czwartek, 12 lutego 2015

37. Pustka

DPOV

Wtorek

Harry nie dawał znaku życia od wczoraj. Bez sensu wpatrywałam się wieczorem w okno, z nadzieją, że zapali światło i chociaż pośle mi delikatny uśmiech. Cokolwiek, żebym wiedziała co się z nim dzieje. Ale on zniknął. Nie było go w domu, nie odpowiadał na telefony i sms'y, nie wiedziałam gdzie jest i co się z nim dzieje. To mnie niszczyło. Pierwszą noc zniosłam całkiem dobrze... w porównaniu z kolejnymi. Nie obyło się bez czarnych scenariuszy dotyczących Harry'ego. Miliony ciemnych scen przelatywały przez moją zmęczoną głowę.

Zmęczoną czekaniem.. na co?

Na jakikolwiek odzew od mojego chłopaka.

Uczucie, kiedy nie wiesz co dzieje się z twoją drugą połówką wyniszcza cię. Chodzisz w kółko po pokoju, w oczekiwaniu na odpowiedź na sms, którego wysłałaś godziny temu. Patrzysz z nadzieją w okna, bo tak bardzo chcesz go w nich zobaczyć i płaczesz po nocach, bo takie rzeczy się nie dzieją. Wiedziałam, że coś jest nie tak, czułam to i byłam tego pewna. Wydzwaniałam i pisałam, jeszcze kilka razy byłam w domu bruneta. Nie było nikogo. Harry'ego, Gemmy, Lou, Eleanor. Dom stał kompletnie pusty. Bez żywej duszy w środku. Myśląc o tym zachciało mi się płakać i nie do końca byłam zadowolona, że musiałam to opowiadać. Na głos. Przyznać się przed samą sobą, jak bardzo martwię się o chłopaka i czego się obawiam. Bez płaczu? Przecież to nie jest wykonalne. Walczyłam ze łzami, ale w końcu zebrałam w sobie siłę i podniosłam wzrok znad moich palców na wysokość twarzy mojej przyjaciółki, w tej samej chwili przełykając łzy.
-Nie ma Harry'ego. I nie wiem gdzie jest. - Mimo tego jak bardzo byłam pewna mojej silnej woli, mój głos był słaby. Ja byłam słaba. Cała moja pewność siebie w tamtej chwili była tylko iluzją. Nie miałam odwagi wypowiedzieć na głos najczarniejszych scenariuszy, jakie chodziły mi po głowie, jak i zwykłych przypuszczeń, kiedy wydawało mi się, że brunet tylko odwiedza rodzinę i zostawił komórkę w domu. I starałam się w to wierzyć, nawet jeśli doskonale wiedziałam, że chłopak zna mój numer na pamięć, a nie ma opcji, żeby wszyscy domownicy zapomnieli o swoich komórkach. I nawet jeśli przypuszczałabym, że zatrzasnął się w łazience z rodzeństwem i El i wyłączyli mu prąd, to wciąż wolałam wierzyć w tak absurdalną wersję niż w jakiś wypa... To nie jest pocieszające. - Nie odzywa się do mnie, nie odbiera telefonów i nie odpisuje na sms'y. Nie wiem co się dzieje, ta sytuacja jest głupia. - Rzuciłam się plecami na miękką pościel Cat. Od razu uderzył we mnie charakterystyczny zapach lawendy, który zawsze bił od dziewczyny na odległość metra, lub więcej. Z pozoru tak delikatny zapach, mógł być jednak mocno wyczuwalny.
-Mała, on wróci. Przysięgam.
-Skąd wiesz? - Uniosłam się na łokciach i z zaciekawieniem obserwowałam, jak na twarz brunetki wchodzi zmieszanie.
-A to nie oczywiste?
-Nie wiem, niech to gówno się skończy. - Opadłam znów na łóżko, zakrywając twarz dłońmi.
-Już niedługo. Zobaczysz. - Cat delikatnie pogładziła mnie po ramieniu.
-Niczego nie mogę być pewna. - Pociągnęłam nosem, rzuciwszy krótkie spojrzenie przez okno. Cholerne przyzwyczajenie. Naprawdę miałam nadzieję zobaczyć tam czekającego, aż go wpuszczę bruneta. - Do tego jeszcze ten cholerny Trace.
-No właśnie opowiedz mi o tym.
-No bo on jest takim jebanym nachalnym zakochanym we mnie chłopakiem. Nienawidzę tego jak na mnie napiera, bo nagle znikąd się wzięła jakaś wielka miłość. Stawił mi wczoraj ultimatum. "Zostawię cię w spokoju, ale spełnisz moje dwa warunki".
-Było to zrobić.
-Oszalałaś? Prosił o taniec i pocałunek, jest chory. Nie zdradzę Harry'ego dla świętego spokoju ze strony Trace'a, chyba żartujesz. To, że go nie ma teraz, sprawia mi wystarczająco bólu, nie dałabym rady, gdyby odszedł na zawsze. Kocham go.
-Spokojnie.
-Nie mogę być spokojna, martwię się o niego!
-Wiem, ale on wróci. Niedługo.
-Wiesz coś o tym prawda? - Spojrzałam na przyjaciółkę.
-Wiem. - Cóż... Ałć? - Ale nie mogę ci powiedzieć. - Zajebiście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz