sobota, 14 lutego 2015

39. Walentynki

DPOV

Weszłam do domu z reklamówkami w obu dłoniach, zawzięcie wykłócając się z Cat na temat tego, jak rzadko chodzę w spódnicach. Dziewczyna zawsze była zwolenniczką dziewczęcego ubioru, ja natomiast stawiałam na wygodę. Przyjaciółka próbowała mnie przekonać, aby to ona wybrała mi sukienkę na walentynkowy bal i już miałam głośno się sprzeciwić, kiedy zauważyłam siedzących na kanapie Avana, Trace'a i... Harry'ego. Z tej ostatniej osoby w ogóle się nie ucieszyłam, byłam na niego w tej chwili totalnie wściekła i nic nie potrafiło zmienić moich emocji w tamtym momencie. Moje serce przyspieszyło i miałam ochotę stamtąd uciec. Wciąż go kochałam, ale przez ponad tydzień mnie ignorował i zniknął, a ja nie wiedziałam nawet co się z nim dzieje. Jak miałam się zachować? Obie nagle zamilkłyśmy, jak i między chłopakami zapadła cisza. Powoli odłożyłam reklamówki na podłogę i zdjęłam kurtkę, unikając wzroku bruneta.
-Jeśli w ogóle pójdę. - Powiedziałam w końcu do Cat, przerywając tym ciszę, panującą w pokoju. Zmarszczyła brwi.
-Co?
-Wiesz. Nie pójdę sama. A skoro mam iść z kimś to może jednak pójdę z kimś dla kogo coś znaczę. - Spojrzałam na Trace'a dosłownie na chwilę. Może grałam nieczysto, może robiłam szatynowi niepotrzebną nadzieję, ale chciałam dać Harry'emu do zrozumienia, że ja też mam uczucia i cierpiałam, kiedy on mnie po chamsku olewał. Chciałam mu pomóc zwrócić na mnie uwagę. - Bo może nie warto iść z kimś, kto przez tydzień nie odzywa się do ciebie ani słowem.
-Warto. - Harry zabrał głos, patrząc mi prosto w oczy. Wszyscy spojrzeli w jego kierunku.
-Nie. Nie powinnam się przejmować ludźmi, którzy olewają mnie kompletnie przez tyle czasu i nie liczą się z tym, że mogę płakać za nimi po nocach. Nie mam zamiaru nigdy więcej za tobą płakać, rozumiesz? - Westchnęłam z całych sił powstrzymując łzy. Harry odniósł się i szybko znalazł się naprzeciw mnie. - Co on tu w ogóle robi?
-Nie rób scen, Darlene. - Powiedział poważnym tonem. Właśnie to ma mi do powiedzenia po tym, jak ja wypłakiwałam za nim oczy, obawiając się najgorszego? Bez wahania uderzyłam go z otwartej dłoni w twarz, zostawiając na jego policzku czerwony ślad. Zasłużył. Wziął głęboki oddech, więżąc moje nadgarstki w swoich dużych dłoniach. Zerknęłam przez jego ramię. Trace siedział wyraźnie rozbawiony całą sytuacją, a Cat i Avan nie byli w stanie wydusić z siebie słowa. - Chodź. - Harry pociągnął mnie w stronę kuchni, aby nasze towarzystwo nie słyszało rozmowy, jednak stąd doskonale mogliśmy utrzymywać z nimi kontakt wzrokowy i co chwilę posyłałam Cat pojedyncze spojrzenia. - Porozmawiajmy.
-No i co masz zamiar mi powiedzieć? - Patrzyłam hardo w jego zielone oczy, zaniskając szczękę, bo istniało spore ryzyko, że zacznę płakać.
-Kocham cię. - Szepnął.
-To wszystko?
-Nie, wytłumaczę ci wszystko.
-To nie jest ani czas, ani miejsce. - Przeniosłam wzrok z chłopaka na Cat. - Myślę, że wrócę do domu. Cześć. - Oznajmiłam znajomym i rzucając tylko jedno rozzłoszczone spojrzenie brunetowi, wyszłam, po drodze zabierając kurtkę. Harry wyszedł za mną, co ani trochę mnie nie zaskoczyło. Ale nie miałam zamiaru nic z tym zrobić.
-Zaczekaj! - Prychnęłam.
-Mam nadzieję, że bawiłeś się dobrze. Gdziekolwiek byłeś, dupku. - Nie odwracałam się już. Po prostu weszłam do domu, gdzie dopiero wtedy mogłam dać upust wszystkim emocjom. Jestem taka słaba, osuwając się po drzwiach na zimne panele, taka słaba odbierając szansę wyjaśnienia mi całej sytuacji Harry'emu. Ja po prostu tego nie zniosę.

Dzień później
 
 No więc to właśnie dzisiaj. Dzień zakochanych. Pierwszy, który mogę obchodzić, ale nie jestem w stanie. Rano w ogóle nie chciało mi się wstać. Od razu przy śniadaniu uderzyła mnie ta aura walentynek, kiedy to mój tata wszedł do domu z bukietem czerwonych róż dla mamy i jedną białą dla mnie. Ale ja wciąż nie miałam najmniejszej ochoty na jakiś dzień zakochanych.

Bo moja walentynka i ja byliśmy pokłóceni.

Pożegnałam się z rodzicami i otworzyłam drzwi. Patrzyłam w stronę kuchni, więc nie mogłam zauważyć chłopaka, który stał w drzwiach i po zrobieniu kroku w przód zderzyłam się z jego torsem.
- Potrzebujemy rozmowy, jestem ci winien wyjaśnienia. - Spojrzałam w górę, gdzie zielone smutne oczy wpatrywały się w moje. - Musisz wiedzieć, że nie wyjechałbym, gdyby nie Devon. To jest jedyna rzecz, którą mogę ci o tym powiedzieć. Zrobiłem wszystko dla twojego bezpieczeństwa, bo cię kocham, tak? Gdyby nie to, że jesteś najcenniejszą osobą, którą mam, nie wyjeżdżałbym, ale zależy mi na tobie i na tym, abyś była bezpieczna. Nigdy nie mów, że nic dla mnie nie znaczysz, bo jesteś moim całym światem. Kiedyś zrozumiesz dlaczego wyjechałem, ale nie teraz, to nie jest miejsce i czas. - Popatrzyłam w jego zielone oczy, które nie wyrażały niczego innego, jak troski.
-Masz rację, to nie jest miejsce i czas. Tak samo jak nie jest to dla mnie łatwa sytuacja. Wyjechałeś na tydzień bez słowa, jak miałam się wczoraj zachować? - Odruchowo spojrzałam na jego policzek, na którym widniał jeszcze lekko czerwony ślad mojej dłoni. Już prawie niewidoczny. - Przepraszam, ale spieszę się do szkoły, porozmawiamy kiedy indziej.
-Ale ja chcę teraz.
-A ja chciałam żebyś wrócił. Czekałam tydzień. - Patrzyłam twardo w jego oczy, aż w końcu wyminęłam go i ruszyłam do mojego samochodu. Słyszałam jak przeklął pod nosem, kiedy się oddalałam. Dla mnie też to wszystko nie było łatwe. Chciałam mu wybaczyć, ale to nie jest możliwe od tak, zranił mnie. To nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać. Czułam się winna za to, że go wczoraj uderzyłam, nawet jeśli płakałam za nim cały tydzień, nie chciałam zadawać mu bólu. Robisz to, nie wybaczając mu. Podpowiadała mi moja podświadomość, jednak nie słuchałam, bo nie potrafiłam. Porozmawiamy. Odpaliłam samochód i pociągnęłam nosem. Płakałam? Po otarciu policzków, odpaliłam samochód i wyjechałam z podwórka. Nie ma opcji, nie zdążę na biologię, tak samo jak i na nią nie pójdę. Nie wejdę do klasy cała zapłakana w  środku lekcji, tylko po to, żeby potem tłumaczyć się przed wszystkimi, dlaczego płaczę. Postanowiłam posiedzieć  w szatni, albo w samochodzie, cokolwiek, bylebym mogła się uspokoić. Całą drogę próbowałam powstrzymać  łzy, rozważałam nawet powrót  do domu, ale nie mogę ciągle opuszczać lekcji,  ani uciekać od Harry'ego.

HPOV

Ściskając w dłoni małe czarne pudełeczko patrzyłem, jak Darcy wkłada do swojej szafki książki. Widok jej płaczącej sprawiał, że miałem ochotę sam sobie przypierdolić za to, że robi to przeze mnie. Widziałem jak pociąga noskiem i ociera policzki nadgarstkami. Moja malutka krucha dziewczynka. Dzisiaj muszę wszystko naprawić. Podejdę, powiem jej wszystko co czuję, co czułem, gdy nie było jej obok. Potem będę traktował ją jak moją księżniczkę, a wieczorem zabiorę ją na bal. Wiem, że będzie wyglądała pięknie i każdy chłopak będzie mi jej zazdrościł. Ale jest moja. Nikt nie będzie w stanie dać jej więcej  miłości, niż ja. Nikt nigdy nie pokocha jej równie mocno. Powoli podszedłem w jej kierunku, starając się zrobić to bezgłośnie.
-Walentynko... - Szepnąłem, czekając aż brunetka się do mnie odwróci. Zlękła się, ale kiedy tylko jej oczy spotkały się z moimi, jakby delikatnie się uspokoiła. Spuściła wzrok. Jej rzęsy były pozlepiane przez łzy.
-Daj mi pomyśleć, porozmawiamy po szkole. - Próbowała odejść, ale złapałem ją za nadgarstek i pociągnąłem w swoją stronę. Wsunąłem czarne pudełeczko do tylnej kieszeni spodni. Dziewczyna nie patrzyła na mnie. Z jej czekoladowych oczu wciąż wypływały łzy, a ona rejestrowała wzrokiem każdy możliwy szczegół na korytarzu, poza mną. Oparłem ją delikatnie plecami o szafki i uniosłem jej podbródek, zmuszając ją do spojrzenia na mnie. Patrząc mi w oczy zadała mi cios prosto w serce, jej oczy były tak smutne, przez moją osobę i to zadawało mi ogromny ból.
-Porozmawiamy teraz. - Położyłem dłonie na jej policzkach i otarłem łzy kciukami. - Nie chcę cię krzywdzić. Przysięgam, że nigdy nie zrobiłbym tego świadomie, rozumiesz? Jesteś dla mnie najważniejszą osobą w życiu, okej?. Jeżeli robię coś, żeby cię chronić, czasem muszę wyjechać. Wiem, że możesz przez to cierpieć, ale jeżeli zależy mi na twoim życiu i bezpieczeństwie, to tak musi być. Kocham cię i wszystko to robię dla ciebie i tylko dla ciebie. Okej? - Spojrzała na mnie niepewnie. - Przepraszam. Nie ma na świecie drugiego człowieka, który mógłby pokochać kogoś tak mocno, jak ja kocham ciebie. Dobrze wiesz, że mam ochotę zranić każdą osobę, przez którą płakałaś, tak samo jak ona skrzywdziła ciebie, dlatego tak źle jest mi z tym, że stałem się jedną z nich. Nigdy więcej nie chcę widzieć łez na twojej twarzy, to jest dla mnie bardzo duży cios. Wiesz o tym? Wiesz, że twój uśmiech jest najcenniejszą rzeczą jaką mam? Wiesz, że zależy mi na tobie bardziej niż na kimkolwiek innym i że twoje szczęście jest dla mnie tysiąc razy ważniejsze niż moje? Twoje szczęście, to moje szczęście. Ty jesteś moim szczęściem. Naprawdę nie chcę, żeby między nami było tak jak teraz jest. Chcę móc znowu przytulać się do ciebie przy każdej możliwej okazji, całować cię, kiedy mam na to ochotę i powtarzać ci jak bardzo cię kocham. Byliśmy jednością, nie rozpadajmy się. - Jej oczy cały czas pozostawały w kontakcie wzrokowym z moimi. Nie wiedziała jak się zachować. Wpatrywała się we mnie bez słowa. - Jestem tu dla ciebie.
-Zawsze byłeś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz