piątek, 20 lutego 2015

41. Żegnaj.

DPOV

Otwieram oczy. Moje usta łapczywie nabierają powietrza, brakuje mi go. Powietrza, jego, to to samo. On jest powietrzem. Moim powietrzem. I tak jak teraz potrzebowałam tlenu, tak potrzebowałam jego. Podniosłam się do pozycji siedzącej i oparłam czoło o kolana, które obięłam ramionami i złączyłam razem moje dłonie. Mój oddech wciąż był niespokojny, nie potrafiłam się uspokoić. Jak to możliwe, że można za kimś tęsknić tak bardzo? Czy mam mu za złe? Nie, chyba nie. Zrobił to, bo musiał. Tak należało. I mimo wszystko jestem mu wdzięczna. Jednak to boli. Płakałam. Znowu. Miałam już mokre policzki od łez, chociaż obudziłam się dosłownie mniej niż minutę temu. Podobno płaczę przez sen. Cóż, to możliwe. Kiedy się tęskni, płacze się po nocach, a niewygasłe uczucie nie daje mi spać i ta bezsenność daje mi się we znaki. Tyle razy chciałam wziąć telefon i zadzwonić do niego. Tak po prostu, żeby usłyszeć jego głos. Dowiedzieć się jak życie, jeśli w ogóle je ma. Czy żyje. No właśnie. I tyle razy ile chcę to zrobić, tyle razy zaczynam rozumieć, że nie mogę. Pamiętam co mi powiedział.

-Musimy porozmawiać. - Jego oczy miały taką zimną barwę, jednak były opuchnięte i mimo tego, że chciał wyglądać tak, jakby nie przejmował się niczym, jego oczy właśnie zdradzały, że płakał. Płakał i robił to przez dłuższy czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz