DPOV
Było już ciemno. Siedziałam na drewnianej ławeczce wyłożonej poduszkami i materacykiem, która robiła mi za parapet. Chłodny lekki wiatr, który dostawał się do mojego pokoju przez uchylone okno delikatnie muskał moją twarz. Spojrzałam w okno odrywając się na chwilę od cudownego świata fantasy z mojej książki. Nie wiem dlaczego, może coś mówiło mi, że zobaczę za oknem coś ciekawego, a może po prostu musiałam przetrawić treść rozdziału, jaki właśnie skończyłam czytać. Latarnia między domem moim i Harry'ego oświetlała białym światłem ulicę i kawałek mojego pokoju. W okolicy nic się nie działo. Słyszałam tylko szczekanie psa i stłumione głosy moich rodziców dochodzące z dołu. Kilka komarów i innych świństw chodziło po szybie, więc zamknęłam okno i sięgnęłam do włącznika światła na ścianie obok mnie. Natychmiast mój pokój rozjaśniło światło, które raziło mnie w oczy, więc zmrużyłam je przyzwyczajona do jego braku. Mój wzrok znów powędrował na dwór. Zauważyłam teraz, że nie tylko ja postanowiłam rozjaśnić sobie pokój, bo światło w oknie na przeciwko mojego również się zapaliło. Ciekawa czyj to pokój postanowiłam nie wracać już do mojej książki więc opuściłam delikatnie rękę w stronę podłogi.
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Darlene. Moja książka zaliczyła głośny upadek na podłogę, kiedy w oknie zobaczyłam Harry'ego.
Który zdejmował koszulkę. C h o l e r a. Mimo, że powinnam odwrócić wzrok, to nie zrobiłam tego jednak. Zamiast tego przyglądałam się jego nagiemu torsowi i licznym tatuażom, które go pokrywały.
Czy on naprawdę ma 17 lat? No cholera. Mój oddech znacznie przyspieszył równo z biciem mojego serca.
Harry. Ściąga. Spodnie. Weź. Się. Cholera. Odwróć. Zamiast tego po prostu nadal patrzyłam.
Jesteś zboczona! Krzyczała moja podświadomość.
Cicho. Daj mi popatrzeć. Odpowiedziałam.
Okej, muszę coś ze sobą zrobić bo rozmawiam sama ze sobą. Harry wsunął nogi w dresy, ale pozostał bez koszulki. Podniósł ubrania z podłogi i położył je na krześle, a kiedy szedł w stronę łóżka (doskonale widziałam z okna wnętrze jego pokoju) spojrzał w okno i przysięgam, że nasze spojrzenia na sekundę się spotkały. Od razu nie myśląc co robię rzuciłam się z parapetu na podłogę i z hukiem upadłam na panele. Syknęłam z bólu, bo upadłam tak nie fortunnie, że uderzyłam łokciem w twardą okładkę książki. Ale nie to było teraz najważniejsze.
Oby mnie nie widział. Oby mnie nie zauważył. Oby pomyślał że mu się przewidziało. Bardzo, bardzo powoli wysunęłam głowę za parapet na wysokość oczu i z ulgą stwierdziłam, że światło w jego pokoju zostało zgaszone, a zasłony zaciągnięte. Rozmasowałam łokieć krzywiąc się, ale kiedy jeszcze raz spojrzałam w jego okno uśmiechnęłam się na wspomnienie niedawnego widoku.
Dobra, idź już spać mały zboczeńcu. Pomyślałam i również wyłączyłam światło i położyłam się w moim cieplutkim mięciutkim łóżeczku. Tej nocy śniły mi się zielone oczy, kręcone brunatne włosy i ich właściciel zachłannie smakujący moich ust.
Rano obudził mnie głośny dźwięk budzika. Skrzywiłam się niezadowolona, że muszę wstać, nie byłam wyspana. Wygrzebałam się z mięciutkiej pościeli. Była taka cieplutka, miękka i.. to zdecydowanie nie jest pocieszające. Postawiłam stopy na zimnych panelach. Przeciągnęłam się i przejechałam dłońmi po twarzy,
po prostu potrzebuję więcej snu. Opuściłam ręce i mój wzrok padł na okno.
Albo świeżego powietrza. Wstałam i wsunąwszy stopy w kapcie ruszyłam w stronę szyby. Otworzyłam okno. Przyjemny ciepły wiatr otulił moje ciało.
Tego mi było trzeba. Odetchnęłam głęboko opierając się o parapet, a raczej materac na ławeczce. Zmarszyłam brwi czując delikatny ból.
