środa, 28 stycznia 2015

27. Kiedy niektóre sprawy wychodzą na jaw.

HPOV
-Zawsze będziesz się ubierał, zanim się obudzę? - Spojrzałem na Darcy, która z uśmiechem na ustach przeciągała się obok mnie. Odłożyłem telefon na szafkę, aby móc zawisnąć nad brunetką. Przybliżyłem się do niej tak, że nasze nosy się stykały.
-Pani chyba jest w dobrym humorze, co? - Jej uśmiech znacznie się powiększył.
-Ciekawe dlaczego.
-Wszystko w porządku? - Skinęła głową.
-HARRYYYY! - Usłyszałem jak Louis szarpie za klamkę drzwi do mojej sypialni. Gratulowałem sobie za zamknięcie ich wczoraj na klucz.
-JUŻ! Zakładaj moją koszulkę i bokserki i z powrotem pod kołdrę. - Tak jak poleciłem dziewczynie, tak zrobiła. Wstałem z łóżka, aby otworzyć Lou, który od razu wparował do sypialni zawieszając wzrok na Darcy. Przyjrzał się jej dokładnie.
-Ubierz się bezwstydniku, dama patrzy! -Wrzasnął na mnie.
-Jezu, po prostu chodzę bez koszulki, to nie zbrodnia. - Louis zmierzył mnie badawczym spojrzeniem.
-Darlene, możesz tu podejść? - Rzucił. Darcy wstała powoli i skierowała się do mnie. Dzielnie stawiała kroki, próbując niczego po sobie nie pokazać. Objąłem ją ręką w talii, przyciągając do mojego boku.
-Chodzi normalnie. Masz szczęście młody. Przyszedłem ci tylko powiedzieć, że babcia przyjedzie wieczorem, to możesz zacząć się pakować. -Przewróciłem oczami.
-Idź już. - Louis spojrzał na mnie podejrzliwie (kolejny raz) i w końcu wyszedł (chwalmy Pana!).
-Jadę do Tesco! - Krzyknął zza drzwi. -Potrzebujecie coś?
-NIE! - Przekręciłem klucz w zamku.
-tak...

DPOV

-Harry, nie jadę na pieprzoną wojnę, wrócę za maksymalnie godzinę. -Ponowiłam próbę przekonania bruneta, że na prawdę może puścić moją rękę.
-To nie tak, po prostu nie chcę żebyś jechała z nim. Nie wiadomo co mu przyjdzie do głowy, martwię się czasem o jego stan umysłu, podejrzewam, że nie pracuje. - Powiedział zupełnie poważnie, patrząc mi w oczy. Zaśmiałam się cicho, kiedy Louis uderzył go w tył głowy, ale oddałam mu za niego.
-Należało mu się, no! - Lou próbował rozmasować 'bolące' miejsce, ale jestem pewna, że udawał, bo ledwo musnęłam dłonią jego włosy.
-Tobie też, bo go uderzyłeś.
-Aww, słodziaku. - Harry oplótł mnie ramionami, ale wiedziałam, że to tylko kolejna próba przekonania mnie.
-I tak pojadę. - Fuknął. Poczochrałam jego włosy i tak jeszcze roztrzepane, bo w końcu była dopiero dziesiąta. Louis otworzył przede mną drzwi swojego samochodu, więc podziękowałam mu i wsiadłam, a kiedy odjeżdżaliśmy, pomachałam do mojego wyraźnie niezadowolonego z wyjazdu chłopaka. No ale cholera jasna. Jechałam tylko do Tesco i z powrotem! Jego protesty były bez znaczenia, bo potrzebowałam kupić parę rzeczy do domu, typu płatki na mleko, albo jakiś sok. W domu to ja zajmowałam się takimi rzeczami. Upewniłam się jeszcze raz, że mam przy sobie pieniądze i skupiłam się na drodze przed nami. Louis otworzył usta, co zauważyłam kątem oka, ale odezwałam się jeszcze przed nim.
-Jeśli będziesz mnie wypytywał o moje życie seksualne, wysiądę. - Zaśmiał się, kręcąc przy tym głową.
-Nie zrobisz tego.
-Chcesz się przekonać? - Uniosłam jedną brew. Przewrócił oczami, ale faktycznie to na niego zadziałało. Na parkingu było całkiem sporo miejsca, co mnie na prawdę zdziwiło, no bo sobota. Prawie południe. (Jak dla Harry'ego rano). Wyszłam z samochodu, jeszcze przed odejściem od drzwi, upewniając się, że są zamknięte.
-Będziesz potrzebowała wózka? - Zapytał Louis, kiedy już ruszaliśmy w stronę wejścia do marketu.
-Prawdopodobnie.
-Okej. - Ruszył po jeden wózek z wielu stojących przy automatycznych drzwiach sklepu. Weszliśmy do niego razem i szliśmy wyszukując kolejno porządane produkty. - Ej. Mam pomysł.
-Dawaj. - Nie uzyskałam odpowiedzi, bo chłopak skorzystał z przewagi wzrostu (nawet jeśli to tylko kilka centymetrów) i wsadził mnie do wózka.
-Co... - Wydusiłam tylko.
-Tak będzie szybciej. Czytaj listę. -Spojrzałam na niego wzrokiem typu "ty-tak-na-serio?", ale zrezygnowana wypuściłam z ust westchnięcie, gdy przekonywał mnie spojrzeniem.
-Banany. - Mruknęłam.
-Dla Harry'ego?
-Ty o to dbaj. - Kółka zaczęły sunąć po podłodze. - Tylko nie pędź, owoce nie uciekną.
-Zależy ile tam leżą.
-Niedługo, zaufaj mi. - Zapewniłam. Louis wrzucił odpowiedni owoc do wózka. Ignorowałam pogardliwe spojrzenia kierowane w naszą stronę. - Jeszcze winogrona.
-Daj mi listę, będzie jeszcze szybciej.
-Równie dobrze mogłam nie jechać. - Zauważyłam.
-A wywalić cię z wózka? - Aby mnie przestraszyć i podkreślić, że jest w stanie to zrobić, lekko mnie przechylił, więc kurczowo złapałam się półki z pomarańczami. - Poza tym nie zostawiłbym ciebie z Harrym samej w domu, bo mogłoby mu coś wpaść do głowy. - Mrugnął do mnie znacząco. Gdyby wiedział... Odwróciłam się od niego, aby ukryć rumieniec wywołany wspomnieniami.
-Masz. - Podniosłam papier z listą zakupów na wysokość jego twarzy (tak myślę, bo prawie go uderzyłam w nos) i zaraz była w posiadaniu bruneta, który dosłownie kochał wprawiać mnie w taki stan jak teraz. Czasami jednak cieszę się, że mój brat jest mały i nie rozumie pewnych rzeczy.
-Można? I po co komplikować?
-Zamknij się. - Burknęłam. Wózek jeszcze raz się zatrząsł, ale tym razem nie zrobiło to na mnie większego wrażenia.
-Towarzystwo mojego brata źle na ciebie wpływa, przemyśl to.
-Po kimś to musi mieć. - Wyszczerzyłam się, odchylając głowę do tyłu, aby złapać z Lou kontakt wzrokowy. Zaśmiał się.
-W sumie, całkiem cię lubię. - Zrobiło mi się dosyć miło. W końcu jest z rodziny chłopaka, którego kocham. - Ale i tak nie odpuszczę wam tej sytuacji w pokoju lokowatego. - Fuknęłam.
-Lokowatego... - Powtórzyłam ciszej.
-A nie jest?
-Kupuj. - Usłyszałam tylko jak się zaśmiał i ruszyliśmy w drogę po następne produkty. Wózek powoli zapełniał się wszystkimi potrzebnymi mi rzeczami, czy owocami, lub napojami. I wszystko było w porządku, do czasu..
-WOLNA KASA! - Złapałam się metalowych ścianek po moich bokach, kiedy Louis zaczął biec w jej stronę. Bałam się, że zaraz mnie wywróci i coś mi się stanie, albo gorzej. Wszystkie produkty się potłuką i będzie trzeba za to zapłacić i dodatkowo nas stąd wywalą. Gdy tylko się zatrzymaliśmy, niemal natychmiast wyskoczyłam z wózka, będąc zbyt zła na bruneta, aby zrobić sobie coś z rozzłoszczonego wzroku kasjerki.
-Nie żyjesz. - Powiedziałam bezgłośnie.
-Cichaj orzeszku, muszę zapłacić.
-Orzeszki, to ty masz w bokserkach. - Burknęłam, zakładając ręce na piersi. Byłam na niego zła i koniec. Louis popatrzył na mnie, a potem rozejrzał się, aż jego wzrok zatrzymał się obok kasjerki.
-O, prezerwatywy. Harry jeszcze pewnie nawet nie wie jak się to zakłada.
-Przestań Louis. - Za wszelką cenę próbowałam uniknąć kontaktu wzrokowego z brunetem.
-Daj spokój, w sumie to się cieszę, że oboje jesteście jeszcze 'czyści' przynajmniej jak będziesz u nas nocowac nie będzie hałasu.
-Louis...
-Dlaczego się czerwienisz?
-Nie czerwienię... - Zaprzeczyłam, mimo tego, że moje policzki płonęły żywym ogniem.
-Czerwienisz. Nigdy się nie czerwieniłaś, kiedy schodziłem na ten temat. Chyba że wy... O boże czy wy... - Spuściłam wzrok, myśląc, że zaraz zapadnę się pod ziemię. Prawdopodobnie moja twarz wyglądała jak jakiś pomidor. - O MÓJ BOŻE TY I HARRY UPRAWIALIŚCIE SEKS! - Ludzie z całego Tesco nagle spojrzeli w moją stronę.
-Ciiiiiicho. - Zasłoniłam twarz dłońmi. Najbardziej żenujący moment mojego życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz