadchodził już mój wymarzony sen, ale mój telefon zaczął dzwonić. Odwróciłam się i sięgnęłam nad Harrym po telefon. Spojrzałam na ekran i już wiedziałam, że nie mogę prowadzić tej rozmowy przy brunecie.
-Masz być cicho. - Powiedziałam. Wcisnęłam zieloną słuchawkę  i przyłożyłam telefon do ucha. - Czy wy wszyscy się zmówiliście i uknuliście sobie przerwijmy-Darcy-jej-ukochany-piękny-sen-plan?
-Co? Rozmawiałaś już z kimś?
-Widocznie nie ty jedyna nie wiesz jak miły jest sen. - Harry zachichotał, na co obrzuciłam go karcącym spojrzeniem.
-Darcy, kto z tobą jest? - Świetnie. Pomyślałam.
-Nikt.
-Nie jestem nikim, jestem Harry. - Chłopak miał niezły ubaw, a że Cat świetnie znała jego głos, mogła rozszyfrować, że to z nim jestem, a on doskonale o tym wiedział.
-Macie imprezę piżamową beze mnie, czy coś się w nocy działo? - Jęknęłam zażenowana. Ona nie wiedziała o naszych doświadczeniach jeśli chodzi o sprawy łóżkowe, a raczej ich brak. - Nie ważne, po prostu liczę na to, że nie leżycie teraz oboje nago, bo stoję pod twoim domem i czekam na was.
-Nie mamy..
-Nie obchodzi mnie to, czekam, ja też cię kocham. - Cmoknęła w słuchawkę i rozłączyła się.
-Ona jest moją śmiercią...

~*~

Wyszłam z samochodu i od razu zapragnęłam wsiąść do niego z powrotem. Na dworze było tak zimno, że mróz niemal od razu zaczął szczypać moje policzki. W dodatku byłam bardzo śpiąca, przez Harry'ego i Cat. Byłam na nich zła na początku, ale kiedy Harry zaproponował mi swoje ramię jako poduszkę na biologii,postanowiłam, że im odpuszczę.
-Do zobaczenia na lunchu Elfie. - Powiedział brunet, owijając swoje ramię wokół mojej talii i ruszyliśmy w dwie różne strony do swoich szafek. - Ale się trzęsiesz. - Stwierdził.
-Bo jest mi cholernie zimno. - Niechętnie odsunęłam się od Harry'ego, żeby włożyć torbę z moimi rzeczami do szafki, bo od chłopaka zawsze biło ciepło. Od szafek przeszliśmy do naszej szatni, aby zdjąć nasze kurtki i zmienić buty z zimowych na jakieś trampki, czy jak w przypadku Harry'ego - Nike. Brunet od razu ściągnął swój czarny płaszcz, a ja zrobiłam to bardzo niechętnie, pozbawiając się kolejnego źródła jakiegokolwiek ciepła. Skrzywiłam się czując zmianę temperatury na skórze i przeklinałam mojego chłopaka, za to, że namówił mnie do założenia bluzki z krótkim rękawem tylko dlatego, że miała nadruk z literą "H", a miałam ją po starszej kuzynce Hannah.
-Myślę, że nienawidzę cię za twój dar przekonywania, bo umieram z zimna. - Harry spojrzał na mnie i zaśmiał się cicho. Zdjął swoją bluzę i oddał mi ją. Była zakładana przez głowę, więc nie byłam zadowolona, kiedy po założeniu jej moje włosy się potargały. Przygładziłam je dłońmi.
-Dzięki. Nie będzie ci zimno?
-Mi nigdy nie jest.
-To niesamowite jak bardzo się różnimy. Tobie wiecznie ciepło - mi zimno. Ty jesteś wysoki - ja przeciętna. Ty masz jasne oczy - ja ciemne. I jest wiele innych różnic, więc to na prawdę niesamowite.
-Przeciwieństwa się przyciągają, kochanie. - Uśmiechnęłam się, kiedy dłoń Harry'ego splotła się z moją. - Idziemy? - Pokiwałam głową i oboje ruszyliśmy do sali biologicznej. Bez książek, bo pani Parker zapowiedziała nam na dzisiejszą lekcję film.
-Teraz będę spać. - Oznajmiłam.
-Służę ramieniem.
-Pamiętam, jesteś mi to winien. - Wystawiłam język, co Harry skomentował cichym śmiechem.
-Chłopcy się na ciebie patrzą.
-Dlaczego, mam coś na twarzy?
-Nie. Dlatego. - Brunet podniósł nasze splecione dłonie na wysokość mojej twarzy. - No i masz na sobie moją bluzę. Poza tym wyglądasz pięknie. Ale myślę, że to przez tą bluzę, brzydalu ty mój.
-Słodzisz. - Powiedziałam ironicznie, ale uśmiechnęłam się i ścianęłam lekko jego dłoń. - Poza tym pewnie patrzą, bo idę z takim frajerem. - Uśmiechnęliśmy się do siebie.
-Nasz związek to niewątpliwie jest cel wszystkich par świata.
-Nigdy im się nie uda, bo jesteśmy jedyni w swoim rodzaju. - Stwierdziłam, wchodząc już do klasy. Byłam zadowolona z faktu, że okna były zasłonięte werdikalami i w pomieszczeniu panował półmrok. Pani Parker siedziała za swoim biurkiem, przy komputerze, a na ścianie pojawił się rzut z projektora. Nauczycielka popatrzyła na mnie i Harry'ego, kiedy siadaliśmy w naszej ławce, a potem policzyła wszystkich uczniów w klasie i zaznaczyła obecność w dzienniku.
-Przypominam, że mimo iż będziemy oglądać film i nie będziemy pisać, ani używać książki, wciąż nie wolno wam wyjmować telefonów, ani innych urządzeń, ani jedzenia. Mam nadzieję, że się rozumiemy i możemy zacząć oglądać. - Pani Parker nie czekała na nasze potwierdzenie, czy cokolwiek innego, tylko usiadła przed monitorem i odtworzyła film. Harry siadł bokiem do tablicy i oparł się o ścianę. Poczułam jak przyciąga mnie do siebie, a moje plecy delikatnie zderzyły się z jego torsem już chwilę później, sprawiając, że siedziałam między jego udami. Przytulił głowę do mojej szyi, opierając brodę o moje ramię, a jego ręce oplotły mnie, łącząc nasze dłonie razem. Byłam zadowolona, bo mogliśmy siedzieć w ten sposób, a nauczycielka nie zwracała na nas uwagi. Byłam bardzo niewyspana, ale starałam się skupić na filmie, ponieważ jego temat był dosyć istotny, a ja średnio go rozumiałam.
-Nudzi mnie to. - Jęknął cicho Harry.
-Shh. - Odszeptałam. Harry cicho westchnął, ale przez resztę lekcji siedział cicho.
Wraz z dźwiękiem dzwonka wstałam z mojego krzesła i razem z brunetem wyszłam z klasy.
-O cholera, moje oczy. - Zasłoniłam światło padające z długich lamp na suficie dłonią. - To boli.
-Wiem co czujesz, ale chodź, dasz radę, jesteś dzielną dziewczynką.
-Spadaj. - Powiedziałam krótko i ruszyłam wzdłuż korytarza. Harry dotrzymywał mi kroku przez całą drogę do szafki, a potem do klasy, gdzie oboje mieliśmy lekcję edukacji seksualnej.

~*~

-Dlaczego Avana nie ma w szkole? - Zapytałam Cat, wychylając się zza Harry'ego.
-Źle się czuje. - Odpowiedziała. - Czy ta kolejka w ogóle chociaż trochę się zmniejsza?
-Uhm, nie, nie sądzę. - Wyjrzałam ponownie zza Harry'ego, aby spojrzeć na przyjaciółkę. Brunet przytrzymał się mojej dłoni i powoli klęknął na jedno kolano.
-Wejdziesz za mnie? - Zapytał mnie.
-Co robisz?
-But mi się rozwiązał. - Wyjaśnił i wziął się za wiązanie sznurówek w jego czarnych Nike. - I pytałem czy wejdziesz za mnie, bo wtedy będę bliżej początku kolejki i wcześniej dostanę swój lunch, a ty będziesz mogła swobodnie rozmawiać z Elfem. - Cat popatrzyła na nas i wybuchła śmiechem. Mój chłopak wstał i i popatrzył na nią zdezorientowany, tak samo jak i ja.
-O co chodzi? - Zapytał.
-Myślałam, że jej się oświadczasz.
-Oh. - Harry odwrócił się do mnie i uśmiechnął tak pięknie. Odwzajemniłam jego gest, to faktycznie była zabawna sytuacja. - To wejdziesz za mnie?
-Nie. - Pokazałam mu język. Zaśmiał się cicho. Złapał mnie w talii, podniósł lekko i zamienił nas miejscami.
-Mi się nie odmawia, kochanie. - Jego palec wskazujący odbił się od czubka mojego nosa, a potem brunet przytulił się do moich pleców, kładąc głowę na moim ramieniu.
-Wiecie, czuję się zazdrosna, bo nie ma tu Avana. - Cat założyła ręce na piersi i spojrzała na nas z udawanym smutkiem.
-No chodź Elfie. - Harry wyciągnął ręce do Cat i podszedł bliżej niej. Dziewczyna się odsunęła.
-Nie aż tak! -