Aha. Mam siniaka na łokciu. Jak to możliwe? Uderzyłam się przecież o książkę! Spojrzałam w dół. Ona wciąż tu leżała. Podniosłam ją z podłogi i odrzuciłam na biurko. Właściwie to spadłam wczoraj ze sporej wysokości, ławeczka sięga mi do łokci. Wychyliłam głowę przez okno starając się ignorować ból w łokciu. Wiatr przelatywał między kosmykami moich włosów, podrywając je lekko do góry. Lubiłam to, że budzik dzwonił mi zawsze pół godziny przed siódmą, bo miałam trzydzieści minut, żeby się rozbudzić.
-Znowu szukasz dobrych widoków? - W oknie naprzeciwko zobaczyłam chłopaka z poburzonymi lokami i wściekle zielonymi oczami. Gdybym tylko wyciągnęła rękę mogłabym mu ułożyć te włosy. Domki w Anglii mają to do siebie że są bardzo ciasno osadzone. Myślę, że gdybyśmy wyciągnęli szyje to moglibyśmy się pocałować.
Staph. O czym myślałam?
-Nie mogę się dopatrzeć. - Odpowiedziałam nawiązując do wczorajszego wieczornego incydentu.
-Doprawdy? Mi się wydaje inaczej.
-Odpuść sobie, to było przypadkowe. - Zmrużyłam oczy patrząc na jego twarz. Miał zaciśniętą szczękę.
-Nie wyglądało. - Westchnęłam poirytowana i przewróciłam oczami odchodząc od okna, ale zostawiając je otwarte. - Nie uciekaj, kochanie. Zaraz będę się przebierał!
-Jak mnie nazwałeś? - Odwróciłam się piorunując go wzrokiem.
-Do zobaczenia w szkole Darlene. - Uśmiechnął się tajemniczo i zamknął okno.
Co do cholery? Również podeszłam do okna, aby je zamknąć. Uniosłam brwi i wypuściłam głośno powietrze z ust. Podeszłam do krzesła, na którym leżały poskładane ubrania. Zawachałam się jednak, kiedy uniosłam do góry moją szarą bokserkę, która robiła mi za górę od piżamy, a mój wzrok padł na okno w sąsiednim domu, gdzie Styles pomachał do mnie napotykając mój wzrok. Fuknęłam i przeszłam do łazienki przeklinając pod nosem wysokiego bruneta z nieziemskimi zielonymi oczami.
Niech cholera go.
Zamknęłam szafkę i ruszyłam w stronę drugiego budynku, gdzie odbywała się lekcja biologii. Nie lubiłam tych zajęć, bo siedziałam z Harry'm. To zabawne, że wszędzie gdzie jestem ja nagle zjawia się on. Zabawne, albo może raczej:
denerwujące? To też. Weszłam do klasy napotykając wzrok bruneta. Nie, zdecydowanie nie chciałam już dziś go widzieć. Czułam się dziwnie przez sytuację wczoraj wieczorem i dziś rano. I przez moje myśli.
"gdybyśmy wyciągnęli szyję, to moglibyśmy się pocałować". Zacisnęłam palce na ramieniu mojego plecaka.
Może uda mi się uciec? Nie, nie ma mowy wszyscy mnie widzieli. Westchnęłam bardzo cicho, aby przypadkiem nikt tego nie zauważył. Panna Parker już siedziała przy swoim bardzo zaawansowanym technologicznie komputerze.
Huh, powiało sarkazmem. Niechętnie stawiałam kolejne kroki, ale wydawało mi się, że dystans, który pokonywałam od drzwi klasy do ławki wcale się nie zmniejszał. A może zmniejszał się za szybko? Sama nie wiem. Po prostu nie wiem nawet kiedy, siedziałam już obok mojego sąsiada czując się niesamowicie niska, bo nawet jeśli Styles siedział przygarbiony i oparty o ławkę, to wciąż znacząco przeważał wzrostem. Spojrzałam w górę na jego twarz, ale światło z lampy na suficie mocno raziło mnie w oczy. Wyjęłam więc swój zeszyt i piórnik, bo zauważyłam, że nikt nie wyjął książki. Panna Parker przeszła po całej klasie i rozdała po jednej kartce na ławkę.
Praca w parach? Świetnie, po prostu zacznę skakać ze szczęścia. Następnie nauczycielka przyniosła z zaplecza terrarium, stos pokrowców z przyborami oraz plastikowe podkładki, które również rozdała. Następnie kazała jednej osobie z ławki podejść do niej. Od razu z krzesła poderwał się Styles nawet nie informując mnie o tym.
Dupek. Panna Parker wręczyła mu żabę i kazała pilnować, aby nie upadła. Zmarszczyłam brwi, a kiedy chłopak usiadł na miejscu przyjrzałam się ostrym przyrządom i strzykawce napełnioną.. czymś, a potem wzięłam do ręki kartkę. Brunet położył zwierzątko na podkładce i przykrył dłonią, aby nie uciekła. Oderwałam od niego wzrok i zetknęłam na napisany tłustym drukiem tytuł.
Obserwacja zachowania żaby po wycięciu półkul mózgowych.
O nie.
-Ty to robisz. - Odrzuciłam papier w stronę Styles'a, aby mógł przeczytać jego treść.
-Nie ma mowy, uzgadniałaś to z kimś? - Spojrzał na mnie oburzony.
-A ty z kimś uzgadniałeś, kto wstanie po żabę? Tak się po nią rwałeś, to teraz operuj! - Westchnął i chwycił jeden z przyrządów zerkając na instrukcję. Drugą dłonią wciąż przykrywał zwierzaka. - Dasz sobie radę jesteś dużym chłopcem. - Poklepałam go pocieszająco po ramieniu, do którego ledwo dosięgnęłam.
-Okej. Krok pierwszy, wytnij półkule. Odkrył płaza, ale przytrzymał go trzema palcami i zbliżył do niego nożyk.
-Stój kretynie!
Krok pierwszy: u ś p i j żabę. - przeczytałam mu i wyjęłam strzykawkę z pokrowca, po czym wstrzyknęłam żabce - jak się okazało - eter. Z zadowoleniem patrzyłam jak zwierzę usypia, a Harry po chwili podziękował mi
(wow) i wziął się za wycinanie mu półkul mózgowych. Zniesmaczona widokiem krwi odwróciłam wzrok.
-Dobra. Krok trzeci. Wykonuj polecenia i notuj zachowanie żaby. - Przeczytał chłopak.
-Ja notuje! - Harry westchnął przewracając oczami, ale nie zaprotestował.
Podoba mi się nasza współpraca.
-Połóż żabę na pięści i obracaj nią powoli, aby płaz lekko zsuwał się z twojej dłoni. - Czytał i wykonywał polecenia. Byłam zaskoczona tym, że żaba funkcjonowała normalnie mimo braku półkul mózgowych. Tylko jej ruchy były takie... Jak robota. Martwo wpatrywała się w jeden punkt i tylko przesuwała się, aby być na szczycie pięści Styles'a. Spojrzałam na kolejne polecenie po zanotowaniu mojej obserwacji.
Połóż żabę na jednym końcu deski i przechylaj stopniowo.
-Nie mamy deski. Połóż Dean'a na podkładce.
-Kogo? - Zmieszał się Harry.
-Dean'a. Żaba Dean. -Wyjaśniłam.
-Dlaczego Dean? - Zmarszczył brwi.
-Bo zachowuje się jak robot. A Dean to.. robotyczne imię.
-Robotyczne? - Nic nie mogło ukryć jego rozbawienia. Wzruszyłam ramionami i posadziłam żabkę na podkładce. Poprawiał swoją pozycję tylko, gdy pochyłość groziła mu upadkiem i cały czas wspinał się po plastiku w górę. Wykonaliśmy jeszcze kilka poleceń, których rezultaty zapisałam w zeszycie i zadzwonił dzwonek.
-Odnieście żaby do terrarium i złóżcie zeszyty na moim biurku. Resztę zbiorę sama. Płazami odpowiednio się zajmiemy. - Ogłosiła pani Parker. Pakowałam swoje rzeczy do torby.
-Uhm. Mówiąc "odpowiednio się zajmiemy" ma na myśli "wyrzucimy do kosza". Ja odniosę. - Mimo mojego raczej mało przyjaznego nastawienia do Styles'a, zachichotałam i stwierdziłam, że
to była całkiem normalna lekcja. A może nawet miła. Reszta też minęła całkiem sympatycznie. Na wychowaniu fizycznym Harry nawet wybrał mnie do swojej drużyny. Wszystko jednak zmieniło się razem z dźwiękiem dzwonka na koniec lekcji. Po przebraniu się w żółto - granatową spódniczkę sięgającą mi do połowy ud i obcisłą koszulkę w tych samych kolorach na grubych ramiączkach, która odkrywała mój brzuch, ruszyłyśmy z Cat na salę gimnastyczną, gdzie byli tylko Avan i Harry. Obstawiam, że zawsze będzie tak, że nasza czwórka będzie wcześniej na sali, treningi zaczynały się pół godziny później niż my kończyliśmy lekcje. Więc opłacało nam się bardziej przyjść wcześniej niż czekać aż w szatni nie będzie już miejsca na przebranie się. Cat pobiegła do Avan'a i wskoczyła na jego plecy, a Harry i on spojrzeli na nią nie spodziewając się tego po prostu. Ruszyłam w ich stronę, ale kiedy tylko Cat to zobaczyła szepnęła coś do jego ucha i oboje cwaniacko się uśmiechając odeszli zostawiając nas samych z Harry'm.
Wow, dzięki. Naprawdę, też was kocham.
-Nie za krótkie te wasze spódniczki? - Brunet chwycił rąbek spódnicy i uniósł go do góry. Natychmiast strzepnęłam jego rękę.
-Nawet jeśli, musisz wiedzieć że nie dla ciebie ją zakładam.
-Daj spokój, ty miałaś trochę pięknych widoków, moja kolej. - Czy on długo jeszcze ma zamiar mi wytykać tą sytuację z wieczora?
-To był przypadek i widoki były przeciętne. Widywałam lepsze.
-Serio? Bo wyglądałaś na zadowoloną.
-Idź już grać.
-Nie ma jeszcze mojej drużyny.
-Cokolwiek. Po prostu idź już stąd. - Przewróciłam oczami.
-Właśnie, będę tu stał. - Wysunął wyzywająco brodę.
-O mój boże, jesteś dużym dzieckiem przysięgam.
-Próbuje się dostosować do twojego poziomu. -
nie. Nie powiedział tego.
-Idź stąd. - Harry tylko założył ręce na piersi i nie ruszył się z miejsca.
-No tak, i pokaz mi jeszcze język, a kiedy nazwę cię idiotą naskarż trenerowi. - Wysunął język wyraźnie rozbawiony tym, jak bardzo mnie irytował.
-No nie wierzę! Etap z idiotą też przejdziemy?
-Przekonajmy się.
-Ugh! - Wzniosłam oczy do nieba i wypuściłam głośno powietrze z ust. - W ogóle... Okej. Jak chcesz tu stać to stój, ja nie mam zamiaru. - Zrobiłam krok do przodu chcąc go wyminąć, ale jego silne ramię oplotło moją talię zmuszając mnie do wrócenia na poprzednie miejsce.
-Co do kurwy? - Mruknęłam bardziej do siebie. Nie zdjął dłoni z mojej talii.
-Chciałem ci tylko powiedzieć, że wyglądasz uroczo i przy tym niezwykle pociągająco.
-Że w tym? - Pokazałam dłonią na mój strój.
-Nie tylko. - Mrugnął do mnie i przejechał palcami po moim brzuchu w miejscu gdzie kończyła się spódnica.
On tak szybko zmienia nastrój. On ma okres. Na pewno. Każdy nawet najmniejszy kontakt jego rąk z moją skórą powodował miliony iskierek pod nią w miejscu gdzie mnie dotykał. Wsunął koniuszek palca wskazującego pod gumkę spódnicy przyciągając mnie tym samym bliżej siebie. Jego duże dłonie spoczęły na moich biodrach, a on sam pochylił swoją twarz do mojej. Czułam przyjemne mrowienie w dole mojego brzucha, kiedy jego usta prawie dotykały mojego ucha.
-Oddychaj. - Szepnął powodując, że zadrżałam, a wzdłuż mojego kręgosłupa przeszły ciarki. - Czyżby było pannie zimno, panno Nelson? - Mruczał wciąż przy moim uchu. Odruchowo położyłam dłonie na jego torsie. Jego dłoń oderwała się od mojego biodra i za chwilę poczułam jak jego długie palce zakładają kosmyk moich włosów za ucho. - Drżysz. - Faktycznie drżałam, ale to było przez niego. I on doskonale o tym wiedział, ale droczył się ze mną. Czułam jak moja pewność siebie gdzieś wyparowuje, byłam bezradna pod jego dotykiem i miarowym oddechem przy moim uchu. Zaśmiał się cicho przy mojej twarzy, więc przymknęłam oczy czując jak pod moimi dłońmi w jego klatce piersiowej powstają wibracje wywołane jego chichotem.
Cholera tu jest gorąco. A może zimno? Nie wiem. Odsunął się ode mnie i zdjął z siebie bluzę, którą założył na moje ramiona i odszedł uprzednio uśmiechając się do mnie i mrugając jednym okiem. Na moich biodrach czułam to dziwne uczucie.
Zawsze pozostawiał je jego dotyk.