czwartek, 25 stycznia 2018

25. Decyzja

Tata wyłączył telewizor i wstał z kanapy. Ja wciąż siedziałam skulona pod kołdrą i nie wiem jak taty mógł ten horror nie ruszyć. Przeciągnął się tylko i ziewnął, podczas, gdy ja byłam totalnie przerażona. Popatrzyłam w kąt pokoju, obawiając się, że zaraz zobaczę tam kogoś. Jezu, jestem taka głupia.
-Ja idę na górę, a ty też nie siedź długo.
-Ale ja idę też! - Powiedziałam szybko, bo potem nie będę w stanie sama wejść na górę. Po schodach. Ciemnych. Sama. W nocy. I nie będę spała na dole, bo sama na parterze po horrorze? Umarłabym ze strachu. Szybko wstałam i dotrzymałam tacie kroku. Miałam ochotę pisnąć, kiedy wyłączył lampkę i zapanowała ciemność. Złapałam tatę za koszulkę, która stanowiła część jego piżamy.
-Boisz się?
-Nie, ja tylko nie chcę się przewrócić. -Skłamałam i ruszyłam powoli, wciąż ściskając kurczowo materiał w dłoni.
-Uwaga, schody. - Niepewnie podnosiłam stopy, bo nie chciałam spaść. Nie dlatego, że mogłam sobie coś zrobić, po prostu gdybym spadła byłabym sama w ciemnym korytarzu. Przestań, staph, koniec! Wmawiałam sobie, że wszystko jest ok i nic się nie dzieje. Mimo obecności ojca i tak szłam z zamkniętymi oczami i czułam się tak, jakby ktoś za mną był. Przez to, kiedy skończyłam drogę po schodach, od razu pobiegłam do swojego pokoju. Chwyciłam telefon z szafki i rzuciłam się na parapet, zakrywając się cała kołdrą. Wybrałam numer Harry'ego i przyłożyłam urządzenie do ucha.
Odbierz, odbierz, odbierz, nie śpij.
-Co ty robisz? - Usłyszałam w końcu. - Nie masz pojęcia jak śmiesznie wyglądasz. Spójrz na mnie, stoję przy oknie.
-Harry, ja się boję. Chodź do mnie. -Szepnęłam. -
Oookej? Otwórz okno.
-Ale nie rozłączaj się. - Niepewnie wstałam, chwyciłam za klamkę w oknie i pociągnęłam je do siebie. Harry zaraz już przechodził do mojego pokoju. Kiedy stanął na panelach spojrzał na mnie zmartwiony. Poczułam się bezpieczniej, aczkolwiek wciąż niepewnie. Byłam owinięta kołdrą, z której wystawała mi tylko głowa.
-Co się dzieje? - Zapytał jakby trochę zmartwiony, jednak zdziwienie przeważało w jego tonie głosu, czy sposobie, w jakim na mnie patrzył.
-Boję się.
-To wiem, ale czego?
-Potworów. - Widziałam jak walczył ze śmiechem. Jego reakcja była dla mnie zrozumiała, niecodziennie prawie osiemnastoletnia dziewczyna wyznaje mu, że boi się potworów.
-Darcy... - Przewrócił oczami i nie powstrzymał już cichego śmiechu. - Połóż się spać.
-Zostań ze mną. - Powiedziałam zupełnie poważnie. Popatrzył na mnie chwilę, myśląc prawdopodobnie nad odpowiedzią.
-Jesteś w piżamie? - Zapytał nagle. Zaprzeczyłam, kręcąc głową. - To weź ze sobą szczoteczkę do zębów, ubranie na jutro i pójdziemy do mnie.
-A kto zamknie okno?
-Nie możemy wyjść po ludzku, przez drzwi?
-A co z mamą rano, jak odkryje, że mnie nie ma? - Zamknęłam okno, wiedząc, że nie będziemy już przez nie przechodzić.
-Napisz jej sms, że nocujesz u mnie, chyba się mnie nie wstydzisz?
-Nie! - Powiedziałam szybko. - Ale wiesz, że potem będzie chciała zaprosić cię do nas na obiad?
-Jestem w stanie się poświęcić.
-W porządku. - Rzuciłam swoją kołdrę na łóżko, telefon i klucze do domu wsunęłam do kieszeni spodni, a ubrania na jutro, które naszykowałam sobie wcześniej, wzięłam w rękę. - Tylko cicho. -Harry przejął ode mnie ubrania i splótł razem nasze dłonie.
-Nie bój się tylko, będę z tobą. - Skinęłam głową i otworzyłam drzwi. Harry zgasił światło w moim pokoju, więc mocniej ścianęłam jego rękę. Ruszyliśmy na dół i zanim się obejrzałam, już zamykałam drzwi domu na klucz.
-Jest ktoś u ciebie? - Wsunęłam klucze z powrotem do kieszeni.
-Tylko Louis i El. Gemma jest u jej chłopaka. Cała góra dla nas. - Zabawnie poruszył brwiami, na co miałam ochotę przewrócić oczami, ale zamiast tego uśmiechnęłam się. Harry ponownie splótł nasze dłonie, a kiedy spojrzałam na nie, miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, jednak aktualna godzina mi to uniemożliwiła.
-Jesteś w skarpetkach.
-Widzisz, jak bardzo muszę cię kochać, żeby narażać się na chłód chodnika? -Uśmiechnął się szeroko.
-Widzę. -Odpowiedziałam, odrywając wzrok od jego oczu i z obawą patrząc w las za naszymi domami. -Nie bój się, jestem z tobą. -Brunet uścisnął mocniej moją dłoń. Posłałam mu delikatny uśmiech.
-Po prostu chcę być już w bezpiecznym miejscu, u ciebie.
-Już. - Harry zadzwonił dzwonkiem do drzwi, bo podejrzewałam, że kiedy siedzi w swoim pokoju, to raczej nie trzyma kluczy w kieszeni dresów. Zaraz Louis otworzył drzwi, a kiedy wyjaśniliśmy, że przyszłam na noc, kazał mi tylko nie krzyczeć za głośno, a Harry'emu pamiętać o gumce. Przewróciłam oczami. Odkąd przyłapał nas w jednoznacznej sytuacji w pokoju mojego chłopaka, komentuje nasze nieistniejące JESZCZE życie seksualne. Ruszyliśmy razem na górę. Harry zamiast do swojego pokoju, zaprowadził mnie do jednego z trzech pokoi na piętrze. W pokoju był duży telewizor, kanapa, duży stół otoczony krzesłami i oddzielona jedynie wyspą kuchnia. W części z telewizorem ściany były bordowe, a meble jasnoszare, a w kuchni na odwrót.
-Tutaj mamy salon, jak już ci kiedyś mówiłem, Louis ma mieszkanie na dole, a ja i Gemm na górze. Jesteś śpiąca?
-Nie.
-No to włączę coś. Wybierzesz? - Wskazał na szafkę z płytami różnego rodzaju. Skinęłam głową i podeszłam do zbioru, przelatując po wszystkich tytułach wzrokiem, podczas, gdy Harry robił coś w kuchni. Po krótszym namyśle wybrałam bajkę "Zaplątani".
-Oglądasz bajki? - Uniosłam pudełko z płytą w górę. Brunet rzucił okiem na przedmiot w mojej dłoni i zmrużył oczy, prawdopodobnie próbując odczytać tytuł.
-Powiedziałbym ci, że to Gemmy, ale nie będę cię okłamywał.
-To urocze. - Uśmiechnął się szeroko, co odwzajemniłam i ruszył w moją stronę z miską czipsów i colą. Wstałam, aby przejąć od niego jedzenie i postawić na stoliku przed kanapą, podczas gdy on zabrał mi płytę i włożył do odtwarzacza. Uśmiechnęłam się do niego, kiedy siadał obok mnie, a następnie przyciągnął do siebie,więc byłam zmuszona do siedzenia między jego udami, z plecami przylegającymi do jego torsu. Położył miskę z czipsami na moich udach i objął mnie. Ta miska była tylko pretekstem. Pierwsze dźwięki z telewizora sprawiły, że bardziej zwróciłam uwagę na obraz w nim, niż na nasze położenie. Harry'ego jednak chyba nudził seans, bo zaczął się zajmować czymś innym. Dekoncentrowaniem mnie. Jego usta zostawiały miliony pocałunków na moim karku, pnąc się wyżej z każdym kolejnym muśnięciem. Kiedy dotarł do miejsca za uchem i złożył tam jeden delikatny pocałunek, jęknęłam, bo to był mój wrażliwy punkt. Harry słysząc to, ponowił czynność, wywołując tę samą reakcję. Przygryzł jego płatek i w tamtej chwili przestałam zupełnie interesować się bajką.
-Kochajmy się. - Mruknął prosto do mojego ucha, wywołując fale dreszczy na całym moim ciele. - Chcę ciebie. -Odwróciłam się do niego twarzą, co niegrzecznie wykorzystał, złączając nasze usta, zanim zdarzyłam cokolwiek powiedzieć. To działo się tak szybko. Harry nie czekał na żadną moją reakcję, jego dłonie automatycznie złapały moje biodra i odwróciły mnie, abym siedziała na chłopaku okrakiem. Przy okazji strącił z moich kolan plastikową miskę.
-Louis i Eleanor są na dole. -Powiedziałam prosto między wargi bruneta.
-Więc musimy być cicho. - Harry wstał z kanapy podtrzymując mnie za uda. Byłam zmuszona do oplecenia jego bioder nogami. Wyszliśmy z salonu, kierując się do sypialni bruneta. Delikatnie położył mnie na łóżku i odszedł, aby wyjąć z szafki, w której trzymał bieliznę jakieś pudełeczko.
-Podbierasz Lou prezerwatywy? -Zażartowałam.
-Nie, po prostu od kiedy jesteśmy razem kupuję je. - Oh. Nie wiedziałam co mam na to odpowiedzieć, po prostu się uśmiechnęłam. Zanim Harry do mnie wrócił, zamknął jeszcze okno, bo przecież odkąd przechodził do mojego pokoju, było ono otwarte, zamknął pokój na klucz i położył pudełeczko na szafce obok łóżka. Usiadł obok mnie na jego miękkiej granatowej pościeli i przeciągnął koszulkę przez głowę, odsłaniając swoje liczne tatuaże. Element garderoby opadł na podłogę, a chłopak zawisł nade mną złączając znów nasze wargi.
-Harry, ja się trochę boję. - Przyznałam, delikatnie odsuwając swoją twarz od jego i patrząc w jego zielone oczy, w których widziałam pożądanie, ale również czułość. - A jeśli będzie mnie bolało?
-Jeśli będzie coś nie tak, obiecuję przestać. - Uśmiechnął się do mnie, próbując mnie przekonać.
-A ty... Robiłeś już coś...
-Robiłem dużo rzeczy z dziewczynami, po prostu się nie kochałem. - Jezu, myślałam, że się tam spalę ze wstydu. Nie był to dla mnie komfortowy temat, bo chyba po raz pierwszy z kimś tak rozmawiałam. Nawet Devon nie mówił więcej niż "pozwól mi to zrobić", serio. -Chcesz tego? Nie chcę cię zmuszać. - Jego oczy było dokładnie widać nawet w ciemności. Wyrażały troskę. Podniosłam na chwilę głowę, aby cmoknąć jego usta.
-Kocham cię. - Położyłam dłonie na jego policzkach i przyciągnęłam jego twarz do swojej. Nawet strach przed ciemnością w tej chwili odszedł w zapomnienie. Poczułam jak się uśmiecha,wywołując ten sam stan na mojej twarzy.
-Kocham cię bardziej.
-Kłamca. Nawet nie masz pojęcia..
-No właśnie. Nie masz pojęcia o czym mówisz.
Mimo mojego strachu, nie było wcale tak źle, powiedzmy, że Harry pozwolił mi czuć się tak dobrze, jak nigdy dotąd. Byłam szczęśliwa, że swoje dziewictwo oddałam właśnie jemu i nie żałowałam żadnej decyzji podjętej dzisieszego wieczoru. Łącznie z wyjazdem z Harrym do jego babci na weekend...

wtorek, 10 marca 2015

06. Nowi znajomi i uparte płuca.

VPOV
Wydarzenia ostatnich dni sprawiły że znienawidziłam tą szkołe do końca. Codziennie miałam na szawce wielki napis ,,DZIWKA" a kiedy tylko go zmazałam na następnej przerwie pojawiał sie od nowa, w końcu znudziło mnie to do tego stopnia że postanowiłam zostawić ten napis.Ale to nic,najgorzej było na biologi. Mieliśmy rozkroić żaby aby sprawdzic ich wnętrzności, jakimś cudem moja żaba jako jedyna w całej klasie była żywa. Kiedy zgłosiłam to nauczylce ona kazałą mi ją zabić, to nie było normalne musiałam kroić żywe stworzenie! Więc nic w tym dziwnego że łzy spływały z moich policzków jak szalone, ugh mam tego wszystkiego dość. Któregoś dnia zamkneli mnie na całą noc nagą w szatni,ukradli mi ubrania gdy byłam pod prysznicem. Dopiero nastepnego dnia uwolnił mnie woźny.
-Violet idziesz z nami na lunch?-Spytał Alex pakując do torby książki od algebry.
-Jasne tylko pójde zostawić książki do sza...
Kiedy otworzyłam torbe, natychmiast zamarłam,wszystko było w jogurcie, w pieprzonym jogurcie! Moje książki, telefon, strój od wychowania fizycznego,nic nie uszło z życiem. Zakryłam twarz rękoma i opadłam na krzesło zatracając sie w szlochaniu. Jestem już tym taka zmęczona, mam dość,kiedy podniosłam głowe do sali zaglądały już Emma i Cristal która nie wyglądała już tak pięknie jak zwykle, a to z powodu jej nosa,a raczej gipsu na nim. Pewnie przyszły oglądać swoje dzieło, ale kto mógł to zrobić? Napewno nie one nie miały szansy, nie chodzą przecież ze mną na algebre,ktoś musiał to zrobić gdy i ja i Alex byliśmy przy tablicy.
-Za nami siedzi Ben i Sam, przed nami Liam i Sophie, po prawej Ella a po lewej Ashton i Calum.-Alex jakby czytał w moich myślach.-Liam i Sophie odpadają, Ella jest uczulona na laktoze.Zostają Ben, Sam, Calum i Ashton.
-Calum i Ashton?-Spytałam marszcząc brwi.-Nie znam ich, zaprowadzisz mnie do nich?
Ruszyliśmy z Alexem w strone stołówki zostawiając po drodze  moją torbe w szafce. Nasza szkolna stołówka jest ogromna, mieści około 1000 uczniów, przy jednym stole może siedzieć nawet 25 osób, ale i tak większość ludzi woli jeść na korytarzach a gdy jest ciepło-na dworze. Alex opowiedział mi że Calum i Ashton trzymają sie jeszcze Lukiem i Michaelem, nie wpuszczają nikogo do swojej paczki, trzymają sie razem z boku żyjąc w swoim czteroosobowym świecie. Mają zespół,grają czasem w klubach,imprezach a nawet na ślubach, ponoć są świetni.
-To oni.-Alex wskazał mi na ogromny stół przy którym mogło by usiąść 20 osób, zamiast tego siedziało tam tylko 4 facetów.-Ten z czarnymi włosami to Calum Hood, widzisz tego z kolczykiem w wardze i w czapce? To Luke Hemmings,obok niego siedzi Ashton Irwin,a chłopak z kolorowymi włosami to Michael Clifford a teraz idź i ich o wszystko wypytaj musieli coś widzieć, użyj swojego wdzięku osobistego Nelson!
Kiedy odchodziłam Alex zafundował mi jeszcze porządnego klapsa, za co podziękowałam mu środkowym palcem,ugh nigdy nie byłam dobra w nawiązywaniu nowych znajomości,w tym właśnie momencie podziękowałam Bogu za to że dostałam po mamie długie zgrabne nogi, mimo że jestem bardzo niska nóg zawsze zazdrościła mi nie jedna dziewczyna. Okej Violet powoli, nic na siłe, z brzegów siedzą i Ashton i Calum , czyli nie ma opcji żebym usiadła obok obu, musze wybrać ale od którego moge wyciągnąć więcej informacji? Ostatecznie postanowiłam usiąść obok Ashtona, ale ten był tak zajęty rozmową że nawet tego nie zauważył,musze coś zrobić, gdyby tu była Bo, ale nie ona postanowiła akurat dziś dostać okresu i umierać w domu. Moja ręka powoli powędrowała na udo chłopaka,w czasie gdy zakładałam noge na noge, udało sie! Wreszcie odwrócił głowe w moją strone.
-Witam. -Przywitał sie ukazując mi szerek białych perełek.-Nie widziałem cie tu wcześniej, a napewno zauważyłbym taką ślicznotke, siedzisz przede mną na algebrze racja?
-Widze że jednak mnie zapamiętałeś.-Starałam sie aby mój uśmiech był chodź troche uwodzący.-Jestem Violet Nelson, przeniosłam sie do tej szkoły w tym roku, mieszkam u Bo Smith.
-Ach, to ty złamałaś nos Cristal?-Udało mi sie zwrócić na siebie uwage także Luka, potwierdziłam to kiwając głową.-Brawo mała, też jej nienawidzimy.-Puścił do mnie oczko.-Pasujesz do nas. Jestem Luke, to Ashton, Michael i Calum.
-Słyszałam o was ponoć nieźle gracie.
-Może sama chcesz sie przekonać?-Zaproponował Michael.-W sobote gramy w Granatowej Lagunie, zaczynamy od 20,miło by było zobaczyć na widowni taką śliczną dziewczyne.
Poczułam jak na mojej twarzy pojawia sie rumieniec, może jednak nie jestem aż tak brzydka? Alex musiał bujać, nie tak trudno nawiązać z nimi kontakt. Całą przerwe na lunch przesiedziałam właśnie z nimi, oczywiście nie zostawiłam przyjaciela samego, dosiadł sie do nas gdy tylko kupił jedzenie dla siebie i dla mnie. A więc plany na sobote-impreza w Granatowej Lagunie. W prawdzie nie dowiedziałam sie tego na czym mi zależało, czyli kto śmiał wlać do mojej torby jogurt, ale zamiast tego poznałam 4 gości którzy nienawidzą Cristal tak jak ja, a na dodatek są bardzo przystojni i całkiem zabawni.
-Czy my nie mamy razem wychowania fizycznego?-Zauważył nagle Luke.
-To ty na ostatniej lekcji trafiłeś mnie w tyłek jak graliśmy w zbijaka!-Wypomniałam mu ze śmiechem zdarzenie z przed kilku dni.
-Wybacz, ale za to wasza drużyna wygrała.-Zaśmiał sie.-I chyba teraz tez mamy w-f wiec radze ci sie zbierać szybciej.
Calum poszedł już w połowie przerwy, miał chemie na drugim końcu szkoły, następnie Alex i Ashton poszli na etyke,Michael zostawił nas samych ruszając w kierunku sali do angielskiego. Zostałam sama z Lukiem,który okazał sie naprawde wspaniały, pożyczył mi swoją koszulke,po tym jak opowiedziałam mu o sytuacji z algebry, obiecał że pogada o tym z Ashem i Hoodem,koszulka okazała sie tak długa że nie musiałam nawet zakładać pod nią spodenek, wystarczyło że moje bokserki wygladają jak szorty. Jedynym minusem były duże wycięcia pod pachami, przez które idealnie było widać mój stanik, a czasem nawet wiecej niż tylko bok. Cieszyłam sie że nie mam w-fu z Cristal ani Emmą, ale zamiast tego był Niall który zachowuje sie jakby nic nie stało sie między nami na imprezie,może był pijany i poprostu teraz tego nie pamięta?Na samą myśl przyśpieszyłam swój bieg wyprzedzając kilka osób przede mną, na moje nieszczęście to akurat ON biegł przede mną. Jego włosy idealnie rozwiewały sie na wszystkie strony, biegł naprawde szybko, miałam ochote go wyprzedzić ale w tedy to sie stało. Moje płuca jakby sie paliły, walczyłam o najmniejszy oddech,lekarze ostrzegali żebym nie biegała najlepiej wcale ale ja nie chciałam żyć jak każda chora osoba, chciałam być normalna. Dasz rade Violet. Zacisnełam oczy i biegłam dalej starając sie łapać oddech, ale to było tak strasznie trudne, płuca prosze nie róbcie mi tego. Nie dałam rady. Moje nogi odmówiły posłuszeństwa sprawiając że ciało bezwładnie opadło na ziemie. Zamknełam oczy, słyszałam krzyki przerażenia dziewczyn biegnących za mną,kilka z nich płakało, wołały nauczyciela ,który kazał mnie zanieść do pielęgniarki. Ale to było wszystko co słyszałam. Zemdlałam.
Obudziłam sie w gabinecie pielęgniarki leżąc na kozetce, a więc to nie był sen naprawde zemdlałam na w-fie. Świetnie, teraz wszyscy będą mieli znów oczym gadać.

piątek, 20 lutego 2015

41. Żegnaj.

DPOV

Otwieram oczy. Moje usta łapczywie nabierają powietrza, brakuje mi go. Powietrza, jego, to to samo. On jest powietrzem. Moim powietrzem. I tak jak teraz potrzebowałam tlenu, tak potrzebowałam jego. Podniosłam się do pozycji siedzącej i oparłam czoło o kolana, które obięłam ramionami i złączyłam razem moje dłonie. Mój oddech wciąż był niespokojny, nie potrafiłam się uspokoić. Jak to możliwe, że można za kimś tęsknić tak bardzo? Czy mam mu za złe? Nie, chyba nie. Zrobił to, bo musiał. Tak należało. I mimo wszystko jestem mu wdzięczna. Jednak to boli. Płakałam. Znowu. Miałam już mokre policzki od łez, chociaż obudziłam się dosłownie mniej niż minutę temu. Podobno płaczę przez sen. Cóż, to możliwe. Kiedy się tęskni, płacze się po nocach, a niewygasłe uczucie nie daje mi spać i ta bezsenność daje mi się we znaki. Tyle razy chciałam wziąć telefon i zadzwonić do niego. Tak po prostu, żeby usłyszeć jego głos. Dowiedzieć się jak życie, jeśli w ogóle je ma. Czy żyje. No właśnie. I tyle razy ile chcę to zrobić, tyle razy zaczynam rozumieć, że nie mogę. Pamiętam co mi powiedział.

-Musimy porozmawiać. - Jego oczy miały taką zimną barwę, jednak były opuchnięte i mimo tego, że chciał wyglądać tak, jakby nie przejmował się niczym, jego oczy właśnie zdradzały, że płakał. Płakał i robił to przez dłuższy czas.

sobota, 14 lutego 2015

33. Zniknięcie.

DPOV

Poniedziałek

Wychodząc z domu miałam nadzieję zobaczyć srebrne auto Harry'ego, jednak kiedy tylko zamknęłam za sobą drzwi do domu i spojrzałam na podwórko bruneta, nie zobaczyłam nic. Ani BMW, ani chłopaka opartego o samochód i czekającego na mnie, tak jak robił to zazwyczaj. Pomyślałam, że może pożyczył go Gemmie do pracy, ona podwiozła go po drodze do szkoły, a Harry o wszystkim zapomniał mnie poinformować. On już jest taki roztrzepany. Lekko jednak zdziwiona całą sytuacją ruszyłam w stronę swojej Vectry i po chwili byłam już w drodze do szkoły. Co chwilę patrzyłam we wsteczne lusterko z nadzieją, że zobaczę jak wyprzedza mnie srebrne BMW, a z okna przy siedzeniu kierowcy wystawać będzie kudłata głowa zielonookiego bruneta, który z wyższością pokazuje mi język. Naprawdę trochę zdziwił mnie brak jakiegokolwiek znaku życia ze strony chłopaka, ale tak naprawdę nie musi mi się on tłumaczyć ze wszystkiego, a ja za bardzo się przejmuję. Przecież zobaczymy się w szkole i tyle. Zaparkowałam przed czerwonym budynkiem i otworzyłam drzwi samochodu. Śnieg, którego napadało w Holmes Chapel od cholery, teraz się rozpuszczał i wszystkie ulice i chodniki były pokryte błotnistą substancją, w którą nie trudno było nie wdepnąć, tak jak to ja zrobiłam wysiadając z samochodu. Tak na dobry początek dnia; mokre buty i jeszcze pierwsza lekcja to biologia. Życie bywa ciężkie. I ja wiem, że problemy pierwszego świata, ale to nie jest najlepszy poranek z mojego życia. Nie mam pojęcia co dzieje się z moim chło... dobra już, on pewnie i tak siedzi teraz w szatni i czeka aż ruszysz dupę, chyba nie będziesz stała na parkingu z butami w błocie i zamartwiała się, bo nie napisał ci sms'a, ogarnij się. Moja podświadomość czasem mnie przeraża, kiedy zaczynam rozmawiać sama ze sobą, ale ma rację. Ja mam rację. Nie ma się co martwić, prawa, lewa, prawa, lewa i już. Co nie zmieniło faktu, że miałam złe przeczucia.

-Cześć. - Rzuciłam, wchodząc do naszej szatni. Zmarszczyłam brwi, kiedy zastałam tam tylko Avana.
-Cześć.
-Nie ma Harry'ego? Albo Cat?
-Cat ma zaraz przyjść, a co do Stylesa to mi to wisi i powiewa, ale nie ma go. - Odpowiedział chłopak przeczesując włosy palcami, aby odgarnąć je z twarzy. Zmarszczyłam brwi w konsternacji. Nie wiem czy bardziej mnie zdziwiła sprawa mojego chłopaka, czy może ten lekceważący ton mojego przyjaciela.
-Dobra... - Usiadłam na ławeczce i ściągnęłam moje przemoknięte zimowe buty, aby zmienić je na o niebo wygodniejsze i bardziej suche, krótkie białe trampki. Następnie odwiesiłam kurtkę na wieszak i stanęłam tak na środku szatni, nie wiedząc, czy czekać na przyjaciółkę, czy może iść już do klasy. A może czekałam na kogoś innego? Sama nie wiem. Westchnęłam pod nosem, decydując się jednak na pójście na lekcję. Avan odprowadził mnie wzrokiem, ale nie odzywał się do mnie. Trochę jakby był.. zły? Nie wiem, może coś mu zrobiłam? Spędzam z nim za mało czasu? Realizując tę opcję, doszłam do wniosku, że naprawdę mało czasu poświęcam moim przyjaciołom, trochę za bardzo skupiając się na moim związku z Harrym. Każdą wolną chwilę spędzam właśnie z nim i to z nim co wieczór piszę sms'y, albo rozmawiam do późna przez telefon. Czasami nocujemy u siebie, praktycznie codziennie się widujemy, gdy tymczasem Cat i Avan siedzą w swoim towarzystwie, lub samotnie, biorąc pod uwagę drogę, jaka dzieli ich domy. Moje myśli stale krążyły wokół lokowatego chłopaka z niesamowitym uśmiechem i dołeczkami w policzkach, podczas gdy o moich przyjaciołach zdarza mi się zapomnieć. Jestem okropną przyjaciółką, muszę nad tym popracować. Myślałam nad tym całą biologię. Harry oczywiście nie przyszedł. Postanowiłam porozmawiać z Catherine i jej chłopakiem na przerwie na lunch, tak więc od razu po zajęciach psychologicznych, które miałam z Avanem, podeszłam do niego i ramię w ramię szłam w stronę jadalni.
-Myślę, że musimy pogadać. - Zaczęłam.
-O czym? - Chłopak poprawił plecak na ramieniu, on rzadko korzystał z szafki. Według niego to strata czasu i trzyma w niej tylko rzeczy takie jak zapasowy strój na wychowanie fizyczne, albo jakieś tabletki przeciwbólowe, czy coś.
-O naszych relacjach. Bo zauważyłam, że spędzam z wami za mało czasu i poświęcam za dużo uwagi mojemu związkowi z Harrym, no i wiesz, chciałabym to zmienić. Po prostu, wiesz. Co wieczór piszę tylko z nim, tylko z Harrym wychodzę, tylko z Harrym..
-Jeśli jeszcze raz powiesz to imię, to pójdę na stołówkę sam. Jeśli właśnie w ten sposób ma wyglądać ta nasza rozmowa, to podziękuję, bo z tobą powoli jakakolwiek wymiana zdań przestaje być  możliwa. Nie mówisz o niczym innym, wiesz? To irytujące. - Spojrzałam na niego. Jego szczęka była mocno zaciśnięta, a jego wzrok zupełnie poważny.
-Jestem irytująca?
-Jesteś.
-Tak?
-Tak.
-W porządku, w takim razie zapomnij o tym, co mówiłam, może wcale nie warto. - Mruknęłam i przyspieszyłam, aby nie musieć iść z przyjac.. z Avanem obok mnie. Nawet nie oglądałam się za siebie. Więc jestem irytująca? Jestem? Dobra.

39. Walentynki

DPOV

Weszłam do domu z reklamówkami w obu dłoniach, zawzięcie wykłócając się z Cat na temat tego, jak rzadko chodzę w spódnicach. Dziewczyna zawsze była zwolenniczką dziewczęcego ubioru, ja natomiast stawiałam na wygodę. Przyjaciółka próbowała mnie przekonać, aby to ona wybrała mi sukienkę na walentynkowy bal i już miałam głośno się sprzeciwić, kiedy zauważyłam siedzących na kanapie Avana, Trace'a i... Harry'ego. Z tej ostatniej osoby w ogóle się nie ucieszyłam, byłam na niego w tej chwili totalnie wściekła i nic nie potrafiło zmienić moich emocji w tamtym momencie. Moje serce przyspieszyło i miałam ochotę stamtąd uciec. Wciąż go kochałam, ale przez ponad tydzień mnie ignorował i zniknął, a ja nie wiedziałam nawet co się z nim dzieje. Jak miałam się zachować? Obie nagle zamilkłyśmy, jak i między chłopakami zapadła cisza. Powoli odłożyłam reklamówki na podłogę i zdjęłam kurtkę, unikając wzroku bruneta.
-Jeśli w ogóle pójdę. - Powiedziałam w końcu do Cat, przerywając tym ciszę, panującą w pokoju. Zmarszczyła brwi.
-Co?
-Wiesz. Nie pójdę sama. A skoro mam iść z kimś to może jednak pójdę z kimś dla kogo coś znaczę. - Spojrzałam na Trace'a dosłownie na chwilę. Może grałam nieczysto, może robiłam szatynowi niepotrzebną nadzieję, ale chciałam dać Harry'emu do zrozumienia, że ja też mam uczucia i cierpiałam, kiedy on mnie po chamsku olewał. Chciałam mu pomóc zwrócić na mnie uwagę. - Bo może nie warto iść z kimś, kto przez tydzień nie odzywa się do ciebie ani słowem.
-Warto. - Harry zabrał głos, patrząc mi prosto w oczy. Wszyscy spojrzeli w jego kierunku.
-Nie. Nie powinnam się przejmować ludźmi, którzy olewają mnie kompletnie przez tyle czasu i nie liczą się z tym, że mogę płakać za nimi po nocach. Nie mam zamiaru nigdy więcej za tobą płakać, rozumiesz? - Westchnęłam z całych sił powstrzymując łzy. Harry odniósł się i szybko znalazł się naprzeciw mnie. - Co on tu w ogóle robi?
-Nie rób scen, Darlene. - Powiedział poważnym tonem. Właśnie to ma mi do powiedzenia po tym, jak ja wypłakiwałam za nim oczy, obawiając się najgorszego? Bez wahania uderzyłam go z otwartej dłoni w twarz, zostawiając na jego policzku czerwony ślad. Zasłużył. Wziął głęboki oddech, więżąc moje nadgarstki w swoich dużych dłoniach. Zerknęłam przez jego ramię. Trace siedział wyraźnie rozbawiony całą sytuacją, a Cat i Avan nie byli w stanie wydusić z siebie słowa. - Chodź. - Harry pociągnął mnie w stronę kuchni, aby nasze towarzystwo nie słyszało rozmowy, jednak stąd doskonale mogliśmy utrzymywać z nimi kontakt wzrokowy i co chwilę posyłałam Cat pojedyncze spojrzenia. - Porozmawiajmy.
-No i co masz zamiar mi powiedzieć? - Patrzyłam hardo w jego zielone oczy, zaniskając szczękę, bo istniało spore ryzyko, że zacznę płakać.
-Kocham cię. - Szepnął.
-To wszystko?
-Nie, wytłumaczę ci wszystko.
-To nie jest ani czas, ani miejsce. - Przeniosłam wzrok z chłopaka na Cat. - Myślę, że wrócę do domu. Cześć. - Oznajmiłam znajomym i rzucając tylko jedno rozzłoszczone spojrzenie brunetowi, wyszłam, po drodze zabierając kurtkę. Harry wyszedł za mną, co ani trochę mnie nie zaskoczyło. Ale nie miałam zamiaru nic z tym zrobić.
-Zaczekaj! - Prychnęłam.
-Mam nadzieję, że bawiłeś się dobrze. Gdziekolwiek byłeś, dupku. - Nie odwracałam się już. Po prostu weszłam do domu, gdzie dopiero wtedy mogłam dać upust wszystkim emocjom. Jestem taka słaba, osuwając się po drzwiach na zimne panele, taka słaba odbierając szansę wyjaśnienia mi całej sytuacji Harry'emu. Ja po prostu tego nie zniosę.

Dzień później
 
 No więc to właśnie dzisiaj. Dzień zakochanych. Pierwszy, który mogę obchodzić, ale nie jestem w stanie. Rano w ogóle nie chciało mi się wstać. Od razu przy śniadaniu uderzyła mnie ta aura walentynek, kiedy to mój tata wszedł do domu z bukietem czerwonych róż dla mamy i jedną białą dla mnie. Ale ja wciąż nie miałam najmniejszej ochoty na jakiś dzień zakochanych.

Bo moja walentynka i ja byliśmy pokłóceni.

Pożegnałam się z rodzicami i otworzyłam drzwi. Patrzyłam w stronę kuchni, więc nie mogłam zauważyć chłopaka, który stał w drzwiach i po zrobieniu kroku w przód zderzyłam się z jego torsem.
- Potrzebujemy rozmowy, jestem ci winien wyjaśnienia. - Spojrzałam w górę, gdzie zielone smutne oczy wpatrywały się w moje. - Musisz wiedzieć, że nie wyjechałbym, gdyby nie Devon. To jest jedyna rzecz, którą mogę ci o tym powiedzieć. Zrobiłem wszystko dla twojego bezpieczeństwa, bo cię kocham, tak? Gdyby nie to, że jesteś najcenniejszą osobą, którą mam, nie wyjeżdżałbym, ale zależy mi na tobie i na tym, abyś była bezpieczna. Nigdy nie mów, że nic dla mnie nie znaczysz, bo jesteś moim całym światem. Kiedyś zrozumiesz dlaczego wyjechałem, ale nie teraz, to nie jest miejsce i czas. - Popatrzyłam w jego zielone oczy, które nie wyrażały niczego innego, jak troski.
-Masz rację, to nie jest miejsce i czas. Tak samo jak nie jest to dla mnie łatwa sytuacja. Wyjechałeś na tydzień bez słowa, jak miałam się wczoraj zachować? - Odruchowo spojrzałam na jego policzek, na którym widniał jeszcze lekko czerwony ślad mojej dłoni. Już prawie niewidoczny. - Przepraszam, ale spieszę się do szkoły, porozmawiamy kiedy indziej.
-Ale ja chcę teraz.
-A ja chciałam żebyś wrócił. Czekałam tydzień. - Patrzyłam twardo w jego oczy, aż w końcu wyminęłam go i ruszyłam do mojego samochodu. Słyszałam jak przeklął pod nosem, kiedy się oddalałam. Dla mnie też to wszystko nie było łatwe. Chciałam mu wybaczyć, ale to nie jest możliwe od tak, zranił mnie. To nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać. Czułam się winna za to, że go wczoraj uderzyłam, nawet jeśli płakałam za nim cały tydzień, nie chciałam zadawać mu bólu. Robisz to, nie wybaczając mu. Podpowiadała mi moja podświadomość, jednak nie słuchałam, bo nie potrafiłam. Porozmawiamy. Odpaliłam samochód i pociągnęłam nosem. Płakałam? Po otarciu policzków, odpaliłam samochód i wyjechałam z podwórka. Nie ma opcji, nie zdążę na biologię, tak samo jak i na nią nie pójdę. Nie wejdę do klasy cała zapłakana w  środku lekcji, tylko po to, żeby potem tłumaczyć się przed wszystkimi, dlaczego płaczę. Postanowiłam posiedzieć  w szatni, albo w samochodzie, cokolwiek, bylebym mogła się uspokoić. Całą drogę próbowałam powstrzymać  łzy, rozważałam nawet powrót  do domu, ale nie mogę ciągle opuszczać lekcji,  ani uciekać od Harry'ego.

HPOV

Ściskając w dłoni małe czarne pudełeczko patrzyłem, jak Darcy wkłada do swojej szafki książki. Widok jej płaczącej sprawiał, że miałem ochotę sam sobie przypierdolić za to, że robi to przeze mnie. Widziałem jak pociąga noskiem i ociera policzki nadgarstkami. Moja malutka krucha dziewczynka. Dzisiaj muszę wszystko naprawić. Podejdę, powiem jej wszystko co czuję, co czułem, gdy nie było jej obok. Potem będę traktował ją jak moją księżniczkę, a wieczorem zabiorę ją na bal. Wiem, że będzie wyglądała pięknie i każdy chłopak będzie mi jej zazdrościł. Ale jest moja. Nikt nie będzie w stanie dać jej więcej  miłości, niż ja. Nikt nigdy nie pokocha jej równie mocno. Powoli podszedłem w jej kierunku, starając się zrobić to bezgłośnie.
-Walentynko... - Szepnąłem, czekając aż brunetka się do mnie odwróci. Zlękła się, ale kiedy tylko jej oczy spotkały się z moimi, jakby delikatnie się uspokoiła. Spuściła wzrok. Jej rzęsy były pozlepiane przez łzy.
-Daj mi pomyśleć, porozmawiamy po szkole. - Próbowała odejść, ale złapałem ją za nadgarstek i pociągnąłem w swoją stronę. Wsunąłem czarne pudełeczko do tylnej kieszeni spodni. Dziewczyna nie patrzyła na mnie. Z jej czekoladowych oczu wciąż wypływały łzy, a ona rejestrowała wzrokiem każdy możliwy szczegół na korytarzu, poza mną. Oparłem ją delikatnie plecami o szafki i uniosłem jej podbródek, zmuszając ją do spojrzenia na mnie. Patrząc mi w oczy zadała mi cios prosto w serce, jej oczy były tak smutne, przez moją osobę i to zadawało mi ogromny ból.
-Porozmawiamy teraz. - Położyłem dłonie na jej policzkach i otarłem łzy kciukami. - Nie chcę cię krzywdzić. Przysięgam, że nigdy nie zrobiłbym tego świadomie, rozumiesz? Jesteś dla mnie najważniejszą osobą w życiu, okej?. Jeżeli robię coś, żeby cię chronić, czasem muszę wyjechać. Wiem, że możesz przez to cierpieć, ale jeżeli zależy mi na twoim życiu i bezpieczeństwie, to tak musi być. Kocham cię i wszystko to robię dla ciebie i tylko dla ciebie. Okej? - Spojrzała na mnie niepewnie. - Przepraszam. Nie ma na świecie drugiego człowieka, który mógłby pokochać kogoś tak mocno, jak ja kocham ciebie. Dobrze wiesz, że mam ochotę zranić każdą osobę, przez którą płakałaś, tak samo jak ona skrzywdziła ciebie, dlatego tak źle jest mi z tym, że stałem się jedną z nich. Nigdy więcej nie chcę widzieć łez na twojej twarzy, to jest dla mnie bardzo duży cios. Wiesz o tym? Wiesz, że twój uśmiech jest najcenniejszą rzeczą jaką mam? Wiesz, że zależy mi na tobie bardziej niż na kimkolwiek innym i że twoje szczęście jest dla mnie tysiąc razy ważniejsze niż moje? Twoje szczęście, to moje szczęście. Ty jesteś moim szczęściem. Naprawdę nie chcę, żeby między nami było tak jak teraz jest. Chcę móc znowu przytulać się do ciebie przy każdej możliwej okazji, całować cię, kiedy mam na to ochotę i powtarzać ci jak bardzo cię kocham. Byliśmy jednością, nie rozpadajmy się. - Jej oczy cały czas pozostawały w kontakcie wzrokowym z moimi. Nie wiedziała jak się zachować. Wpatrywała się we mnie bez słowa. - Jestem tu dla ciebie.
-Zawsze byłeś.

piątek, 13 lutego 2015

05. Oddychaj.

DPOV
Było już ciemno. Siedziałam na drewnianej ławeczce wyłożonej poduszkami i materacykiem, która robiła mi za parapet. Chłodny lekki wiatr, który dostawał się do mojego pokoju przez uchylone okno delikatnie muskał moją twarz. Spojrzałam w okno odrywając się na chwilę od cudownego świata fantasy z mojej książki. Nie wiem dlaczego, może coś mówiło mi, że zobaczę za oknem coś ciekawego, a może po prostu musiałam przetrawić treść rozdziału, jaki właśnie skończyłam czytać. Latarnia między domem moim i Harry'ego oświetlała białym światłem ulicę i kawałek mojego pokoju. W okolicy nic się nie działo. Słyszałam tylko szczekanie psa i stłumione głosy moich rodziców dochodzące z dołu. Kilka komarów i innych świństw chodziło po szybie, więc zamknęłam okno i sięgnęłam do włącznika światła na ścianie obok mnie. Natychmiast mój pokój rozjaśniło światło, które raziło mnie w oczy, więc zmrużyłam je przyzwyczajona do jego braku. Mój wzrok znów powędrował na dwór. Zauważyłam teraz, że nie tylko ja postanowiłam rozjaśnić sobie pokój, bo światło w oknie na przeciwko mojego również się zapaliło. Ciekawa czyj to pokój postanowiłam nie wracać już do mojej książki więc opuściłam delikatnie rękę w stronę podłogi. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Darlene. Moja książka zaliczyła głośny upadek na podłogę, kiedy w oknie zobaczyłam Harry'ego. Który zdejmował koszulkę. C h o l e r a. Mimo, że powinnam odwrócić wzrok, to nie zrobiłam tego jednak. Zamiast tego przyglądałam się jego nagiemu torsowi i licznym tatuażom, które go pokrywały. Czy on naprawdę ma 17 lat? No cholera. Mój oddech znacznie przyspieszył równo z biciem mojego serca. Harry. Ściąga. Spodnie. Weź. Się. Cholera. Odwróć. Zamiast tego po prostu nadal patrzyłam. Jesteś zboczona! Krzyczała moja podświadomość. Cicho. Daj mi popatrzeć. Odpowiedziałam. Okej, muszę coś ze sobą zrobić bo rozmawiam sama ze sobą. Harry wsunął nogi w dresy, ale pozostał bez koszulki. Podniósł ubrania z podłogi i położył je na krześle, a kiedy szedł w stronę łóżka (doskonale widziałam z okna wnętrze jego pokoju) spojrzał w okno i przysięgam, że nasze spojrzenia na sekundę się spotkały. Od razu nie myśląc co robię rzuciłam się z parapetu na podłogę i z hukiem upadłam na panele. Syknęłam z bólu, bo upadłam tak nie fortunnie, że uderzyłam łokciem w twardą okładkę książki. Ale nie to było teraz najważniejsze. Oby mnie nie widział. Oby mnie nie zauważył. Oby pomyślał że mu się przewidziało. Bardzo, bardzo powoli wysunęłam głowę za parapet na wysokość oczu i z ulgą stwierdziłam, że światło w jego pokoju zostało zgaszone, a zasłony zaciągnięte. Rozmasowałam łokieć krzywiąc się, ale kiedy jeszcze raz spojrzałam w jego okno uśmiechnęłam się na wspomnienie niedawnego widoku. Dobra, idź już spać mały zboczeńcu. Pomyślałam i również wyłączyłam światło i położyłam się w moim cieplutkim mięciutkim łóżeczku. Tej nocy śniły mi się zielone oczy, kręcone brunatne włosy i ich właściciel zachłannie smakujący moich ust.
Rano obudził mnie głośny dźwięk budzika. Skrzywiłam się niezadowolona, że muszę wstać, nie byłam wyspana. Wygrzebałam się z mięciutkiej pościeli. Była taka cieplutka, miękka i.. to zdecydowanie nie jest pocieszające. Postawiłam stopy na zimnych panelach. Przeciągnęłam się i przejechałam dłońmi po twarzy, po prostu potrzebuję więcej snu. Opuściłam ręce i mój wzrok padł na okno. Albo świeżego powietrza. Wstałam i wsunąwszy stopy w kapcie ruszyłam w stronę szyby. Otworzyłam okno. Przyjemny ciepły wiatr otulił moje ciało. Tego mi było trzeba. Odetchnęłam głęboko opierając się o parapet, a raczej materac na ławeczce. Zmarszyłam brwi czując delikatny ból. Aha. Mam siniaka na łokciu. Jak to możliwe? Uderzyłam się przecież o książkę! Spojrzałam w dół. Ona wciąż tu leżała. Podniosłam ją z podłogi i odrzuciłam na biurko. Właściwie to spadłam wczoraj ze sporej wysokości, ławeczka sięga mi do łokci. Wychyliłam głowę przez okno starając się ignorować ból w łokciu. Wiatr przelatywał między kosmykami moich włosów, podrywając je lekko do góry. Lubiłam to, że budzik dzwonił mi zawsze pół godziny przed siódmą, bo miałam trzydzieści minut, żeby się rozbudzić.
-Znowu szukasz dobrych widoków? - W oknie naprzeciwko zobaczyłam chłopaka z poburzonymi lokami i wściekle zielonymi oczami. Gdybym tylko wyciągnęła rękę mogłabym mu ułożyć te włosy. Domki w Anglii mają to do siebie że są bardzo ciasno osadzone. Myślę, że gdybyśmy wyciągnęli szyje to moglibyśmy się pocałować. Staph. O czym myślałam?
-Nie mogę się dopatrzeć. - Odpowiedziałam nawiązując do wczorajszego wieczornego incydentu.
-Doprawdy? Mi się wydaje inaczej.
-Odpuść sobie, to było przypadkowe. - Zmrużyłam oczy patrząc na jego twarz. Miał zaciśniętą szczękę.
-Nie wyglądało. - Westchnęłam poirytowana i przewróciłam oczami odchodząc od okna, ale zostawiając je otwarte. - Nie uciekaj, kochanie. Zaraz będę się przebierał!
-Jak mnie nazwałeś? - Odwróciłam się piorunując go wzrokiem.
-Do zobaczenia w szkole Darlene. - Uśmiechnął się tajemniczo i zamknął okno. Co do cholery? Również podeszłam do okna, aby je zamknąć. Uniosłam brwi i wypuściłam głośno powietrze z ust. Podeszłam do krzesła, na którym leżały poskładane ubrania. Zawachałam się jednak, kiedy uniosłam do góry moją szarą bokserkę, która robiła mi za górę od piżamy, a mój wzrok padł na okno w sąsiednim domu, gdzie Styles pomachał do mnie napotykając mój wzrok. Fuknęłam i przeszłam do łazienki przeklinając pod nosem wysokiego bruneta z nieziemskimi zielonymi oczami. Niech cholera go.
Zamknęłam szafkę i ruszyłam w stronę drugiego budynku, gdzie odbywała się lekcja biologii. Nie lubiłam tych zajęć, bo siedziałam z Harry'm. To zabawne, że wszędzie gdzie jestem ja nagle zjawia się on. Zabawne, albo może raczej: denerwujące? To też. Weszłam do klasy napotykając wzrok bruneta. Nie, zdecydowanie nie chciałam już dziś go widzieć. Czułam się dziwnie przez sytuację wczoraj wieczorem i dziś rano. I przez moje myśli. "gdybyśmy wyciągnęli szyję, to moglibyśmy się pocałować". Zacisnęłam palce na ramieniu mojego plecaka. Może uda mi się uciec? Nie, nie ma mowy wszyscy mnie widzieli. Westchnęłam bardzo cicho, aby przypadkiem nikt tego nie zauważył. Panna Parker już siedziała przy swoim bardzo zaawansowanym technologicznie komputerze. Huh, powiało sarkazmem. Niechętnie stawiałam kolejne kroki, ale wydawało mi się, że dystans, który pokonywałam od drzwi klasy do ławki wcale się nie zmniejszał. A może zmniejszał się za szybko? Sama nie wiem. Po prostu nie wiem nawet kiedy, siedziałam już obok mojego sąsiada czując się niesamowicie niska, bo nawet jeśli Styles siedział przygarbiony i oparty o ławkę, to wciąż znacząco przeważał wzrostem. Spojrzałam w górę na jego twarz, ale światło z lampy na suficie mocno raziło mnie w oczy. Wyjęłam więc swój zeszyt i piórnik, bo zauważyłam, że nikt nie wyjął książki. Panna Parker przeszła po całej klasie i rozdała po jednej kartce na ławkę. Praca w parach? Świetnie, po prostu zacznę skakać ze szczęścia. Następnie nauczycielka przyniosła z zaplecza terrarium, stos pokrowców z przyborami oraz plastikowe podkładki, które również rozdała. Następnie kazała jednej osobie z ławki podejść do niej. Od razu z krzesła poderwał się Styles nawet nie informując mnie o tym. Dupek. Panna Parker wręczyła mu żabę i kazała pilnować, aby nie upadła. Zmarszczyłam brwi, a kiedy chłopak usiadł na miejscu przyjrzałam się ostrym przyrządom i strzykawce napełnioną.. czymś, a potem wzięłam do ręki kartkę. Brunet położył zwierzątko na podkładce i przykrył dłonią, aby nie uciekła. Oderwałam od niego wzrok i zetknęłam na napisany tłustym drukiem tytuł.
Obserwacja zachowania żaby po wycięciu półkul mózgowych.
O nie.
-Ty to robisz. - Odrzuciłam papier w stronę Styles'a, aby mógł przeczytać jego treść.
-Nie ma mowy, uzgadniałaś to z kimś? - Spojrzał na mnie oburzony.
-A ty z kimś uzgadniałeś, kto wstanie po żabę? Tak się po nią rwałeś, to teraz operuj! - Westchnął i chwycił jeden z przyrządów zerkając na instrukcję. Drugą dłonią wciąż przykrywał zwierzaka. - Dasz sobie radę jesteś dużym chłopcem. - Poklepałam go pocieszająco po ramieniu, do którego ledwo dosięgnęłam.
-Okej. Krok pierwszy, wytnij półkule. Odkrył płaza, ale przytrzymał go trzema palcami i zbliżył do niego nożyk.
-Stój kretynie! Krok pierwszy: u ś p i j żabę. - przeczytałam mu i wyjęłam strzykawkę z pokrowca, po czym wstrzyknęłam żabce - jak się okazało - eter. Z zadowoleniem patrzyłam jak zwierzę usypia, a Harry po chwili podziękował mi (wow) i wziął się za wycinanie mu półkul mózgowych. Zniesmaczona widokiem krwi odwróciłam wzrok.
-Dobra. Krok trzeci. Wykonuj polecenia i notuj zachowanie żaby. - Przeczytał chłopak.
-Ja notuje! - Harry westchnął przewracając oczami, ale nie zaprotestował. Podoba mi się nasza współpraca.
-Połóż żabę na pięści i obracaj nią powoli, aby płaz lekko zsuwał się z twojej dłoni. - Czytał i wykonywał polecenia. Byłam zaskoczona tym, że żaba funkcjonowała normalnie mimo braku półkul mózgowych. Tylko jej ruchy były takie... Jak robota. Martwo wpatrywała się w jeden punkt i tylko przesuwała się, aby być na szczycie pięści Styles'a. Spojrzałam na kolejne polecenie po zanotowaniu mojej obserwacji. Połóż żabę na jednym końcu deski i przechylaj stopniowo.
-Nie mamy deski. Połóż Dean'a na podkładce.
-Kogo? - Zmieszał się Harry.
-Dean'a. Żaba Dean. -Wyjaśniłam.
-Dlaczego Dean? - Zmarszczył brwi.
-Bo zachowuje się jak robot. A Dean to.. robotyczne imię.
-Robotyczne? - Nic nie mogło ukryć jego rozbawienia. Wzruszyłam ramionami i posadziłam żabkę na podkładce. Poprawiał swoją pozycję tylko, gdy pochyłość groziła mu upadkiem i cały czas wspinał się po plastiku w górę. Wykonaliśmy jeszcze kilka poleceń, których rezultaty zapisałam w zeszycie i zadzwonił dzwonek.
-Odnieście żaby do terrarium i złóżcie zeszyty na moim biurku. Resztę zbiorę sama. Płazami odpowiednio się zajmiemy. - Ogłosiła pani Parker. Pakowałam swoje rzeczy do torby.
-Uhm. Mówiąc "odpowiednio się zajmiemy" ma na myśli "wyrzucimy do kosza". Ja odniosę. - Mimo mojego raczej mało przyjaznego nastawienia do Styles'a, zachichotałam i stwierdziłam, że to była całkiem normalna lekcja. A może nawet miła. Reszta też minęła całkiem sympatycznie. Na wychowaniu fizycznym Harry nawet wybrał mnie do swojej drużyny. Wszystko jednak zmieniło się razem z dźwiękiem dzwonka na koniec lekcji. Po przebraniu się w żółto - granatową spódniczkę sięgającą mi do połowy ud i obcisłą koszulkę w tych samych kolorach na grubych ramiączkach, która odkrywała mój brzuch, ruszyłyśmy z Cat na salę gimnastyczną, gdzie byli tylko Avan i Harry. Obstawiam, że zawsze będzie tak, że nasza czwórka będzie wcześniej na sali, treningi zaczynały się pół godziny później niż my kończyliśmy lekcje. Więc opłacało nam się bardziej przyjść wcześniej niż czekać aż w szatni nie będzie już miejsca na przebranie się. Cat pobiegła do Avan'a i wskoczyła na jego plecy, a Harry i on spojrzeli na nią nie spodziewając się tego po prostu. Ruszyłam w ich stronę, ale kiedy tylko Cat to zobaczyła szepnęła coś do jego ucha i oboje cwaniacko się uśmiechając odeszli zostawiając nas samych z Harry'm. Wow, dzięki. Naprawdę, też was kocham.
-Nie za krótkie te wasze spódniczki? - Brunet chwycił rąbek spódnicy i uniósł go do góry. Natychmiast strzepnęłam jego rękę.
-Nawet jeśli, musisz wiedzieć że nie dla ciebie ją zakładam.
-Daj spokój, ty miałaś trochę pięknych widoków, moja kolej. - Czy on długo jeszcze ma zamiar mi wytykać tą sytuację z wieczora?
-To był przypadek i widoki były przeciętne. Widywałam lepsze.
-Serio? Bo wyglądałaś na zadowoloną.
-Idź już grać.
-Nie ma jeszcze mojej drużyny.
-Cokolwiek. Po prostu idź już stąd. - Przewróciłam oczami.
-Właśnie, będę tu stał. - Wysunął wyzywająco brodę.
-O mój boże, jesteś dużym dzieckiem przysięgam.
-Próbuje się dostosować do twojego poziomu. - nie. Nie powiedział tego.
-Idź stąd. - Harry tylko założył ręce na piersi i nie ruszył się z miejsca.
-No tak, i pokaz mi jeszcze język, a kiedy nazwę cię idiotą naskarż trenerowi. - Wysunął język wyraźnie rozbawiony tym, jak bardzo mnie irytował.
-No nie wierzę! Etap z idiotą też przejdziemy?
-Przekonajmy się.
-Ugh! - Wzniosłam oczy do nieba i wypuściłam głośno powietrze z ust. - W ogóle... Okej. Jak chcesz tu stać to stój, ja nie mam zamiaru. - Zrobiłam krok do przodu chcąc go wyminąć, ale jego silne ramię oplotło moją talię zmuszając mnie do wrócenia na poprzednie miejsce.
-Co do kurwy? - Mruknęłam bardziej do siebie. Nie zdjął dłoni z mojej talii.
-Chciałem ci tylko powiedzieć, że wyglądasz uroczo i przy tym niezwykle pociągająco.
-Że w tym? - Pokazałam dłonią na mój strój.
-Nie tylko. - Mrugnął do mnie i przejechał palcami po moim brzuchu w miejscu gdzie kończyła się spódnica. On tak szybko zmienia nastrój. On ma okres. Na pewno. Każdy nawet najmniejszy kontakt jego rąk z moją skórą powodował miliony iskierek pod nią w miejscu gdzie mnie dotykał.  Wsunął koniuszek palca wskazującego pod gumkę spódnicy przyciągając mnie tym samym bliżej siebie. Jego duże dłonie spoczęły na moich biodrach, a on sam pochylił swoją twarz do mojej. Czułam przyjemne mrowienie w dole mojego brzucha, kiedy jego usta prawie dotykały mojego ucha.
-Oddychaj. - Szepnął powodując, że zadrżałam, a wzdłuż mojego kręgosłupa przeszły ciarki. - Czyżby było pannie zimno, panno Nelson? - Mruczał wciąż przy moim uchu. Odruchowo położyłam dłonie na jego torsie. Jego dłoń oderwała się od mojego biodra i za chwilę poczułam jak jego długie palce zakładają kosmyk moich włosów za ucho. - Drżysz. - Faktycznie drżałam, ale to było przez niego. I on doskonale o tym wiedział, ale droczył się ze mną. Czułam jak moja pewność siebie gdzieś wyparowuje, byłam bezradna pod jego dotykiem i miarowym oddechem przy moim uchu. Zaśmiał się cicho przy mojej twarzy, więc przymknęłam oczy czując jak pod moimi dłońmi w jego klatce piersiowej powstają wibracje wywołane jego chichotem. Cholera tu jest gorąco. A może zimno? Nie wiem. Odsunął się ode mnie i zdjął z siebie bluzę, którą założył na moje ramiona i odszedł uprzednio uśmiechając się do mnie i mrugając jednym okiem. Na moich biodrach czułam to dziwne uczucie. Zawsze pozostawiał je jego dotyk.

czwartek, 12 lutego 2015

37. Pustka

DPOV

Wtorek

Harry nie dawał znaku życia od wczoraj. Bez sensu wpatrywałam się wieczorem w okno, z nadzieją, że zapali światło i chociaż pośle mi delikatny uśmiech. Cokolwiek, żebym wiedziała co się z nim dzieje. Ale on zniknął. Nie było go w domu, nie odpowiadał na telefony i sms'y, nie wiedziałam gdzie jest i co się z nim dzieje. To mnie niszczyło. Pierwszą noc zniosłam całkiem dobrze... w porównaniu z kolejnymi. Nie obyło się bez czarnych scenariuszy dotyczących Harry'ego. Miliony ciemnych scen przelatywały przez moją zmęczoną głowę.

Zmęczoną czekaniem.. na co?

Na jakikolwiek odzew od mojego chłopaka.

Uczucie, kiedy nie wiesz co dzieje się z twoją drugą połówką wyniszcza cię. Chodzisz w kółko po pokoju, w oczekiwaniu na odpowiedź na sms, którego wysłałaś godziny temu. Patrzysz z nadzieją w okna, bo tak bardzo chcesz go w nich zobaczyć i płaczesz po nocach, bo takie rzeczy się nie dzieją. Wiedziałam, że coś jest nie tak, czułam to i byłam tego pewna. Wydzwaniałam i pisałam, jeszcze kilka razy byłam w domu bruneta. Nie było nikogo. Harry'ego, Gemmy, Lou, Eleanor. Dom stał kompletnie pusty. Bez żywej duszy w środku. Myśląc o tym zachciało mi się płakać i nie do końca byłam zadowolona, że musiałam to opowiadać. Na głos. Przyznać się przed samą sobą, jak bardzo martwię się o chłopaka i czego się obawiam. Bez płaczu? Przecież to nie jest wykonalne. Walczyłam ze łzami, ale w końcu zebrałam w sobie siłę i podniosłam wzrok znad moich palców na wysokość twarzy mojej przyjaciółki, w tej samej chwili przełykając łzy.
-Nie ma Harry'ego. I nie wiem gdzie jest. - Mimo tego jak bardzo byłam pewna mojej silnej woli, mój głos był słaby. Ja byłam słaba. Cała moja pewność siebie w tamtej chwili była tylko iluzją. Nie miałam odwagi wypowiedzieć na głos najczarniejszych scenariuszy, jakie chodziły mi po głowie, jak i zwykłych przypuszczeń, kiedy wydawało mi się, że brunet tylko odwiedza rodzinę i zostawił komórkę w domu. I starałam się w to wierzyć, nawet jeśli doskonale wiedziałam, że chłopak zna mój numer na pamięć, a nie ma opcji, żeby wszyscy domownicy zapomnieli o swoich komórkach. I nawet jeśli przypuszczałabym, że zatrzasnął się w łazience z rodzeństwem i El i wyłączyli mu prąd, to wciąż wolałam wierzyć w tak absurdalną wersję niż w jakiś wypa... To nie jest pocieszające. - Nie odzywa się do mnie, nie odbiera telefonów i nie odpisuje na sms'y. Nie wiem co się dzieje, ta sytuacja jest głupia. - Rzuciłam się plecami na miękką pościel Cat. Od razu uderzył we mnie charakterystyczny zapach lawendy, który zawsze bił od dziewczyny na odległość metra, lub więcej. Z pozoru tak delikatny zapach, mógł być jednak mocno wyczuwalny.
-Mała, on wróci. Przysięgam.
-Skąd wiesz? - Uniosłam się na łokciach i z zaciekawieniem obserwowałam, jak na twarz brunetki wchodzi zmieszanie.
-A to nie oczywiste?
-Nie wiem, niech to gówno się skończy. - Opadłam znów na łóżko, zakrywając twarz dłońmi.
-Już niedługo. Zobaczysz. - Cat delikatnie pogładziła mnie po ramieniu.
-Niczego nie mogę być pewna. - Pociągnęłam nosem, rzuciwszy krótkie spojrzenie przez okno. Cholerne przyzwyczajenie. Naprawdę miałam nadzieję zobaczyć tam czekającego, aż go wpuszczę bruneta. - Do tego jeszcze ten cholerny Trace.
-No właśnie opowiedz mi o tym.
-No bo on jest takim jebanym nachalnym zakochanym we mnie chłopakiem. Nienawidzę tego jak na mnie napiera, bo nagle znikąd się wzięła jakaś wielka miłość. Stawił mi wczoraj ultimatum. "Zostawię cię w spokoju, ale spełnisz moje dwa warunki".
-Było to zrobić.
-Oszalałaś? Prosił o taniec i pocałunek, jest chory. Nie zdradzę Harry'ego dla świętego spokoju ze strony Trace'a, chyba żartujesz. To, że go nie ma teraz, sprawia mi wystarczająco bólu, nie dałabym rady, gdyby odszedł na zawsze. Kocham go.
-Spokojnie.
-Nie mogę być spokojna, martwię się o niego!
-Wiem, ale on wróci. Niedługo.
-Wiesz coś o tym prawda? - Spojrzałam na przyjaciółkę.
-Wiem. - Cóż... Ałć? - Ale nie mogę ci powiedzieć. - Zajebiście.