DPOV
Weszłam do domu z reklamówkami w obu dłoniach, zawzięcie wykłócając
się z Cat na temat tego, jak rzadko chodzę w spódnicach. Dziewczyna
zawsze była zwolenniczką dziewczęcego ubioru, ja natomiast stawiałam na
wygodę. Przyjaciółka próbowała mnie przekonać, aby to ona wybrała mi
sukienkę na walentynkowy bal i już miałam głośno się sprzeciwić, kiedy
zauważyłam siedzących na kanapie Avana, Trace'a i... Harry'ego. Z tej
ostatniej osoby w ogóle się nie ucieszyłam, byłam na niego w tej chwili
totalnie wściekła i nic nie potrafiło zmienić moich emocji w tamtym
momencie. Moje serce przyspieszyło i miałam ochotę stamtąd uciec. Wciąż
go kochałam, ale przez ponad tydzień mnie ignorował i zniknął, a ja nie
wiedziałam nawet co się z nim dzieje. Jak miałam się zachować? Obie
nagle zamilkłyśmy, jak i między chłopakami zapadła cisza. Powoli
odłożyłam reklamówki na podłogę i zdjęłam kurtkę, unikając wzroku
bruneta.
-Jeśli w ogóle pójdę. - Powiedziałam w końcu do Cat, przerywając tym ciszę, panującą w pokoju. Zmarszczyła brwi.
-Co?
-Wiesz.
Nie pójdę sama. A skoro mam iść z kimś to może jednak pójdę z kimś dla
kogo coś znaczę. - Spojrzałam na Trace'a dosłownie na chwilę. Może
grałam nieczysto, może robiłam szatynowi niepotrzebną nadzieję, ale
chciałam dać Harry'emu do zrozumienia, że ja też mam uczucia i
cierpiałam, kiedy on mnie po chamsku olewał. Chciałam mu pomóc zwrócić
na mnie uwagę. - Bo może nie warto iść z kimś, kto przez tydzień nie
odzywa się do ciebie ani słowem.
-Warto. - Harry zabrał głos, patrząc mi prosto w oczy. Wszyscy spojrzeli w jego kierunku.
-Nie.
Nie powinnam się przejmować ludźmi, którzy olewają mnie kompletnie
przez tyle czasu i nie liczą się z tym, że mogę płakać za nimi po
nocach. Nie mam zamiaru nigdy więcej za tobą płakać, rozumiesz? -
Westchnęłam z całych sił powstrzymując łzy. Harry odniósł się i szybko
znalazł się naprzeciw mnie. - Co on tu w ogóle robi?
-Nie rób
scen, Darlene. - Powiedział poważnym tonem. Właśnie to ma mi do
powiedzenia po tym, jak ja wypłakiwałam za nim oczy, obawiając się
najgorszego? Bez wahania uderzyłam go z otwartej dłoni w twarz,
zostawiając na jego policzku czerwony ślad. Zasłużył. Wziął głęboki
oddech, więżąc moje nadgarstki w swoich dużych dłoniach. Zerknęłam przez
jego ramię. Trace siedział wyraźnie rozbawiony całą sytuacją, a Cat i
Avan nie byli w stanie wydusić z siebie słowa. - Chodź. - Harry
pociągnął mnie w stronę kuchni, aby nasze towarzystwo nie słyszało
rozmowy, jednak stąd doskonale mogliśmy utrzymywać z nimi kontakt
wzrokowy i co chwilę posyłałam Cat pojedyncze spojrzenia. -
Porozmawiajmy.
-No i co masz zamiar mi powiedzieć? - Patrzyłam
hardo w jego zielone oczy, zaniskając szczękę, bo istniało spore ryzyko,
że zacznę płakać.
-Kocham cię. - Szepnął.
-To wszystko?
-Nie, wytłumaczę ci wszystko.
-To
nie jest ani czas, ani miejsce. - Przeniosłam wzrok z chłopaka na Cat. -
Myślę, że wrócę do domu. Cześć. - Oznajmiłam znajomym i rzucając tylko
jedno rozzłoszczone spojrzenie brunetowi, wyszłam, po drodze zabierając
kurtkę. Harry wyszedł za mną, co ani trochę mnie nie zaskoczyło. Ale nie
miałam zamiaru nic z tym zrobić.
-Zaczekaj! - Prychnęłam.
-Mam
nadzieję, że bawiłeś się dobrze. Gdziekolwiek byłeś, dupku. - Nie
odwracałam się już. Po prostu weszłam do domu, gdzie dopiero wtedy
mogłam dać upust wszystkim emocjom. Jestem taka słaba, osuwając się po
drzwiach na zimne panele, taka słaba odbierając szansę wyjaśnienia mi
całej sytuacji Harry'emu. Ja po prostu tego nie zniosę.
Dzień później
No więc to właśnie dzisiaj.
Dzień zakochanych. Pierwszy, który mogę obchodzić, ale nie jestem w
stanie. Rano w ogóle nie chciało mi się wstać. Od razu przy śniadaniu
uderzyła mnie ta aura walentynek, kiedy to mój tata wszedł do domu z
bukietem czerwonych róż dla mamy i jedną białą dla mnie. Ale ja wciąż
nie miałam najmniejszej ochoty na jakiś dzień zakochanych.
Bo moja walentynka i ja byliśmy pokłóceni.
Pożegnałam
się z rodzicami i otworzyłam drzwi. Patrzyłam w stronę kuchni, więc nie
mogłam zauważyć chłopaka, który stał w drzwiach i po zrobieniu kroku w
przód zderzyłam się z jego torsem.
- Potrzebujemy rozmowy, jestem
ci winien wyjaśnienia. - Spojrzałam w górę, gdzie zielone smutne oczy
wpatrywały się w moje. - Musisz wiedzieć,
że nie wyjechałbym, gdyby nie Devon. To jest jedyna rzecz, którą mogę ci
o tym powiedzieć. Zrobiłem wszystko dla twojego bezpieczeństwa, bo cię
kocham, tak? Gdyby nie to, że jesteś najcenniejszą osobą, którą mam, nie
wyjeżdżałbym, ale zależy mi na tobie i na tym, abyś była bezpieczna.
Nigdy nie mów, że nic dla mnie nie znaczysz, bo jesteś moim całym
światem. Kiedyś zrozumiesz dlaczego wyjechałem, ale nie teraz, to nie
jest miejsce i czas. - Popatrzyłam w jego zielone oczy, które nie
wyrażały niczego innego, jak troski.
-Masz rację, to nie jest
miejsce i czas. Tak samo jak nie jest to dla mnie łatwa sytuacja.
Wyjechałeś na tydzień bez słowa, jak miałam się wczoraj zachować? -
Odruchowo spojrzałam na jego policzek, na którym widniał jeszcze lekko
czerwony ślad mojej dłoni. Już prawie niewidoczny. - Przepraszam, ale
spieszę się do szkoły, porozmawiamy kiedy indziej.
-Ale ja chcę teraz.
-A
ja chciałam żebyś wrócił. Czekałam tydzień. - Patrzyłam twardo w jego
oczy, aż w końcu wyminęłam go i ruszyłam do mojego samochodu. Słyszałam
jak przeklął pod nosem, kiedy się oddalałam. Dla mnie też to wszystko
nie było łatwe. Chciałam mu wybaczyć, ale to nie jest możliwe od tak,
zranił mnie. To nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać. Czułam
się winna za to, że go wczoraj uderzyłam, nawet jeśli płakałam za nim
cały tydzień, nie chciałam zadawać mu bólu. Robisz to, nie wybaczając mu. Podpowiadała
mi moja podświadomość, jednak nie słuchałam, bo nie potrafiłam.
Porozmawiamy. Odpaliłam samochód i pociągnęłam nosem. Płakałam? Po
otarciu policzków, odpaliłam samochód i wyjechałam z podwórka. Nie ma
opcji, nie zdążę na biologię, tak samo jak i na nią nie pójdę. Nie wejdę
do klasy cała zapłakana w środku lekcji, tylko po to, żeby potem
tłumaczyć się przed wszystkimi, dlaczego płaczę. Postanowiłam
posiedzieć w szatni, albo w samochodzie, cokolwiek, bylebym mogła się
uspokoić. Całą drogę próbowałam powstrzymać łzy, rozważałam nawet
powrót do domu, ale nie mogę ciągle opuszczać lekcji, ani uciekać od
Harry'ego.
HPOV
Ściskając w
dłoni małe czarne pudełeczko patrzyłem, jak Darcy wkłada do swojej
szafki książki. Widok jej płaczącej sprawiał, że miałem ochotę sam sobie
przypierdolić za to, że robi to przeze mnie. Widziałem jak pociąga
noskiem i ociera policzki nadgarstkami. Moja malutka krucha dziewczynka.
Dzisiaj muszę wszystko naprawić. Podejdę, powiem jej wszystko co czuję,
co czułem, gdy nie było jej obok. Potem będę traktował ją jak moją
księżniczkę, a wieczorem zabiorę ją na bal. Wiem, że będzie wyglądała
pięknie i każdy chłopak będzie mi jej zazdrościł. Ale jest moja. Nikt
nie będzie w stanie dać jej więcej miłości, niż ja. Nikt nigdy nie
pokocha jej równie mocno. Powoli podszedłem w jej kierunku, starając się
zrobić to bezgłośnie.
-Walentynko... - Szepnąłem, czekając aż
brunetka się do mnie odwróci. Zlękła się, ale kiedy tylko jej oczy
spotkały się z moimi, jakby delikatnie się uspokoiła. Spuściła wzrok.
Jej rzęsy były pozlepiane przez łzy.
-Daj mi pomyśleć,
porozmawiamy po szkole. - Próbowała odejść, ale złapałem ją za
nadgarstek i pociągnąłem w swoją stronę. Wsunąłem czarne pudełeczko do
tylnej kieszeni spodni. Dziewczyna nie patrzyła na mnie. Z jej
czekoladowych oczu wciąż wypływały łzy, a ona rejestrowała wzrokiem
każdy możliwy szczegół na korytarzu, poza mną. Oparłem ją delikatnie
plecami o szafki i uniosłem jej podbródek, zmuszając ją do spojrzenia na
mnie. Patrząc mi w oczy zadała mi cios prosto w serce, jej oczy były
tak smutne, przez moją osobę i to zadawało mi ogromny ból.
-Porozmawiamy
teraz. - Położyłem dłonie na jej policzkach i otarłem łzy kciukami. -
Nie chcę cię krzywdzić. Przysięgam, że nigdy nie zrobiłbym tego
świadomie, rozumiesz? Jesteś dla mnie najważniejszą osobą w życiu,
okej?. Jeżeli robię coś, żeby cię chronić, czasem muszę wyjechać. Wiem,
że możesz przez to cierpieć, ale jeżeli zależy mi na twoim życiu i
bezpieczeństwie, to tak musi być. Kocham cię i wszystko to robię dla
ciebie i tylko dla ciebie. Okej? - Spojrzała na mnie niepewnie. -
Przepraszam. Nie ma na świecie drugiego człowieka, który mógłby pokochać
kogoś tak mocno, jak ja kocham ciebie. Dobrze wiesz, że mam ochotę
zranić każdą osobę, przez którą płakałaś, tak samo jak ona skrzywdziła
ciebie, dlatego tak źle jest mi z tym, że stałem się jedną z nich. Nigdy
więcej nie chcę widzieć łez na twojej twarzy, to jest dla mnie bardzo
duży cios. Wiesz o tym? Wiesz, że twój uśmiech jest najcenniejszą rzeczą
jaką mam? Wiesz, że zależy mi na tobie bardziej niż na kimkolwiek innym
i że twoje szczęście jest dla mnie tysiąc razy ważniejsze niż moje? Twoje szczęście, to moje szczęście. Ty jesteś moim szczęściem.
Naprawdę nie chcę, żeby między nami było tak jak teraz jest. Chcę móc
znowu przytulać się do ciebie przy każdej możliwej okazji, całować cię,
kiedy mam na to ochotę i powtarzać ci jak bardzo cię kocham. Byliśmy
jednością, nie rozpadajmy się. - Jej oczy cały czas pozostawały w
kontakcie wzrokowym z moimi. Nie wiedziała jak się zachować. Wpatrywała się we mnie bez słowa. - Jestem tu dla ciebie.
-Zawsze byłeś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz