Poprawiłam torbę na ramieniu, kiedy zbiegałam w dół schodów, po czym weszłam do salonu. Eddie siedział na kolanach Harry'ego i bawił się jego loczkami. Przystanęłam w progu, aby móc patrzeć na ten uroczy widok. Mój braciszek próbował zrobić warkoczyka według instrukcji moich i Viol, które teraz głośno sobie przypominał.
-Z plawej do ślodka. I z lewej do ślodka. I z plawej. - Harry patrzył się tylko na niego z delikatnym uśmiechem i mogłam sobie tylko wyobrazić jak wspaniałym mój chłopak jest bratem. Właściwie nie mam zielonego pojęcia o jego rodzinie. Ani o rodzicach, ani o reszcie rodzeństwa. Wiem po prostu, że ich ma, ale mieszka oddzielnie. Eddie w pewnym momencie przestał bawić się brunatnymi włosami chłopaka i wsunął palec w dołeczek w policzku Harry'ego.
-Jak mama mówi, ze Dalsi wpadła po usy, to mówi ze wpadła w te dołki? - Mój braciszek zapytał wywołując cichy śmiech bruneta.
-A jak myślisz?
-Ze pewnie tak, bo cię kocha. A ty ją kochas? - Zagryzłam wargę i oparłam się o framugę.
-Bardzo. Jak nikogo innego.
-A za cio? - Eddie kontynuował swoje przesłuchanie.
-Bardzo ładnie się uśmiecha. I ma najładniejsze oczy na świecie.
-Ja tes mam takie! - Przerwał mu chłopiec. - I za co jesce?
-Słodko wygląda jak powiem jej coś śmiesznego. Bo udaje wtedy, że to wcale nie jest śmieszne, ale i tak widać, że chce jej się śmiać. I się mną bardzo dobrze opiekuje. Masz swojego misia, prawda? I kochasz go, bo jeśli się do niego przytulisz jest ci cieplej, milej i jesteś szczęśliwszy, jeśli masz go przy sobie, tak? Odgania wszystkie koszmary w nocy i pomaga ci pokonać strach, mam rację? I Darcy jest dla mnie jak twój miś dla ciebie. Kocham twoją siostrzyczkę, bo jest osobą, która na pewno potrafiłaby mnie zrozumieć zawsze i po prostu kocham ją za wszystko i za nic. Rozumiesz? Po prostu. Kocham w niej wiele rzeczy, ale miłość jest czymś czego nie da się wyjaśnić. Kocham, bo mnie w sobie rozkochała. No i przyznaj, że ładniejszej dziewczyny nie widziałeś.
-Widziałem tak samo ładną. Violet. Ale nie mozes pozwolić Dalsi płakać. Musis ją traktować jak księznickę.
-Jest moją księżniczką.
-To powiec jej to. - Eddie wskazał na mnie i nagle osłupiałam. Zielone tęczówki spojrzały głęboko w moje, odbierając mi mowę. Po prostu zapomniałam języka, którym się posługuję na codzień i nie mogłam znaleźć odpowiedniej reakcji na słowa mojego chłopaka.
-Ed, idź na górę, okej? - Zagadnął Harry.
-A będziecie się całować? - Brunet spojrzał na mnie z uśmiechem.
-Będziemy.
-Fuuuja. - Chłopiec pobiegł w stronę schodów, mijając mnie w drzwiach. Natychmiastowo podbiegłam do Harry'ego i oplotłam jego tors rękami.
-To były najpiękniejsze słowa jakie kiedykolwiek usłyszałam, Harry. - Chłopak odsunął mnie lekko od siebie i spojrzał w dół na moją twarz, co musiało wyglądać bardziej śmiesznie niż uroczo, bo musiałam zadzierać głowę do góry, aby na niego spojrzeć. Jego miękkie usta delikatnie musnęły moje.
-Najprawdziwsze jakie powiedziałem, księżniczko. - Uśmiechnęłam się. Stanęłam na palcach i objęłam szyję Harry'ego, aby móc go przytulić. Fakt, że stałam na czubkach palców, dodatkowo wspomagana przez ręce Harry'ego, dzięki którym mogłam utrzymać równowagę, pozwolił mi na umieszczenie policzka na ramieniu chłopaka i wsłuchiwanie się w jego miarowy oddech. Zawsze biło od niego takie ciepło, a jego koszulki pachniały bananami i pianką do golenia. Jego perfumy były bardzo delikatne, więc ich woń była bardzo słabo wyczuwalna. Kiedy tak staliśmy przytuleni w końcu zauważyłam jak Eddie wychyla się zza drzwi i unosi kciuk do góry. Uśmiechnęłam się tylko do niego, pokazując ten sam znak.
-Powiec, ze go kochas. - Polecił mi bezgłośnie braciszek.
-Kocham cię, Harry. - Brunet odchylił się ode mnie, żeby móc spojrzeć w moje oczy.
-Kocham cię bardziej. - Pocałował mnie długo. Od dzisiaj nowa żelazna zasada; zawsze słuchaj się Eddiego.
~*~
-Harry, kochanie, jak ty mi wyrosłeś! - To były pierwsze słowa babci mojego chłopaka, kiedy wyszła z samochodu. Od razu podbiegła do bruneta i wycałowała jego policzki, oczywiście Harry musiał się do tego schylić i kilka razy posłać mi błagalne spojrzenie, ale taki widok mnie bawił, więc musiał się z tym męczyć. Posłałam mu całusa, na co odpowedział mi następna-będziesz-ty spojrzeniem. - Pokaż mi tą swoją wybrankę serca. - Staruszka odwróciła się do mnie z szerokim sympatycznym uśmiechem. Nie mogła mieć więcej niż jakieś pięćdziesiąt-, lub sześćdziesiąt-parę lat.
-Babciu to jest Darlene, Darcy, to jest moja babcia Lily.
-Ulubiona babcia Lily.
-Moja jedyna babcia Lily.
Zaśmiałam się.
-Lily Cox. - Przedstawiła się kobieta. - Ale możesz mówić do mnie babciu. - Pani Cox mocno mnie przytuliła. To jest takie miłe. - Dobra maluchy. Czego nie powinnam mówić o tobie, Harry, słodziku, czym cię ten Louis karmi, jesteś jak wieża, zupełnie jak dziadek! Ale dawajcie mi te torby do bagażnika i pakować się do samochodu, możecie z tyłu, miejsca jest dużo i nie będziesz kierować Harry, wiem że uwielbiasz mój samochód, ale ci nie pozwolę. Po to tu przyjeżdżałam po was, bo jeździsz jak wariat jakiś, ja nie wiem, że ci Louis na to pozwala, zresztą ten też tak jeździ, jakby czasu nie było, jakby jaki pościg za nim jechał, no się dobraliście jeden z drugim. Zawsze tacy szybcy byli, przysięgam. Ja pamiętam jak jeszcze to takie małe zasrańce w pieluchach mi po podwórku latali za kotem, to sztuka było dogonić, zresztą cała brygada! Drużyna "demolka"! Gemma, Charlotte, wszyscy! Kochane małe psujące wszystko dzieciaki. Kiedyś upolowali zająca patykiem. Takie magiki. No, no wsiadajcie! - Dzieciństwo Harry'ego i wzmianka o jego rodzinie bardzo mnie zaciekawiły, ale wsiadłam razem z chłopakiem do auta, podczas gdy jego babcia zamykała bagażnik. - Zapinajcie pasy. - Było pierwszą rzeczą, którą usłyszeliśmy od babci Lily, kiedy wsiadła za kierownicę. - No to wam powiem, że Louis po wyjeździe z Tesco mi trochę opowiadał o waszej znajomości i dzisiaj pewnie mieliście wieczorek zapoznawczy, więc kazał wam dać oddzielne pokoje, bo podobno znacie się już wystarczająco dobrze. - Wymieniliśmy z Harrym znaczące spojrzenia, próbując się nie zaśmiać. - Ale dobra kobieta ze mnie, ja z dziadkiem już lekko przygłusi, to możecie sobie w jednym pokoju ten tydzień spędzić. - Jechaliśmy w stronę głównej drogi, po ulicy, która była dosyć wąska. W pewnym momencie z naprzeciwka wyjechał czarny sportowy samochód, który jechał środkiem drogi i ledwo minął rodzinne auto babci Lily. - No panie, co pan. Wariat jaki. Myśli, że jak sobie samochód z kaloryferem kupił, to jakiś lepszy jest? Tylko czekać, aż mu ten lakierowany spojlerek odpadnie. W ogóle to dokąd oni wszyscy tak jadą co? Ludzie! Jest sobota, siedzieć w domu, jak wolne od pracy, a nie się po świecie rozjeżdżać!
-Babciu... - Harry całkiem rozbawiony, zresztą podobnie do mnie, spojrzał w kierunku Pani Cox.
-No co? Tak samo na mnie patrzyłeś kiedyś jak zaczęłam twojej cioci opowiadać o tej dziewczynce. Tak ją kochał... Kiedyś mi mówił jaki to on był zakochany w swojej przyjaciółce, jak mi mówił jakie fajne ma włoski i oczka takie duże, chyba miał wtedy z osiem lat, ta jego dziewczynka często przyjeżdżała do mnie razem z nim i wiesz co? Całkiem do ciebie podobna, kochanie. - Babcia Lily spojrzała na mnie przez wsteczne lusterko i ciepło się uśmiechnęła.
-Babciu!
-No co?
-Bo to ona...
Babcia Lily umilkła. Spojrzała na nas i nawet trochę zwolniła.
-A pamięta jak cię ubrały z Lottie w strój księżniczki?
-Pamięta. - Harry posłał mi błagające spojrzenie, na co uśmiechnęłam się złośliwie.
-Właściwie możemy powspominać. - Babcia Lily posłała mi rozbawione spojrzenie, widocznie specjalnie to robiła. To miał być na prawdę tydzień pełen momentów kompromitujących mojego chłopaka, ale wynagrodzę mu to kiedyś jakoś. Jeśli to wytrzyma to go przytulę, kupię kwiatki i w ogóle upiekę szarlotkę, ale po prostu muszę trochę o tym posłuchać.
-No pamiętam kilka takich sytuacji. Założyłyście mu spódniczkę i zrobiłyście warkoczyki, jeszcze mu zrobiłyście skrzydła i przykleiłyście taśmą do pleców, nawet założyłyście mu biustonosz Gemmy! Najlepsza była chyba w tym wszystkim jego różdżka, trzymał banana. Mam nawet zdjęcia z tamtego dnia, jak dojedziemy to zrobię herbatę i obejrzymy. Wyglądał pięknie, a jaki szczęśliwy był! - Wybuchłam śmiechem, kiedy wyobraziłam sobie obrażonego bruneta w różowym stroju wróżki.
-Więc siedzę w samochodzie z bananową wróżką?
-Właśnie. - Uśmiechnęłam się do mojego chłopaka. - Właściwie teraz to on już wróżki nie przypomina, stał się już mężczyzną! Tylko włosy ma babskie. - Halo. Pomocy. Duszę się śmiechem.
-Bananowy rycerz. - Powiedziałam między spazmami śmiechu.
-I jego księżniczka. - Harry złapał moją rękę i uśmiechnął się tak pięknie jak to on potrafi.
-Ale to wcale nie było śmieszne, jeśli porównywać z kolejną historią. - Kontynuowała babcia. - Harry zawsze nosił ubrania po starszym bracie. Kąpielówki też.
-Kurcze, babciu... - Brunet zasłonił twarz dłońmi i odchylił głowę do tyłu.
-Cichaj, opowiadam. I jak był rozłożony u nich basen na urodziny Charlotte, to Harry miał na sobie jedne ze starych kąpielówek Lou. Wskoczył do wody i jak się tak pluskał to je zgubił. A potem biegał tak po podwórku. Na szczęście mieliście tylko po 5 lat to do końca mu to różnicy nie robiło. Ale taki nagusieńki jak go Pan Bóg stworzył, tak latał za tobą.
-Teraz nie ucieka. - Mruknął chłopak. - Nawet przeciwnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz